Mój młodszy brat od paru tygodni mocno narzeka na ilość nauki w pierwszej klasie liceum. Trafił tam z bardzo dobrego gimnazjum, w którym też raczej luzu nie miał i myślał, że "obóz pracy" po gimnazjum dobiegł końca. Życie jednak mocno go doświadcza bo ślęczy nadal biedak nad książkami, kuje i świata poza funkcjami z matmy i niemieckimi słówkami nie widzi. Pocieszam go, że nie on jeden, że ja też, że inni i że potem tj. w dorosłym życiu nie jest wcale o wiele łatwiej a ... dorośli tak często przecież wracają do licealnych wspomnień i studenckich lat swego życia.
Każdy ma problemy na swoją miarę. Ja np. ostatnimi czasy zgłębiam problematykę dotyczącą konstrukcji niektórych urządzeń, przedmiotów tudzież rozwiązań architektonicznych w domach i mieszkaniach. Problematyka ta skupia się głównie na tym czy dany konstruktor, producent czy projektant biorą czasem pod uwagę jak ich twór będzie łatwy (trudny) w obsłudze jeśli idzie o mycie, czyszczenie, sprzątanie... no generalnie usuwanie brudu mam na myśli.
Kochani... czy myjąc lodówkę zastanawialiście się czasem po co w tych dolnych szufladkach jest tyyyyllllleeee rowków i zagłębień? Palca nie można tam włożyć nawet najmniejszego, rożek od ściereczki nie wchodzi a szczotka często też nie daje rady bo zanim włosie dosięgnie to już nasada szczotki hamuje dostęp. A tam, w tym kąciczku, rynience cholernej... jest akurat zaschnięty stary ketchup albo zgniły pomidor puścił sok i tak jak był tak zasechł. No niby można namoczyć... i czekać. Ale i to nie zawsze daje efekty.
Albo krany... Pięknie zdobione, z zawijasami, znów (o Boże!) z rowkami, gdzie kamień lubi się osadzać. Czyść to potem człowieku.
Wanny narożne. To jest dopiero koszmar. Często kran + prysznic są umiejscowione tak daleko w rogu, że aby puścić strumień wody, na wyczyszczoną powierzchnię, muszę do niej... wejść. Już od dawna pracuję bez skarpet, w klapkach, bo ilość opryskanego wodą ubrania była zatrważająca. No ale nie będą właziła do obcej wanny bosymi nogami... w klapkach? też mi się nie uśmiecha, zresztą wtedy płyn, którym czyściłam znajdzie się na podeszwie i rozniosę go po pomieszczeniu. Gimnastyka jest niezła. Niecenzuralne słowa lecą wtedy płynnie niczym ta oczekiwana przeze mnie woda.
Pralka. Tak... pralka ma przecież taką szufladkę, do której sypie się proszek, nie? Często proszą mnie moje damy abym im te szufladki umyła "bo proszek się przykleił, bo wewnątrz jest już czarno". One oczywiście nie wiedzą jak się te szufladki wyjmuje, "ale ja pewnie wiem". Tak owszem wiem, ale z tym też nie ma łatwo. Każda wyłazi inaczej, gdzie indziej naciskasz magiczny kawałek plastiku aby uwolnić pudełeczko. A jak już je uwolnisz to dopiero zaczyna się przygoda. Tam zagłębień jest dopiero cała masa. Zastanawiam się czy nie można tego było wykonać aby prościej? Lub chociaż aby było to rozbieralne, niczym plastikowe klocki, na części? Pomijam fakt, że zawsze się przy tej czynności muszę zadrapać.... F**k!
Okna dachowe. Takie do których jest bezpośredni dostęp są spoko. Otwierasz, odkręcasz na drugą stronę. Myjesz. Skończone. Ale są też takie wysoko, pod chmurami samymi prawie, do których nie masz dostępu. Ręką nie ma mowy dosięgnąć. Drabiny brak. Wejścia od strony dachu też nie ma. Syf na oknach. Stare, suche liście. A klient patrzy jakby całkiem serio chciał zapytać o to czy przywieźliśmy ze sobą skrzydła.
Tego typu zagwozdek mam masę każdego dnia. Wiem, że pewne mało wygodne rozwiązania są nieuniknione ale czasem naprawdę mam wrażenie, że autorzy odpowiedzialni za moje codzienne koszmarki nie pomyśleli w chwili procesu twórczego, o przyszłych użytkownikach a tak naprawdę o wszystkich Putzfrau, Sprzątakczach i Cleaning Lady całego tego świata.
O!
Pozdrawiam Cię Bracie!
A gdy ja sprzątam za oknem takie oto nadal procesy zachodzą...