piątek, 21 sierpnia 2015

śliwki robaczywki

Lato mija tak szybko, że przerażenie moje nie ma końca. Kto remontuje stary dom wie, że z czasem trudno w pewnych kwestiach wygrać. Tu się na coś czeka, tam nie można czegoś zrobić bez tego na co się czeka, a tutaj znów brak czegoś i nie wiadomo kiedy owo coś się pojawi. Dni lecą, wieczory coraz chłodniejsze a poddasze czeka na ocieplenie bo na razie przez szpary wlatują nadal nocną porą nietoperze a w cieplejsze dni przygrywają świerszcze czy tam cykady (są u nas cykady??).
Malwy chyba w tym sezonie nie dadzą jednak rady zakwitnąć... a może jednak dadzą?

Najpiękniejsze jednak, że mamy ludzi kochanych i pomocnych. Zmieniają się - jedni wyjeżdżają a na ich miejsce przyjeżdżają nowi i znów nadziwić się nie mogę, że rezygnując z wycieczek po malowniczych szlakach Beskidu, siedzą na naszym podwórku i tną drewno na opał, grabią, układają kolejne butelkowe podłogi, heblują deski albo noszą piach w taczkach. Robotom nie ma końca a oni wykonują je z uśmiechem na twarzach i energią, jakiej dawno nie widziałam u nikogo. Dzieci są niezastąpione - to one często nadają tempo wszelkim pracom a potem wieczorem pierwsze wskakują do chłodnej toni jeziora aby następnie gapić się w gwiaździste niebo, które tylko nieznacznie rozświetla płomień ogniska.

W jednym pokoju mamy już podłogę. Posadzka jest jodłowa, pomalowana białym ługiem. Zorientowanie się w opcjach ługowania nie jest rzeczą prostą bo co ekspert to inna koncepcja. W efekcie zakupiliśmy ług biały, po którym to podłoga nabrała fajnej białej barwy jednocześnie zachowując słoje. Będziemy ją myć specjalnym białym mydłem. Ale ciekawi mnie także efekt po ługowaniu ługiem bezbarwnym, po którym dechy mają przypominać kolor srebrzysto-szaro-biały. Ma to być niby coś na wzór drewna wyrzuconego przez morskie fale na brzeg. Kojarzycie?

W duszy jest różnie. Czasem porównuję ją do śliwek robaczywek otaczających naszą niewielką posesję. Drzewa oblepione śliwami ale co druga z robakiem i tak też wygląda czasem moje wnętrze. Jest jakiś robal, który nie pozwala mi być jeszcze TU. Humory czasem mnie dopadają, niemoc intelektualna i fizyczna. Roboty dla mnie dopiero się rozpoczynają bo dotychczas robię głównie za kuchtę a ja jednak chcę coś malować, przybijać, patrzeć i widzieć, że moja ręka też tu coś dokłada. Niby przytrzymam coś podczas heblowania, niby to niby tamto ale jakoś tak bezproduktywnie oceniam tu na razie swoje bytowanie. Umyłam ściany szczotą i szarym mydłem  .... oooo tak to było bardzo moje i bardzo brudne i dobrze mi to zrobiło, no a potem ta biała posadzka jodłowa całkiem moja. Butelek wkładałam wcześniej także razem z resztą dobrych ludzi ... ale chyba cierpliwość mnie zawodzi i ja chcę już być na etapie o wiele dalszym i bardziej zaawansowanym. No tak mam i nic nie poradzę. Narzekam?? Może trochę ale chyba jestem nieco zmęczona brakiem pewnych rozwiązań, które sądziłam, że nastąpią nieco szybciej.

Radują mnie ludzie dookoła i tym cieszę się prawdziwie i szczerze bo powiem Wam, że budowy zaczynam mieć po dziurki w nosie, a sądziłam, że jestem w tym temacie twarda i mocna. No ale jeszcze chwilka, jeszcze sekunda i będzie dalszy etap, który może psychicznie postawi mnie mocniej na nogach.

A co do śliwek robaczywek to znacie może jakieś sprawdzone sposoby na ich się pozbycie - tj. żeby ich za rok nie było. Pryskać oczywiście niczym chemicznym nie zamierzam. Tata kiedyś mówił, że zakopanie robaczywych śliwek pod drzewem w jednym roku sprawia, że za rok śliwki rodzą się zdrowe. Pewnie to wypraktykujemy ale może są jakieś bardziej realistyczne porady?