Chodzi, stąpa, przemieszcza się. Wolno, po woli, bez pośpiechu. Nie widać nigdy jak i skąd nadchodzi, po prostu zerkam i jest albo go nie ma. Wojtek mało mówi, albo inaczej, mówi czasem i dużo ale ma mały zasób słów. Nie liczy godzin bo nie zna się na zegarku, nie liczy dni bo nie umie korzystać z kalendarza ale... zawsze dobrze wie, kiedy ma czekać na listonosza z rentą. Wojtek nie umie pisać ale do niczego nie jest mu to potrzebne.
Śpi na w łóżku sianie. Jego dietę stanowi głównie to co daje ziemia. Ale... nie pogardzi słodyczami. Spirytus? Tylko wtedy gdy trzeba natrzeć bolące kolano.
Truskawki są dla niego za kwaśne, jednak ze smakiem zjada niedojrzałą jeszcze czarną porzeczkę.
Wojtek ma swój świat. To pewne.
Wojtek spędził dzieciństwo w naszym domu. W domu, który obecnie ON tak pięknie, skrupulatnie i bezkompromisowo odnawia. Przychodzi do Niego codziennie, czasami nawet po kilka razy i patrzy. Kontroluje i fachowo zerka. Zapytany: "Jak jest? Dobrze?" Odpowiada: "Po woli idzie ale będzie dobrze".
"Panie Wojtku, jaka będzie jutro pogoda?"
"Będzie dobrze"
No pewnie a jak ma być.
Czasem przychodzi i pomaga na tyle na ile pozwala mu forma. Pomaga bo sprawia mu to radość i jest jakimś celem w tej nieco już monotonnej codzienności. Każdego dnia widać zmiany ale te zmiany go cieszą bo stary dom nabiera blasku ale w tradycyjnej technologii.
Wojtek jest takim poetyckim duchem tego miejsca. Mało już ludzi, którzy urodzili się na początku XX wieku i funkcjonują tak jakby cały czas żyli w tamtych latach. Jakakolwiek zmiana wywołuje u nich bunt, strach przed nowym a raczej strach przed tym, że zniknie stare. A tego starego już coraz mniej.
Dziś wyobraziłam sobie Wojtka w centrum dużego miasta i na szczęście nie umiałam sobie tego widoku zwizualizować. Jakie to uczucie żyć całe życie w otoczeniu zboża, traw, krów i kur. Jakie to uczucie nigdy nie widzieć na własne oczy pędzonych po autostradzie samochodów, strzelistych wieżowców, sunących po szynach kosmicznych pociągów.
Jego świat to ta wieś, pagórki, wschody i zachody słońca. Góra Chełm zapowiada pogodę tę dobrą i tę lepszą.
Wojtek ma 87 lat i jest naszym sąsiadem.
Śpi na w łóżku sianie. Jego dietę stanowi głównie to co daje ziemia. Ale... nie pogardzi słodyczami. Spirytus? Tylko wtedy gdy trzeba natrzeć bolące kolano.
Truskawki są dla niego za kwaśne, jednak ze smakiem zjada niedojrzałą jeszcze czarną porzeczkę.
Wojtek ma swój świat. To pewne.
Wojtek spędził dzieciństwo w naszym domu. W domu, który obecnie ON tak pięknie, skrupulatnie i bezkompromisowo odnawia. Przychodzi do Niego codziennie, czasami nawet po kilka razy i patrzy. Kontroluje i fachowo zerka. Zapytany: "Jak jest? Dobrze?" Odpowiada: "Po woli idzie ale będzie dobrze".
"Panie Wojtku, jaka będzie jutro pogoda?"
"Będzie dobrze"
No pewnie a jak ma być.
Czasem przychodzi i pomaga na tyle na ile pozwala mu forma. Pomaga bo sprawia mu to radość i jest jakimś celem w tej nieco już monotonnej codzienności. Każdego dnia widać zmiany ale te zmiany go cieszą bo stary dom nabiera blasku ale w tradycyjnej technologii.
Wojtek jest takim poetyckim duchem tego miejsca. Mało już ludzi, którzy urodzili się na początku XX wieku i funkcjonują tak jakby cały czas żyli w tamtych latach. Jakakolwiek zmiana wywołuje u nich bunt, strach przed nowym a raczej strach przed tym, że zniknie stare. A tego starego już coraz mniej.
Dziś wyobraziłam sobie Wojtka w centrum dużego miasta i na szczęście nie umiałam sobie tego widoku zwizualizować. Jakie to uczucie żyć całe życie w otoczeniu zboża, traw, krów i kur. Jakie to uczucie nigdy nie widzieć na własne oczy pędzonych po autostradzie samochodów, strzelistych wieżowców, sunących po szynach kosmicznych pociągów.
Jego świat to ta wieś, pagórki, wschody i zachody słońca. Góra Chełm zapowiada pogodę tę dobrą i tę lepszą.
Wojtek ma 87 lat i jest naszym sąsiadem.