O dobrego chłopa jest chyba niezwykle trudno. Ale jak się już takiego ma to trzeba trzymać i chwalić i podziwiać i doceniać i dobrego coś mu pod nos podsuwać a potem... nie dać sobie oczywiście wejść całkiem na głowę.
On jest z tych dobrych. No nie dziwota, przecież jest Mój. Co prawda nie zawsze jest tym chodzącym ideałem ale jakoś mu to wybaczam. Tak jak on zresztą wybacza i mi moje nieidealne chwile. :-)
Najlepsze jest jak w domu jest brudno i od dni kilku nikomu się nie chce sprzątać bo przecież wiadomo, ze szewc bez butów chodzi. Wtedy przychodzę i rzucam tak od niechcenia, że "... wiesz to może ja zupę ugotuję, a TY byś przeleciał szybko odkurzaczem, co?" Czyli tak, jest obietnica czegoś do zjedzenia, najczęściej czegoś smacznego, ale zaraz potem komunikat, że dzielimy się robotą i nie ma nic za darmo. KaPeWu? :-) Tylko, że trzeba wiedzieć kiedy taką propozycję zastosować, bo jak ON rzuci okiem po podłodze i jego wewnętrzny system wartościowania stwierdzi, że jeszcze jest OK, że jeszcze wcale nie tak brudno i że odkurzacza nie warto wyciągać, to wtedy nici z roboty. A potem jak rzucę temat za dwa dni to zacznie narzekać, że ględzę. :-) Więc trzeba wyczuć odpowiedni moment... a wtedy... a wtedy dzieje się to, co dzieje się zawsze czyli prawie generalne porządki. Sortowanie, chowanie, usuwanie kurzu skąd tylko się da, wyrzucanie, przestawianie, zwijanie, a dopiero na koniec ODKURZANIE. A jak jest u Niego super dobry dzień to jeszcze podłoga jest umyta a na koniec On zadowolony i ja szczęśliwa bo zupa zrobiła się w 30 minut. :-)
Ale tak poza tym to ON jeszcze jest majsterkowicz, wynalazca, samouk w dziedzinach wszelakich i złota rączka w jeszcze innych.
A na deser to:
a takie dziwy dzieją się na naszym balkonie. To jest mała przygrywka do tego, co się będzie działo na Naszej Polanie, jeśli tylko ziemia tam żyzna.
Ale musimy się przyznać, że nie mamy samych sukcesów. Kompletnie olała nasze pieszczoty rzodkiewka. A wydawałoby się, że to banał. Poszła w liście i było z tego może z 6 prawdziwych rzodkiewek do zjedzenia. Z liści zrobiłam sałatkę. Teraz wykiełkował drugi rzut rzodkiewek i może ktoś z Was ma sprawdzony sposób na to, co zrobić aby tym razem poszła jednak w korzeń?
Parę weekendów /a w zasadzie Wochenendów/ wstecz byliśmy na bardzo fajnym spotkaniu z pszczołami. Byłoby jeszcze fajniej gdybyśmy wszystko rozumieli, ale i tak warto było popatrzeć, świeczki z wosku porobić i poczuć adrenalinkę przy pasiece. Co jak co... ale Niemcy takie spędy to potrafią organizować i zawsze jest świetna frekwencja.
To był fotoreportaż dedykowany Neowieśniakowi, którego poczynania z pszczołami podziwiamy. SzaPoBa. :-)
pozdrowienia dla Was
On jest z tych dobrych. No nie dziwota, przecież jest Mój. Co prawda nie zawsze jest tym chodzącym ideałem ale jakoś mu to wybaczam. Tak jak on zresztą wybacza i mi moje nieidealne chwile. :-)
Najlepsze jest jak w domu jest brudno i od dni kilku nikomu się nie chce sprzątać bo przecież wiadomo, ze szewc bez butów chodzi. Wtedy przychodzę i rzucam tak od niechcenia, że "... wiesz to może ja zupę ugotuję, a TY byś przeleciał szybko odkurzaczem, co?" Czyli tak, jest obietnica czegoś do zjedzenia, najczęściej czegoś smacznego, ale zaraz potem komunikat, że dzielimy się robotą i nie ma nic za darmo. KaPeWu? :-) Tylko, że trzeba wiedzieć kiedy taką propozycję zastosować, bo jak ON rzuci okiem po podłodze i jego wewnętrzny system wartościowania stwierdzi, że jeszcze jest OK, że jeszcze wcale nie tak brudno i że odkurzacza nie warto wyciągać, to wtedy nici z roboty. A potem jak rzucę temat za dwa dni to zacznie narzekać, że ględzę. :-) Więc trzeba wyczuć odpowiedni moment... a wtedy... a wtedy dzieje się to, co dzieje się zawsze czyli prawie generalne porządki. Sortowanie, chowanie, usuwanie kurzu skąd tylko się da, wyrzucanie, przestawianie, zwijanie, a dopiero na koniec ODKURZANIE. A jak jest u Niego super dobry dzień to jeszcze podłoga jest umyta a na koniec On zadowolony i ja szczęśliwa bo zupa zrobiła się w 30 minut. :-)
Ale tak poza tym to ON jeszcze jest majsterkowicz, wynalazca, samouk w dziedzinach wszelakich i złota rączka w jeszcze innych.
A na deser to:
before |
after Chyba "before" bardziej mi się podobało. Ale "after" lepiej smakuje. :-) |
Ale musimy się przyznać, że nie mamy samych sukcesów. Kompletnie olała nasze pieszczoty rzodkiewka. A wydawałoby się, że to banał. Poszła w liście i było z tego może z 6 prawdziwych rzodkiewek do zjedzenia. Z liści zrobiłam sałatkę. Teraz wykiełkował drugi rzut rzodkiewek i może ktoś z Was ma sprawdzony sposób na to, co zrobić aby tym razem poszła jednak w korzeń?
Parę weekendów /a w zasadzie Wochenendów/ wstecz byliśmy na bardzo fajnym spotkaniu z pszczołami. Byłoby jeszcze fajniej gdybyśmy wszystko rozumieli, ale i tak warto było popatrzeć, świeczki z wosku porobić i poczuć adrenalinkę przy pasiece. Co jak co... ale Niemcy takie spędy to potrafią organizować i zawsze jest świetna frekwencja.
po środku, z żółtym znaczkiem na pleckach - Królowa Matka :-) |
odlewanie świeczek w kształcie zwierzątek |
odlewanie plastrów wosku, z których potem powstaje m.in. świeczka |
handmade :-) |
no i spotkanie z panem Pszczelarzem, który mówił, że jest uczulony na użądlenia pszczół. To akurat zrozumiałam. |
Trzeba uważać żeby Królowa nie usiadła na człowieku bo wtedy przeleci na delikwenta cały rój. Ale co wtedy? Tego już nie zrozumiałam. |
To był fotoreportaż dedykowany Neowieśniakowi, którego poczynania z pszczołami podziwiamy. SzaPoBa. :-)
pozdrowienia dla Was