czwartek, 25 października 2012

to tylko rzecz nabyta ale...

... ale jednak boli jak ktoś, jakiś żałosny typ, ma odwagę ją sobie przywłaszczyć.
Zaczęło się od wtorku... kiedy to mojemu tacie z roweru zapiętego u nas pod domem, buchnęli ... siodełko. Za pół godziny z Polski dotarła do nas wiadomość, że mojej chrzestnej zaiwanili w tym samym dniu samochód spod pracy a dziś w nocy.... JEMU gwizdnęli rower, który przypiął do stojaka lecz nie schował do garażu. No dobra... powiedzmy JEGO wina, bo garaż mamy a schować nie schował... ale sam fakt kradzieży boli, nie ma na to zgody, jest bunt i wkurw bo ... jak można. No jak można???!!!
Przecież tutaj jest TYLE rowerów ot tak, do wzięcia. Często ludzie porzucają gdzieś w krzakach lub wystawiają na tzw. wystawce przed dom, gdy rower już się najeździł a jego miejsce zajął nowy. No i żeby jeszcze ten JEGO rower był jakiś wybitny. Owszem był BARDZO WYBITNY, bo był JEGO a ON na nim przejechał tysiące kilometrów i w Syrii był i na Ukrainie i w Rumunii. I tata MU go kupił jak miał lat 17-ście i ON go dopieszczał, udoskonalał, lubił, kochał. Był jak szyty na NIEGO a teraz, ten co na nim będzie ewentualnie pomykał to co... jak w używanych butach. Nie pasują bo tylko do jednej pary stóp są dopasowane.

Wiem, to tylko rzecz nabyta. My jesteśmy zdrowi i to jest ważne i o to dbać trzeba, jednak...

W sumie to wydarzenie sprawiło, że poruszę temat, który od dawna chadzał mi po głowie, ale nie było odpowiedniego momentu do napisania a dziś jest idealny. Otóż kradzieże, złodziejstwo, ludzie bezlitośni pod tym względem... to zdarza się wszędzie. Jednak ja zastanawiałam się nad tym, jak funkcjonuje to gdy ktoś się np. urządza, buduje. Np. tak jak my. Będziemy mieć ziemię i pewnego dnia przywieziemy na nią dom uprzednio rozłożony, który trzeba będzie złożyć. Wiadomo, że na terenie działki nie zawsze ktoś będzie a bale będą leżały i kusiły. Albo że np. ktoś buduje dom, zwozi tam materiały i też nie zawsze przebywa wokół posesji.... i co wtedy? Przecież to wszystko kosztuje, majątek swój ktoś w ten towar ładuje, w marzeniach już ustawia meble w salonie... a tu się okazuje, że paleta dachówki zniknęła. Albo że piłę sobie ktoś bezzwrotnie pożyczył.
I jak to jest? Ubezpiecza się to? Ochronę się wynajmuje? Sąsiad zerka czy rosyjska ruletka: ukradną czy nie ukradną?

     

środa, 17 października 2012

talent

Kasia, której prace można oglądać TUTAJ jest jedną z tych ważnych dla mnie osób, które z ogromnym smutkiem dawno temu zostawiłam tam skąd pochodzę. Urocze dziewczę, bystry człowiek, świetny kompan, nietuzinkowa osobowość. No i talent.
Od dawna prowadzi graficznego bloga, gdzie dokumentuje swoje życie, ale chyba przede wszystkim prezentuje i rozwija swój talent. W tych czasach nie jest łatwo się wybić. Talentów i "talencików" jest moc dookoła i czasem z tego śmietnika trudno jest wychwycić prawdziwą z pereł. Trzeba mieć dobre oko, odpowiednią wrażliwość i chwilę aby w zabieganiu poświęcić swój czas i zatrzymać się, zadumać a potem docenić...
Mimo iż mnie TAM niestety nie będzie, to zapraszam WAS bo może wśród gości Naszej Polany jest trochę mieszkańców Warszawy, którzy zechcą być tego ważnego wieczoru z Kasią. Zapewniam Was, że nie pożałujecie.
Będzie wesoło, może smutno, ale z pewnością z humorem...

POLECAM!

Oto zaproszenie od Kasi przez nią oczywiście zaprojektowane :-)




środa, 10 października 2012

co robi Polak w Niemczech między 16:00 a 18:00

można
- odpocząć po pracy
- zjeść po pracy
- poczytać
- pobawić się z brand new kotem
ale przecież można sobie równie dobrze dodać roboty czyli... wyskoczyć na chwilkę do lasu na grzybki...
i tak oto



 Efekt taki, że sezon grzewczy musieliśmy rozpocząć szybciej niż przypuszczaliśmy... kaloryfer caluśki obłożony i obwieszony tymi, przeznaczonymi do suszenia.
Słoiczków marynowanych powstało sztuk 6.
Garnek duszonych czeka na jutro do przyprawienia.
A na mizianie i podglądanie kocura zawsze jest czas.






poniedziałek, 8 października 2012

do wygrania udział w mega wydarzeniu...

my nie możemy ale Inkwizycja będzie losowała szczęśliwca u siebie na blogu. Polecamy!

weekend bez gości

Tak w życiu bywa, że czekamy, że się cieszymy, że planujemy i już, już ... oczami wyobraźni widzimy jak się ściskamy, jak opowiadamy, jak milczymy, jak skubiemy wspólnie słonecznika...
Tak w życiu bywa, że wszystko to pozostaje tylko w naszej wyobraźni bo los tak kieruje życiem naszym i naszych najbliższych, że choróbska nie pozwalają zrealizować tego, co się w głowie wymyśliło i zaplanowało.
Szkoda, wielki smutek i żal...
Zdrowiej Kochana i niech wszystko wraca na swoje miejsce.
A tu parę fot z weekendu bez Was... pogodę zamówiłam i kolory na zewnątrz i tylko Was było brak oj bardzo brak ale wierzę, że co się odwlecze to... wiadomo :-)



 poniżej ON w pigwie - w dosłownym tego słowa znaczeniu.... :-)
 czerwone wiadro pełne kani :-)













A Kocuroo, Rudson ma się dobrze, baaa nawet znakomicie.
7 doba okazała się przełomowa. Legowisko wysoko na szafie już prawie na stałe zamienił na ... NASZE ŁÓŻKO. Zaczęło się od tego, że z soboty na niedzielę spała u nas siostra Jego i mój tata. Rano kota znaleźliśmy w łóżku u Jego siostry. No babiarz jak nic. Każdy kot to babiarz. Bambo też wyrywał wszystkie moje koleżanki. Na moich oczach! :-)
W każdym razie dziś spał słodko w... MOICH nogach i nawet się nie rozpychał. No i wrócił do swego zwyczaju, o którym opowiadali nam Właściciele ze Świdnicy, mianowicie podczas snu ssie końcówkę swego ogonka. To podobno kocia choroba sieroca, bo kiciuś nasz został jako dziecię znaleziony na działkach bez mamusi i może to pozostałość po fakcie, iż zbyt szybko zabrakło mu mamusinego cyca.


 

czwartek, 4 października 2012

Sierściuszek

W dosłownym tego słowa znaczeniu.
Ale od początku:
- Jego Matką Chrzestną jest MEGI mimo iż nigdy nie widziała go na oczy. Naraiła nam go i dobrze, bardzo dobrze bo radość wnosi do naszych serc.  Dziękujemy
- Ma na imię Rudi ale my wołamy na razie "Rudson" albo po prostu "Kocie!"
- Przejechał z nami 700 km ze Świdnicy do Frankfurtu i zostawił na tapicerce naszego autka tonę swej rudej sierści. Dostał 2 relanium ale zasnął i przestał chodzić po aucie dopiero po trzeciej tabletce. /sic!/
- Pierwszego dnia był mocno zestresowany... w końcu zaserwowaliśmy mu mocne przeżycia - wyrwaliśmy go z ciepłego domku, od ukochanych ludzi, od jego przyjaciół... zmusiliśmy do długiej podróży i pozostawiliśmy bez szansy na powrót. Jego poprzedni właściciele musieli niestety się z nim rozstać bo Pan Rudiego miał silną alergię. Rodzina podczas rozstania mocno się trzymała i robiła dobrą minę do, nie takiej fajnej znowu, gry ale ... my i tak czuliśmy, że nie jest im łatwo.
- Nam też nie było łatwo.
- Rudiemu w każdym razie z dnia na dzień idzie coraz lepiej. Topografię kryjówek w naszym małym niemieckim mieszkaniu opracowuje do perfekcji ale z drugiej strony całkiem dobrze idzie mu już wychodzenie z ukrycia.
- Drugiej nocy, zwalając z parapetu jeden z moich storczyków, wywalczył sobie miejsce do wyglądania przez okno.
- Jest milusi w dotyku, a gdy się go bierze na ręce /sam jeszcze nie przychodzi/ to słodko warczy, po czym warczenie delikatnie przechodzi w ... mruczenie.

Rudi, Rudek, Rudson, Rudzielec.... - uczymy się go a on uczy się nas.
Mamy nowego przyjaciela.




A teraz pytanie do Kociarzy...
Czy koty wiedzą, które kwiatki są dla nich trujące a które nie??? Czy są to w stanie jakoś wyczuć?
Bambo też podgryzał nam kwiatki ale rzadko i mało.
Rudson gustuje chyba w większości bo jego ząbki pojawiają się we wszystkich, które mamy.
Podgryza storczyki, kalanchoe i cynie na balkonie ale mam też gwiazdę betlejemską a ona ponoć w całości trująca. Megi HELP!  Bo Ty po pierwsze: Masz Koty, po drugie Masz Gwiazdę a po trzecie... WIEDZĘ :-).

DZIĘKUJEMY Z CAŁEGO SERCA ZA WSZELKIE KOMENTARZE, ŻYCZENIA  I GRATULACJE DOTYCZĄCE POPRZEDNIEGO WPISU. 
Na razie nie możemy się otrząsnąć po tym zdarzeniu tj. po spotkaniu NASZEJ POLANY. Ale obiecujemy, że będziemy na bieżąco donosić jak się sprawy mają.

poniedziałek, 1 października 2012

Nasza Polana zmaterializowana

Ci co znają to uczucie, wiedzą co mamy na myśli... w każdym razie czuliśmy się jak podczas egzaminu maturalnego. Tyle tylko, że w tym konkretnym przypadku jednak większą rolę odegrało szczęście, fart, zrządzenie losu lub... tak po prostu musiało być. Wiedza - po trochu też bo doświadczenia przecież nie było kompletnie.
Tak, tak i jeszcze raz TAK.
Wszyscy mieliście rację. Od tych co to mówili, żeby "jak się trafi to COŚ to żeby brać choćby nie wiem co...", po tych co doradzali, że olać agentów i szukać po wsiach na własną rękę, poprzez tych, co przewidywali, że Nasza Polana pojawi się niespodziewanie i okolicznościach co najmniej magicznych, aż po ostatnich nas, którzy od początku przekonywali, że wejdą, staną, popatrzą i powiedzą TO JEST TO i w żadnym wypadku NIC INNEGO.
Mieliśmy kupić 1 hektar a wyszło na to, że będziemy mieć DWA. :-)
Umowa przedwstępna podpisana. Finalizacja umowy z różnych względów nastąpi w wakacje przyszłego roku. Dla nas to idealny układ.
Wygrał Beskid Niski :-))))))))). Także będzie nam niezmiernie miło, gdy będziecie mieli okazję przekonać się, jaki ów Beskid jest piękny.
Koza z Domu na Górce wprosiła się do nas jako pierwsza na parapetówkę :-) i to był pierwszy znak, dobra energia, whatever .... ale pomogło. :-))))) Kozo dziękujemy za piękną choć krótką /z naszej winy :-)/ gościnę. Niezwykle miło było Cię poznać. :-)

Ale zanim parapetówka to jeszcze w okolicznych potokach moc wody upłynie a tymczasem...

... popatrzcie na Naszą Polanę i jej okolice.  

Czyż to, co powyżej nie brzmi pięknie?????? :-) nie mówiąc o tym co poniżej :-P






 Widoki z Naszej Polany



 okoliczne piękności