Leśna ścieżka porą jesienną przybiera najróżniejsze kolory. Każdego roku inne. Te kolory pozwalają odróżnić kolejne lata od siebie i poddać się rozmarzeniu o tym ile się przez ten czas zadziało, ile dokonało, ile rozmów, decyzji, analiz, różnic zdań, zgody i nieporozumień. Ile wschodów i zachodów słońca. Ile kropel deszczu pozwoliło chwytać w dłonie dary tejże cudnej pory roku lub też nie... bo nie i tyle.
Zerkam wstecz, na to co było dokładnie rok temu o tej porze. I mam wrażenie, że nosimy wspólnie z NIM jakieś buty siedmiomilowe, które pozwalają nam iść jak szybko się da w kierunku wyznaczonym. No i mimo iż wiadomo, że od celu ważniejsza jest sama droga, to co TU i TERAZ. I zgadzam się z tym i podpisuję obiema rękoma, to jednak niezmiernie cieszy zbliżający się coraz większymi susami cel. Wiem, że on nigdy nie będzie do końca w zasięgu ręki, bo zawsze będzie coś, co każde iść dalej i wtedy właśnie wróci do nas ponownie idea samej drogi, która ważniejsza jest od celu.
Sama po sobie widzę, że te 6 miesięcy bez NIEGO to ogromna praca nasza wspólna i każdego z osobna. Niby od samego początku rozłąki człowiek czeka na ten ostateczny moment (cel) ponownego spotkania i niewypuszczania się dalej niż na kilka godzin tęsknoty, to jednak każdy dzień był trudną i ważną nauką dla Niego i dla mnie. ON niczym na podyplomowych studiach budowlanych. Studiach wyczerpujących i wymagających skupienia ponad miarę. Przekraczania własnych barier, koncentracji. Nauka współżycia z ludźmi, ich zwyczajów, obyczajów i tradycji. Nauka pracy, otrzymywania i dawania pomocy. Jakże to inne od miejskich norm. Nie wiem czy lepsze czy gorsze. Nie chcę oceniać. Ale inne.
Mnie TAM nie ma. A jednak jestem każdą myślą, każdą sekundą, oddechem i przymknięciem powiek. Dla mnie to jak studia korespondencyjne. Bez sensu i efekty marne. Jeszcze nie namacalne ale już do wyobrażenia. Aby zrozumieć i tak trzeba dotknąć, posmakować, powąchać. Inaczej nie zgłębi człowiek istoty rzeczy. Życia jakie tam czeka. Realiów, trudu, radości, znoju i spełnienia.
Za 13 dni ON wróci z TAMTEGO świata. Twierdzi, że już chce. Że do mnie, do Niuniola. Że praca na emigracji pozwoli mu wypocząć. Pozwoli oko zmrużyć w komforcie, jakiego tam nie miał do dawna.
W pierwszych tygodniach wiosny korzystał z gościnności serdecznych sąsiadów i spał w pościeli, w łóżku. Potem zdecydował przenieść się do chaty bez okien, bez podłóg, bez wody, prądu. Umościł sobie siankiem namiot i tam z kurami niemalże chadzał spać, po to by o świcie budziły go słońce, poczucie obowiązku i paląca się w spracowanych rękach robota. Niezliczona ilość szczypawek jako towarzystwo w namiocie. Fajnie? Pewnie tak, bo ON lubi ekstremum ale po kilku miesiącach ekstremum też potrafi zmęczyć i zniechęcać, dekoncentrować i kierować myśli ku bardziej cywilizowanym warunkom życia.
ON jest podziwiany i chwalony. "Miastowy a taki robotny" - mawiają niektórzy. Jest też nazywany upartym i bezkompromisowym. Czasem wywarza otwarte już drzwi. I nie jest to przejawem głupoty tylko dochodzenia do pewnych rzeczy własną droga. Może dłuższą, może bardziej pracochłonną ale zgodną ze swoimi przekonaniami. Tak już ma. Tak jest od zawsze i to się nie zmieni. Wiem to i za to cenię.
Obserwuję tak wielu ludzi, którzy dokonują wielkich rzeczy. Podróżują, piszą, rozwijają swoje pasje, budują domy, ratują, zwierzęta. Żyją. Kiedyś, dawniej podziwiałam takie jednostki, jednocześnie pomniejszając własne osiągnięcia i sukcesy. Teraz wiem, że dokonaliśmy wiele. Wspólnie i osobno. Kawał roboty za nami w stosunkowo krótkim czasie. Plan zrealizowany. Teraz wiem, że "nie należy wpadać w pułapkę pomniejszania wagi własnych przeżyć tylko dlatego, że wydaje się nam, iż inni przeżyli coś ciekawszego i wznioślejszego. Wszystkie doświadczenia mają znaczenie, jeśli przeżywamy je naprawdę i jesteśmy wobec siebie uczciwi"
Dan Kieran "O wolnym podróżowaniu"
tak było 3 lata temu |
kolorystyka tego roku różni się znacznie intensywnością barw |
Kiedy przymknąć oko widać mniej, jak otworzyć to więcej... Tak jak w obiektywie aparatu, gdy zdecydujemy o czasie naświetlania, tak jak w życiu...
Zerkam wstecz, na to co było dokładnie rok temu o tej porze. I mam wrażenie, że nosimy wspólnie z NIM jakieś buty siedmiomilowe, które pozwalają nam iść jak szybko się da w kierunku wyznaczonym. No i mimo iż wiadomo, że od celu ważniejsza jest sama droga, to co TU i TERAZ. I zgadzam się z tym i podpisuję obiema rękoma, to jednak niezmiernie cieszy zbliżający się coraz większymi susami cel. Wiem, że on nigdy nie będzie do końca w zasięgu ręki, bo zawsze będzie coś, co każde iść dalej i wtedy właśnie wróci do nas ponownie idea samej drogi, która ważniejsza jest od celu.
Sama po sobie widzę, że te 6 miesięcy bez NIEGO to ogromna praca nasza wspólna i każdego z osobna. Niby od samego początku rozłąki człowiek czeka na ten ostateczny moment (cel) ponownego spotkania i niewypuszczania się dalej niż na kilka godzin tęsknoty, to jednak każdy dzień był trudną i ważną nauką dla Niego i dla mnie. ON niczym na podyplomowych studiach budowlanych. Studiach wyczerpujących i wymagających skupienia ponad miarę. Przekraczania własnych barier, koncentracji. Nauka współżycia z ludźmi, ich zwyczajów, obyczajów i tradycji. Nauka pracy, otrzymywania i dawania pomocy. Jakże to inne od miejskich norm. Nie wiem czy lepsze czy gorsze. Nie chcę oceniać. Ale inne.
Mnie TAM nie ma. A jednak jestem każdą myślą, każdą sekundą, oddechem i przymknięciem powiek. Dla mnie to jak studia korespondencyjne. Bez sensu i efekty marne. Jeszcze nie namacalne ale już do wyobrażenia. Aby zrozumieć i tak trzeba dotknąć, posmakować, powąchać. Inaczej nie zgłębi człowiek istoty rzeczy. Życia jakie tam czeka. Realiów, trudu, radości, znoju i spełnienia.
Za 13 dni ON wróci z TAMTEGO świata. Twierdzi, że już chce. Że do mnie, do Niuniola. Że praca na emigracji pozwoli mu wypocząć. Pozwoli oko zmrużyć w komforcie, jakiego tam nie miał do dawna.
W pierwszych tygodniach wiosny korzystał z gościnności serdecznych sąsiadów i spał w pościeli, w łóżku. Potem zdecydował przenieść się do chaty bez okien, bez podłóg, bez wody, prądu. Umościł sobie siankiem namiot i tam z kurami niemalże chadzał spać, po to by o świcie budziły go słońce, poczucie obowiązku i paląca się w spracowanych rękach robota. Niezliczona ilość szczypawek jako towarzystwo w namiocie. Fajnie? Pewnie tak, bo ON lubi ekstremum ale po kilku miesiącach ekstremum też potrafi zmęczyć i zniechęcać, dekoncentrować i kierować myśli ku bardziej cywilizowanym warunkom życia.
ON jest podziwiany i chwalony. "Miastowy a taki robotny" - mawiają niektórzy. Jest też nazywany upartym i bezkompromisowym. Czasem wywarza otwarte już drzwi. I nie jest to przejawem głupoty tylko dochodzenia do pewnych rzeczy własną droga. Może dłuższą, może bardziej pracochłonną ale zgodną ze swoimi przekonaniami. Tak już ma. Tak jest od zawsze i to się nie zmieni. Wiem to i za to cenię.
Obserwuję tak wielu ludzi, którzy dokonują wielkich rzeczy. Podróżują, piszą, rozwijają swoje pasje, budują domy, ratują, zwierzęta. Żyją. Kiedyś, dawniej podziwiałam takie jednostki, jednocześnie pomniejszając własne osiągnięcia i sukcesy. Teraz wiem, że dokonaliśmy wiele. Wspólnie i osobno. Kawał roboty za nami w stosunkowo krótkim czasie. Plan zrealizowany. Teraz wiem, że "nie należy wpadać w pułapkę pomniejszania wagi własnych przeżyć tylko dlatego, że wydaje się nam, iż inni przeżyli coś ciekawszego i wznioślejszego. Wszystkie doświadczenia mają znaczenie, jeśli przeżywamy je naprawdę i jesteśmy wobec siebie uczciwi"
Dan Kieran "O wolnym podróżowaniu"
Piękny wpis...
OdpowiedzUsuńSzczerze podziwiam Was za tą rozłąkę, za walkę, za trwanie w innej przestrzeni.
jestem chyba kobietą bluszczem - dla mnie 5 dni rozłąki to wieczność - już w środę usycham ....
Dokonujecie, wspólnie WIELKICH rzeczy, olbrzymich, do których niektórzy nigdy nie będą zdolni.
brawo :))))
Też mi się początkowo zdawało, że przez tydzień nie dałabym rady z tęsknoty. Ale jak widać człowiek sam nie wie do czego jest zdolny. Dzięki za dobre słowo. :-)
UsuńJa też bym długo nie mogła, ale ...chyba jeśli cel wspólny, tak ważny dla Was obydwojga to da się przeżyć ;)
OdpowiedzUsuńWiecznie nie będziecie na dwóch biegunach, a jak już razem osiądziecie w Waszym Domu...Będzie szczęśliwe :)
Pozdrowienia :)
jak się okazuje przeżyć się da... ale co to za życie :-) pozdrowienia :-)
UsuńPiękny wpis :-) Marlenko, robicie coś, czego nie jedna osoba boi się lub nie próbuje zrobić, sięgnąć po swoje marzenia. Dokonujecie wspólnie czegoś WIELKIEGO :-)
OdpowiedzUsuńps. .... z jednej strony, nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko mija, niedawno wyjeżdżał a teraz już wraca, ale to jest z mojej perspektywy ;-)
bardzo was podziwiamy:-)
OdpowiedzUsuń