No bo z brudem to jest tak, że każdy z nas postrzega go na swój prywatny i zupełnie indywidualny sposób. Wiem coś o tym bo z brudu jakby nie było od 3 lat tutaj żyjemy.
Jednodniowy t-shirt, po godzinnym spacerze ląduje w pralce.
Albo zupełnie inaczej - Nosimy. Wąchamy. Nie śmierdzi. Zakładamy.
Sprzątanie co tydzień, gruntowne, idealne, łącznie z odkurzaniem ścian z pajęczyn, których nie ma.
Naniesione błoto przez psa, obślinione podłogi, z wałęsającymi się "kotami" sierści po kątach. Da radę wytrzymać i dwa tygodnie.
Wypucowane na błysk, bez śladu obecności człowieka (no dobra, prawie niewidoczne odciski palców na lodówce) sprzątane w sumie jakby zaraz po sprzątaniu z poprzedniego tygodnia. Na listwach przypodłogowych lekki śladek kurzu. Woda po myciu podłogi idealnie czysta.
Pokruszone przez dzieci paluszki na podłodze, stół wymazany zasychającym jogurtem ze śniadania, tony ubrań pod łóżkiem w dziecięcym pokoju, w toalecie ktoś zapomniał do czego służy szczotka, wszędzie włosy, włosy, włosy. Sprzątanie co 14 dni albo i rzadziej.
A teraz ziemia za paznokciami, która jeszcze przed chwilą była ziemią a teraz już jest tylko brudem, który koniecznie trzeba usunąć. A może by go tak chwilę pokontemplować? Może się przyjrzeć ziarenkom ziemi, które są częścią otaczającej nas natury. Wyrasta z niej cała masa bogactwa. To źródło życia dla tak wielu organizmów ale czemu po drodze ta cudowna materia staje się niczym innym jak brudem i tyle. Kto sprawia, że to brud? My - ludzie.
Przecież brudne zwierzę jest brudnym tylko dla nas. Natura każe im się z w tym tarzać, taplać, wariować. Czy wykąpany w błocie słoń jest brudny? Nie, to jego spa, gabinet odnowy, maseczka. A przecież każdy przeciętny człowiek powie zwyczajnie, że to brudny słoń i tyle.
Pies wytarzany w padlinie. Śmierdzi jak skunks. Ale wtedy jest najszczęśliwszy. To, my ludzie wrzucamy psa pod domowy prysznic i myjemy szamponami, odżywkami, suszymy, czeszemy. A przecież zaraz po kąpieli, pies najchętniej idzie się właśnie wytarzać bo potrzebuje swego naturalnego zapachu, nawet jeśli dla nas ludzi to smród i brud.
ON dzwoni do mnie i jest brudny. Widzę GO na monitorze a na jego rękawie brud. Nie, to nie brud to tylko wióry, które wytwarza piła podczas pracy na materiale popularnie zwanym drewnem. To materia, z której zbudowany jest nasz dom. NASZ DOM. To fragment tego, dla czego tak trudzimy się każdego dnia, ja tu, ON tam. Jak takie coś można w takich okolicznościach nadal traktować jak brud.
Zagalopowałam się? Może.
Ale zmieniam się. Moje postrzeganie się zmienia. Kontempluję życie na inny sposób. Sprawy ważne widzę wyraźniej. Stąpam po ziemi jakby bardziej świadoma, uważna, wolniejsza... spokojniejsza.
To prawda, że takie myślenie ma też swoje negatywne strony. Dwa razy w tym tygodniu zatrzaśnięty klucz w domu u tej samej klientki. Jestem ale myślami fruwam i w brudzie się zanurzam i zastanawiam, w którym momencie coś przestaje być tym czym jest a naprawdę zaczyna być brudem.
A jak już zjeżdżam rowerem a wiatr czule muska moje spracowane ciało to mam przed oczami taki oto widok i pragnę żeby urealnił się już zaraz natychmiast. Tak musi TAM być.