niedziela, 28 września 2014

oddech

Grzybów u nas brak. Dziwne. Rok temu o tej porze był wysyp. Suszarka działała 24 ha na dobę i zapach w mieszkaniu był taki, jaki przy suszonych grzybach ma być. Piękny.
Nie ważne. Jesień nas rozpieszcza słońcem codziennym, temperaturą kapitalną i aurą jak z książki.



tak, wiem to są opieńki ale sama ich nie zbieram... nie znam się, nie orientuję się i wtedy zarobiona jestem 









Najgorsze są poranne obudzenia, wybudzenia, gdy za oknem jeszcze ciemno. Kot po usłyszeniu alarmu w telefonie (czy ktoś jeszcze budzi się zwykłym budzikiem???) zaczyna wyciągać do przodu łapy (bo śpimy na jednej poduszce naturlich) i wbija mi pazury w głowę, tak jakby totalnie rozumiał, że drzemka drzemką ale wstawać trzeba.
No dobra ale dziś niedziela.
Pracowita była bom w urodzinowych przygotowaniach u klientki brała udział i miło było, Prosecco lało się od godzin porannych, Flammkuchen serwowałam i pierwszy raz w życiu przyrządzałam, a potem na reset poszłam do sauny żeby mnie Aufguss oczyścił z toksyn i myśli trudnych i przygotował jednocześnie do kolejnego tygodnia, związanego z oczekiwaniami na powrót JEGO i na przetrwanie trudnych godzin w pracy.
Jest dobrze.
Aufguss to piękny rytuał, to jak zatrzymanie w czasoprzestrzeni. Zrzucenie ciężaru, oczyszczenie, kąpiel, aromat. Każdy Aufguss jest inny i przynosi inne doznania. Jednak stan po Aufgussie zawsze jest niepowtarzalny. A wzruszający dodatkowo jest fakt, że ktoś musi się mocno napocić, żeby nam to pocenie się sprawiało tyle radości.

Sauna będzie na Naszej Polanie.... ale to już od dawna wiadome jest.

sobota, 27 września 2014

ogień


Wierzę, że niebawem zapłonie pierwszy ogień w naszym piecu. Wiele przy nim pracy i sporo było głowienia się co zrobić, żeby wyszło tak jak wyjść powinno. Nie nasze to było główne zmartwienie tylko Artura Jana Milickiego, zduna pieców rakietowych. O Arturze można przeczytać, że to "wolnomyśliciel, społecznik, wizjoner, zwolennik i propagator otwartej kultury, samowystarczalności lokalnej, kooperatyzmu. Z zamiłowania ogrodnik, zdun, naturalny budowniczy. Współtwórca Akademii Bosej Stopy oraz Fundacji „Dla Ziemi i Ludzi”. Artur prowadzi bloga o TU.
Znaleźliśmy go w sieci, a jakże. Po kilku rozmowach na skypie Artur powiedział, że chętnie wybierze się w Beskid Niski i odwiedzi naszą starą chałupkę, przyjrzy się osobiście gabarytom, kubaturze, ustawieniu pokoi no i zdecyduje jak to odpowiednio zaplanować.
Łatwo podobno nie było. Był nawet moment, że idea pieca rakietowego w naszym domu była zagrożona ale w końcu wyszliśmy wszyscy obronną ręką i piec się tworzy. Artur wykonał z NIM fundamenty pieca, przez kilka dni gromadzili wspólnie poszczególne części pieca, Artur robił Pawłowi wykłady i pojechał do swoich obowiązków. Teraz pod telepatyczną opieką i nadzorem Artura powstaje reszta pieca. 

O piecach rakietowych można szerzej poczytać w internecie bo ja się nie poczuwam do tłumaczenia. Ale tak własnymi słowami to mogę powiedzieć (żeby zachęcić), że to niezwykle ekonomiczne twory. W stosunku do tradycyjnego ogrzewania domu, ciepła z pieca rakietowego zostaje w domu o wiele więcej. Całe ciepło w zasadzie zostaje w domu a dym wychodzący z komina jest znacznie chłodniejszy od tego z kuchni np. węglowej. 

Tutaj znacznie szerzej i mądrzej w tym temacie. 
Piece rakietowe mogą wyglądać np. tak





a nasz na razie wygląda tak :-)





ale też będzie ławeczka do siedzenia, i gliną będzie otulony i woda będzie się w nim grzała. 

czwartek, 18 września 2014

życiodajna woda

Podobno dziś popłynęła. Ona czyli WODA. Jest studnia. Kolejny etap. Ważny etap. Żywioł został zaproszony do naszego domostwa. Kolejnym będzie ogień.
Niech ta woda dokona ablucji naszych umysłów i ciał. Niech płynie zdrowo i będzie zdrowym elementem naszego gospodarstwa. Niech odświeży to, co od dawna przykurzone. Niech rześko potraktuje o poranku Jego lico i niech zmyje Jego zmęczenie o zmierzchu.
Tak mało a tak dużo.


źródło foto http://www.pinterest.com/




niedziela, 14 września 2014

plątanina

Zawsze mnie zastanawia kto wpadł na pomysł dziergania. Szydełkowania i robienia na drutach. Najstarsze wzmianki o tym hobby pochodzą jeszcze ze starożytnego Egiptu. Ale przecież ktoś musiał być pierwszy żeby tak sobie poplątać, poprzekładać, zarzucać oczka i je spuszczać, wymyślać wzory.
Dla mnie dzierganie to forma relaksu i czasem zrobienia też dla kogoś jakiejś miłej niespodzianki, która mam nadzieję, że cieszy przez jakiś czas oko i może nawet grzeje ciało. Zbiera mi się na dzierganie głównie na jesieni. Nie jestem żadną tam mistrzynią. Gdzie tam... taka amatorska robótka ale daje sporo satysfakcji, gdy coś wyjdzie.
Czasem wychodzi, czasem nie. Czasem trzeba pruć i zwijać a następnie rozpoczynać od nowa. Bywa, że coś się zacznie i leży miesiącami i czeka na swój czas a moją wenę.
No i tak się plącze i plecie i dzierga się....




a ta ostatnia dla mojej Sroki, która obecnie siedzi w Buriacji na dalekiej Syberii. Miała ta czapka z nią tam jechać ale właśnie.... no czekała na swój czas. Ech.... Leń ze mnie.





poniedziałek, 8 września 2014

nasze upiory i zmory

"The Horse Boy" - film, który parę dni temu utulił mnie do snu. Film dobry, pełen nadziei, wiary, poświęcenia. Dokument o podróży dalekiej, do krainy odległej geograficznie, do krainy mi bliskiej niezwykle. Ta kraina poukładała wiele w mojej głowie, ustawiła spojrzenie na świat na inny tor. Otrzeźwiła i nauczyła pokory. Bo wspomniany film i moja wyprawa także, to podróże znacznie ważniejsze niż tylko samo odkrywanie lądu. To droga do wewnątrz siebie, droga, która prowadzi w najskrytsze zakamarki własnej duszy, a przynajmniej w jej wnęki, Spojrzenie na problemy własne i innych z perspektywy, z jakiej nigdy na nie nie zerkaliśmy. Nieco więcej empatii dla innych, bardziej wyrozumiała dla siebie samej. Co nie zmienia faktu, że wymagania chyba wciąż te same.
Mam wrażenie, że brakuje mi podróży. Takiego beztroskiego, niepatrzącego na czas, wędrowania przed siebie. Nic nie muszenia. Spontaniczności a potem zbierania z niej plonów. Wyciszenia, odpuszczenia. Pobycia samej ze sobą. Bez zobowiązań i bez oczekiwań.