wtorek, 4 października 2016

krople na szybie

Leje, leci z nieba ta woda jak wściekła. Dawno nie było takiego konkretnego deszczu, który z taką systematycznością i konsekwencją pokrywał pola, łąki, liście, trawy, lasy. Za oknem albo chmura, totalne mleko i brak widoków jakichkolwiek albo szary krajobraz naszego przysiółka, którym i tak się napawam bowiem pięknie jest tu nawet gdy leje jak z cebra. 

Jednak to wstrzymanie prac na polu nieco mnie już męczy. Rozpoczęte porządki jesienne musiały siłą rzeczy się zatrzymać. A szkoda bo ręce rwą się do pracy a taka pogoda zwyczajnie rozleniwia i jeszcze wpędza w poczucie winy, że się nic nie robi. No niby w domu też jest robota ale o ileż milej spędza się te chwile z kubkiem herbaty, z kotem u stóp i z dobrym filmem lub lekturą. No są potem wyrzuty ale to chyba jeszcze takie miastowe przyzwyczajenia, że nonstop trzeba działać, robić, realizować. Coś z tyłu głowy cały czas mnie do tego przymusza. Coś mi każe uruchamiać siebie do pracy a przecież cały letni sezon harowaliśmy dość mocno. Więc z drugiej strony, tłumaczę sobie, że mogę, że należy mi się i dlaczego nie... właśnie, że odpocznę skoro pogoda i tak temu sprzyja. 

Nawet zwierzaki rozumieją chyba tę aurę i siedzą, leżą, śpią. Czasem tylko podnoszą się przypominając sobie o spacerze, ale gdy otwieram drzwi i pokazuję tę jesienną, deszczową zawieruchę, z odrazą odwracają się od chłodu i idą z powrotem na swoje posłania. Niuniol wyrabia normę w spaniu chyba za dwa życia. Ten to jest dopiero usprawiedliwiony. 

Czekam na grzyby, bo wierzę, że wreszcie będzie wysyp rydzów. Nie tylko ja na nie czekam. Niektórzy goście uzależniają od grzybów swój przyjazd do nas, więc wysyłam dobre myśli do leśnych mchów i ściółki, żeby grzybnie się pobudziły i wyniosły na powierzchnię śliczne, maluśkie, okrągłe, pomarańczowe rydze. Jutro wybieram się (bez względu na aurę) na rekonesans. 

Dobrze, że sąsiadka przyniosła mi pyszną szarlotkę. W taki dzień idealna, podgrzana, z herbatką. W piecu ogień pyka i nadaje klimat domowi, o jakim zawsze marzyłam. Teraz go mam. Na wyciągnięcie ręki. 
Wracam do lenistwa i pozdrawiam wszystkich. 



6 komentarzy:

  1. Nie miej poczucia winy, że coś tam czeka do zrobienia, czasami trzeba troszkę odpocząć, poleniuchować wręcz:-) też czekam na rydze, młodziutkie, zrumienione na maśle, pycha! coś czuję, że sypnie grzybami po tych deszczach, bo jak czytam opinie starych grzybiarzy, to świat musi się schłodzić, nawilżyć, potem będzie cieplej i wtedy ruszy grzybnia, nie wiem, prawda li to czy tak pocieszają się tylko:-) szarlotka zupełnie jak moja, z kruszonką; pozdrawiam serdecznie.
    P.s. Ulewy poprawiają stan wód w studniach, Grey Wolf, pogórzański osadnik pisał właśnie, że ma już jej pół studni:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś parę świeżych młodziutkich rydzów zebrałam i wierzę, że to dobry znak. Jutro ma się ocieplić. Muszę zajrzeć do Grey Wolfa bo dawno mnie u Niego nie było. Ściskam Cię Mario :-)

      Usuń
  2. Była studnia, wyschła, był staw, wysechł. Wielkopolska stepowieje w zastraszającym tempie. Deszczu padaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deszcz pada i pada a mnie nie pozostaje nic jak się w tym odnaleźć i zaakceptować. :-) ściskam

      Usuń
  3. Błogosławiony ten deszcz. Coraz mniej wody. Zresztą, uwielbiam gdy pada. Nie mam szarlotki za to.Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje cztery ostatnie zdania to chyba kwintesencja tego co działo się u Ciebie od początku gdy tylko w głowie pojawił się taki obraz :-) Lubię tu zaglądać, czytając i oglądając to co pokazujesz czuje się ten sielski spokój do którego ciągnie pomimo biegu na którym śmiga dzisiejszy świat. Fajnie jest podglądać ludzi, którzy spełniają swoje marzenia. Tęskni mi się za rydzami szczególnie podsmażonymi na starej patelni na płycie kuchennej. Chyba dzisiaj podlecę zobaczyć czy się pojawiły w okalających lasach, tym bardziej, że pokazało się słońce :-). Pokażę Waszą Polanę u siebie. Pozdrawiam serdecznie - marzyciel.

    OdpowiedzUsuń