niedziela, 28 lipca 2013

homeless

Od mojego (u)padnięcia minęło już trochę czasu ale w sumie podniosłam się szybko bo leżeć długo nie umiem. Za dobre Wasze słowa ukłon niski czynię i podziękowania składam.
Komp jednak nie dał rady zmartwychwstać stąd długa moja absencja. W międzyczasie wydarzyło się wiele. Stałam się bezdomna. Wymeldowana. Warszawsko-wolska pępowina odcięta raz a dobrze. Poszło jak z płatka. Wydawało mi się, że przyjdzie moment na uronienie łzy, na chwilę sentymentu, na wzruszenie.
Nic takiego się nie wydarzyło.
Nie zmienia to jednak faktu, że pamiętać będę zawsze iż to miejsce, ten dom, ta okolica ukształtowały mnie, wzbogaciły o dobrych ludzi, wyryły na powierzchni mojego charakteru trwałe linie, nieusuwalne ślady, zainicjowały do życia.
Okazuje się zatem nie po raz pierwszy, że do przedmiotów martwych przywiązana raczej rzadko jestem. To ludzie są wyznacznikami przestrzeni, w której czuję się dobrze i bezpiecznie. To PRZYJACIELE. I choć jestem homeless to wiem, że schronienia mi nie brak.
Teraz wróciłam pod JEGO bezpieczne skrzydła i wiem, czuję, smakuje fakt, że z górki jest bardziej niż kiedykolwiek do tej pory.
Do kolejnego etapu zgłaszamy gotowość.

sobota, 6 lipca 2013

padnięcie

Padł komp. Na amen.
Padły nadzieje o łagodnym i bezbolesnym załatwieniu pewnych spraw.
Padł uśmiech na wieść o tym, że bliskiej osobie nie do końca wyszło to, co zaplanowała.
Pada czasem deszcz ale głównie pada mój prywatny dysk wewnętrzny od spiekoty na zewnątrz.
Padają mi zwoje od nadmiaru obowiązków.
(W)padłabym najchętniej do chłodnej wody jeziora i uniosła się na tafli wody pieszczotliwie muskana promykami słońca.
Padam bo na (w)padnięcie do jeziora trza mi jeszcze poczekać.
Ach... i padają nam powoli nadzieję na zbiór pomidorów balkonowych bo kwiaty jakoś nie chcą się zawiązywać. (S)padają.
(S)padam i czekam na (w)padnięcie światła w czarnym tunelu.