wtorek, 8 września 2015

Bronek


Od dziś wiem już, że pewne sprawy nie będą więcej takimi jakimi były. Niuniol ma focha i zerka w jego stronę co chwila, nie mogąc wyjść ze zdziwienia, że on tu jest i że... nadal tu jest. Koszyk wiklinowy, który tyle czasu służył nam do przenoszenia pewnych wiktuałów jest od dziś uboższy o swój rant. Olga Tokarczuk i jej "Księgi Jakubowe" są biedniejsze o okładkę. Mamy zatem z Bronkiem pierwsze ciche dni. Bronek wie, Bronek rozumie... ale co zrobisz jak Bronek nie przepada chyba za zostawaniem samemu w domu choćby na moment.
Bronek znaleziony został przez dobre Anioły gdzieś pod Kielcami, siedział w drynie obok cmentarza. Siedział tam kilka dni i wychudzony mókł w kałuży. Dobre Anioły wzięły Bronka, a wtedy jeszcze Drynka, do domu tymczasowego i jakimś trafem wieść o nim trafiła do nas. Wczoraj w miejscowości Bronina został przekazany do domu docelowego i stałego czyli do nas i tym samym z Drynka przechrzciliśmy go na Bronka. Nie minęły jeszcze 24h a już czuć, że Bronek jest bardzo szczęśliwy z faktu iż ma dom, i nawet jeśli w tym domu jest kot, z którym przecież jest szansa zaprzyjaźnienia się, to ważne, że są ludzie, których w jednej chwili uznał za swoich. Uznał ich za swoich tak bardzo, że poczuł iż Tokarczuk i koszyk też są jego. Koszyk to jeszcze jeszcze ale kto stawia książki na podłodze?
I tak zaczyna się nasza przygoda z tym słodkim Bronkiem, chwilowo wyprowadzanym tylko i wyłącznie na smyczy bowiem tendencje do znikania prawdopodobnie może mieć.
Zakupić zabawek zestaw mu trzeba, kostek do gryzienia i innych gadżetów ale skąd pewność, że mu się zabaweczka z książeczką nie pomylą? Jakieś pomysły w ww. kwestii? :-)

piątek, 4 września 2015

leniwe zerkanie na rzeczywistość

ON zyskał nową ksywę - Szef. W takim razie skoro Szefa nie ma to ja sobie poharcuję, tym bardziej, że ostatnie dni były wybitnie pracowite, więc dzień wolny, pomimo braku niedzieli, zarządzony. Sezon słonecznikowy trwa więc czubki palców charakterystycznie przybrudzone łupinkami. Skubanie pesteczek i gapienie się w przestrzeń ale już z perspektywy wnętrza domu, bowiem życie musiało się ze względów pogodowych przenieść pod strzechę a raczej pod papę. Popadało, więc może zrobię spacer do lasu. Kto wie, może jakaś kurka na mnie tam czeka. Ostatnio znaleziony jeden prawdziwek i kilka kurek właśnie, sprowokowały mnie do uruchomienia suszonych grzybów z roku minionego i ugotowałam grzybową. Tutejszą tradycyjnie doprawia się świeżą miętą. Znacie ten myk? Genialny!

Rodzina mocno napiera w kwestii publikacji fot z przebiegu prac. Nie wiem czy wszystko uda się przekazać ale mocno się postaram - obiecuję.
W tym miejscu nie mogę ruszyć tematu bez specjalnego podziękowania dla wszystkich ekip, jakie w tym roku odwiedziły nasz przybytek. Ustalmy, że niektórzy przyjeżdżali tu pełni wątpliwości a wyjeżdżali zaczarowani jakąś niewytłumaczalną dla mnie energią, która się gdzieś między śliwami i jabłonkami generuje. Omija ona ten cały bajzel i bałagan, które podkreślają fakt, że etap, z którego jeszcze długo nie wyjdziemy to remont i budowa, budowa i remont i jeszcze raz remont i budowa. A jednak... osoby z miejsca zakochane w tym przysiółku są w stanie pominąć swym wnikliwym wzrokiem ten element scenerii i potrafią oddać się relaksowi, jakiego dawno nie doświadczyli. Byli tu przecież i tacy, którzy wrócili z wakacyjnego "wypoczynku" z poobijanymi palcami, szramami na piszczelach i bólem kręgosłupa. Nigdy Wam tego poświęcenia Kochani nie zapomnimy!!! Wy wszyscy, którzy ładowaliście tony do naszej brudnej betoniary, przenosiliście ciężkie drewniane bale, oddawaliście się zachwytowi podczas piłowania i zapomnieniu przy grabieniu, którego efektów niestety już dawno nie widać, Wy, którzy kopaliście fundamenty, nosiliście kamienie, a Wasz cenny pot stanowił podwaliny dla naszych podłóg, Wy którzy akceptowaliście jednogarnkowe potrawy oraz zastawę stołową mytą w dwóch średniodizajnerskich miskach, Wy którzy rozkochaliście się w porannych jaglanych śniadaniach... Dziękujemy Wam z głębi naszego serca i wierzcie, że nie potrafimy do końca znaleźć słów oddających naszą wdzięczność za ten bezcenne dla nas chwile. Jesteście niezastąpieni i życzę wszystkim remontująco-budującym takiego zapału i pomocy, jaki my otrzymaliśmy od Rodziny i Przyjaciół. Nie sądziłam, że tyle można bezinteresownie dostać.

A oto i efekty oraz kadry z wakacyjnego życia na budowie.

oszalał na punkcie pracowania w czasie własnych wakacji, zatrzymała Go w końcu rwa kulszowa:(

młodzież uczy się pod okiem Szefa Szefów

kamienie i keramzyt śnią mi się po nocach - powstaje drenaż wokół domu

ścian mycie mydłem szarym


po żniwach ale jeszcze przed wykopkami

butelkowania podłogi końca nie widać ale im młodsi tym bardziej tą czynnością zajarani

pierwszy koncert na naszym ganku 

żeby na zimę drwa nie brakło

piła była zaskakująco mocno oblegana

kermazyt.... keeeeraaaamzyt!!!!! 


rzut z góry na górę

rzut z góry na dół

nie samą robotą człowiek żyje - Sądecki Park Etnograficzny czyli skansen w Nowym Sączu - koniecznie kiedyś tu zajrzyjcie!



dziewczyny popiłowały a teraz pozują

wieczne skupienie i spokój

a to jeszcze inna piłująca ekipa w pierwszej części wakacji


Dojący Antonio - po sąsiedzku nauka dojenia - no i udoił sobie na kakałko :-)

i mi coś tam poleciało :-)

jaglana z płatkami żytnimi, jabłkiem i porzeczkami

totalnie niechronologicznie ale Blaskiego nie mogło zabraknąć w fotorelacji 
Blaski to już drugi kontrabasista w tegorocznej ekipie

a oto gładziutkie i jodłowe efekty

Niuniol test

no to teraz ługujemy

mamy już nieco bardziej cywilizowane drzwi


wujek Adam budował z dziewczynami piec do pizzy

a potem własnymi ręcami ją wypiekał.... ech co to był za smak...! 
no i koniec lata przyszedł tak szybko ...wszedł do naszej wioski tą chyba dróżką 
 A zanim lato odeszło i wakacjom trzeba było powiedzieć "żegnajcie" odwiedziła nas jeszcze Matka Chrzestna naszego Niuniola razem z TP


sielankowe ziołowej herbaty picie z pier....kiem w tle

a oto i my w okiennej prezentacji

tymczasem Niuniol znalazł w upalne dni nowe zastosowanie dla pieca 

Jola z Jolinkowa przekazała przez moją SERDECZNĄ obłędny ser kozi z cząbrem i... tyminakiem?

a parę dni temu chłopaki z sąsiedniej wioski przybyli do nas konno... 


I tak oto doszliśmy do końca. Dziękując za cierpliwość, dziękujemy także tym co nam kibicują i podnoszą na duchu w sposób bardziej bierny ale równie mocny i krzepiący. Siłę Waszą czuć na co dzień mocno!

Ściski i pozdrowienia