sobota, 29 października 2011

Ściana

Każdy ma na swoim koncie jakiegoś idola/idolkę z dzieciństwa lub lat młodości. Każdy musiał kogoś platonicznie kochać, wielbić i poświęcać mu swój wolny czas. Nasz proces dojrzewania nie byłby pełnym i prawidłowym, gdyby choć przez chwilę nie pojawił się horyzoncie ktoś, za kim pojechalibyśmy na koniec Polski, zagranicę, wydalibyśmy na jego występ ostatnie pieniądze czy zwyczajnie siedząc w domu szalelibyśmy na jego punkcie.

W moim życiu pojawiła się zupełnie spontanicznie i to dość późno, bo byłam już wtedy w wieku licealnym, w swoim dorobku miałam kilku innych mniej lub bardziej znaczących idoli, no i jak to zazwyczaj w tym okresie bywa... nieszczęśliwą miłość na koncie, co nie jest bez znaczenia dla całej historii.
Pamiętam jak dziś, było jesienne popołudnie, chłopak z klasy, który był przez 2 miesiące zainteresowany moją skromną osobą, nagle przestał nim być, była środa, w perspektywie lekcja angielskiego, na którą totalnie nie miałam ochoty i chandra jakich mało w tym wieku. Nieśmiało zakupiłam gazetę z aktualnym repertuarem i zaczęłam go wertować bez jakiejkolwiek nadziei na poprawę humoru. Była 15:00. Przeleciawszy szybko warszawskie teatry mój wzrok zatrzymał się na Teatrze Powszechnym i spektaklu "Shirely Valentine". Znajoma już dawno mówiła "KONIECZNIE, MUSISZ, ZNAKOMITE" no więc pomyślałam, "Czemu nie? Może to dziś jest właśnie ten dzień, kiedy powinnam to zobaczyć". Chciałam zwyczajnie pobyć sama ze sobą, zrobić coś dla ducha i z pewnością nie iść na angielski. Pomyślałam, że skoro mam jeszcze trochę czasu to może, jak to na filmach, kiedy kobieta ma złamane serce, udam się jeszcze na zakupki w celu powiększenia tak zwyczajnie dla kaprysu, swojej garderoby. To musiało być naprawdę mocne przeżycie, bo ja pamiętam doskonale wszystko: kiosk, w którym kupiłam gazetę, pamiętam sklep indyjski, w którym zaopatrzyłam się w sukienkę z podniesionym stanem w kratkę czerwono-czarną, pamiętam oraz to, że już ta sukienka poprawiła mi nastrój, co dało mi do myślenia, że może jednak starta sympatii nie była taka największa. No i... udałam się do Powszechnego.

Moi Drodzy, wiele lat później, gdy monodram w wykonaniu Krystyny Jandy "Shirley Valentine" znałam już niemal na pamięć, obchodzono 300-setny jubileusz wystawienia tego spektaklu. Wywiad z Krystyną Jandą na scenie, wśród scenografii do Shirley, przeprowadziła z nią wtedy Jolanta Fajkowska. Kameralna rozmowa, wiele słów wspomnień dotyczących historii tego przedstawienia. Janda mówiła wtedy, że Shirley to kawał jej życia, łamał jej się głos, opowiadała, że w Shirley kryje się mnóstwo kobiet z jej otoczenia, od mamy, poprzez ciotki i niańki jej dzieci, do kobiet spotykanych przypadkowo lub znanych tylko z książek czy filmów, że spektakl jest nawet polecany przez psychologów jako terapia dla kobiet. Dla kobiet, którym w życiu nie wyszło /dla mężczyzn też ale tylko takich z wyjątkowym poczuciem humoru i głęboką autoironią - podobno z premiery panowie wychodzi ostentacyjnie trzaskając drzwiami :-)/ bo po tym spektaklu /jak kobiety pisały potem w listach do aktorki/ kobiety potrafiły usiąść nagle z obcym sobie człowiekiem /czyli z własnym mężem/ przy stole i powiedzieć "Chodź, napijemy się wina i może.... zaczniemy wszystko od nowa?", albo podejmowały trudną decyzję o ROZWODZIE.
Tak, Krystyna Janda i jej Shirley to magia. Ten spektakl stanowi tak ogromną dozę energii, humoru, refleksji nad własnym życiem, oraz silną wiarę w to, że nasze życie może wyglądać inaczej, że Shirley staje się jednym z ważniejszych wydarzeń na mapie moich doznań czy to kulturalnych, czy to duchowych. Janda bawi, wzrusza, poszerza nasze spojrzenie na wiele związkowych spraw, Janda wreszcie pozwala nam uwierzyć, że MOŻNA, że mimo strachu przed zmianami, nie trzeba dokonywać tych najtrudniejszych z cięć ale odpowiednio postawione kroki i strategia działań, dają pozytywne skutki, które w efekcie zaskakują też samą bohaterkę. Shirley jest tą kobietą,  która pozwala nam uwierzyć, że warto walczyć o siebie i w porę potrafi wycofać się z roli kury domowej, która za jedyną towarzyszkę życia ma kuchenną ŚCIANĘ, do której gada nonstop i pije z nią białe wino.

Dziś wieczorem w Teatrze Polonia 700-stna Shirley Valentine. Z tego co się orientuję, to dorobek tylko na deskach Teatru Polonia bo łącznie z tymi spektaklami w Powszechnym, pewnie byłoby grubo ponad dwa razy tyle. Janda oddaje dziś pierwszy akt w ręce widzów. Zdając sobie sprawę jak wielu widzów zna ten spektakl na pamięć, jak wiele osób widziało go więcej razy z pewnością niż ja /a i ja najgorsza z moimi 20-25 razami nie jestem :-)/, postanowiła dać im szansę zaistnienia dziś wieczór z Shirley na scenie. Zapewne takie rozwiązanie jest ciekawostką tylko, dla tych co ten spektakl znają, bo za pierwszym razem Shirley powinno się obejrzeć tylko i wyłącznie w wykonaniu kapitalnej w tej roli Jandy. Nie będzie mnie oczywiście dziś w Polonii ale ciekawa jestem bardzo jak przebiegnie ten wieczór.

Miałam ogromne szczęście, że Shirley zagościła w moim życiu tak wcześnie. Jestem pewna, że jej postawa pozwoliła mi się także ukształtować w taki sposób, żeby czasem pójść w życiu pod wiatr i zawalczyć o swoje. Nasza Polana  i moje obecne życie są tego jakimś tam dowodem. Janda ma miejsce w moim sercu od tamtej pory stałe i niezmienne. Jestem może czasem bezkrytyczna w stosunku do jej aktorstwa i wybaczam wiele, ale tak to już bywa z naszymi idolami. Do Polonii rzadko chadzałam bo ceny biletów są tam wysokie a i proponowany repertuar nie zawsze mi pasował. Jednak nie da się odebrać wielkości tej kobiety, która niczym Shirley zawalczyła w życiu o swoje i jakby nie patrzeć osiągnęła sukces.

Wszystkim, którzy nie widzieli nigdy Shirley w wykonaniu Jandy, a będą mieli kiedyś okazję /Janda jeździ z nią po całej Polsce/ POLECAM ten spektakl - nie wahajcie się ani minuty.


A ponieważ dziś już dostatecznie przynudziłam to pozwalam sobie jeszcze bardziej :-) i wrzucam moje ulubione fragmenty z Shirley:

 /jeśli chce się Wam to jeszcze czytać :-), to pamiętajcie, że ona to cały czas gada do ŚCIANY/


Fragment 3
A ja cały czas o tych dzieciach! Samą mnie to nudzi.
Siedzę i gadam głupoty, a tu zaraz przyjdzie Pan i władca, i ten mi dopiero da! Popalić! Wiesz, jaki on jest? No tobie to chyba już nie muszę mówić, jaki on jest? Aleś się ściana w życiu napatrzyła! Naprawdę! Trafiło ci się, wyjątkowo! Gratulacje. A, jest, jaki jest. Staje w drzwiach a micha ma się tu dymić! Niech bym mu raz spróbowała nie podać kolacji dokładnie w tym samym momencie, co on stawia tę swoja cholerną nogę na tej swojej cholernej wycieraczce! Dałby mi dopiero.
Ale ty pamiętasz, że ja mu na początku to tłumaczyłam? Boże! Jaki człowiek głupi był! Pamiętasz to?
– Joesephie! Jeśli jakiś facet nie zjada kolacji codziennie o tej samej porze...Pamiętasz to?...To jeszcze nie znaczy ze jest koniec świata! Albo na przykład, że funt leci na łeb! To znaczy tylko tyle, że jeden z miliardów! Miliardów! Tłumaczę mu, mieszkańców tej ziemi zje kolację trochę później!
Ale co to pomogło. Jakbym mówiła do ciebie. O, to dokładnie to samo.


Fragment 4
Wiesz, co ja sobie całe życie mówiłam? Dzieci dorosną to ja se stąd pójdę. Dzieci dorosły, a ja, co? Nie ma gdzie iść! A poza tym to wiesz, co ludzie mówią?
–        Po czterdziestce to tak jakby już wszystko było i nic człowieka nie rajcuje.
Tylko, że u mnie to szybciej poszło! Ja to się tak czułam jak miałam, 25.
Yyy, co tam narzekać! Zły jest? Są gorsi. Ale jak się tak ściana naprawdę zastanowić to jest beznadziejny. Beznadziejny! A który jest z drugiej strony dobry?! Każdy jest dobry na początku, jak się zaleca, a dorwie się toto do miodu. Poooszłoooo!

(...)

Fragment 6
Wiesz, co ściana jakby nie ona, no i nie ty, to bym już dawno zwariowała. Bo tylko z wami dziewczynki tak mogę sobie trochę porozmawiać. No nic. Wiesz, że ona wyjeżdża niedługo do Grecji? Nie na długo na dwa tygodnie, za miesiąc. Ja mówię do niej:
- Jane, tak się do ciebie przyzwyczaiłam, co ja będę bez ciebie robiła?
A wiesz, co ona mówi do mnie?: -Jedź ze mną? Dobre? Jedz ze mną? On by mi dał! Grecję! Ja idę na trzy minuty do ubikacji a on myśli, że mnie terroryści porwali.

(...)

Fragment 7
A wiesz, co mi Jane mówi? -Jedz ze mną!
Kurcze. Jedz ze mną!
To jest logiczne i trzyma się kupy, że se możesz pojechać! To głupia dopiero. To jej powiedziałam. Że w małżeństwie to nie ma, co szukać logiki. W małżeństwie to jest jak na Bliskim Wschodzie, nie ma rozwiązania. Trochę się postawisz, trochę ustąpisz, dopiero jak pieprznie to lecisz z gaśnicą. A tak? Przemykasz się pod ścianami i modlisz się żeby nikt nie naruszył chwilowego rozejmu. I wiesz, co ona zrobiła? Dała mi do ręki odbezpieczony granat! No mówię ci, nic niby wielkiego nie zrobiła, poszła i kupiła mi bilet do Grecji.

(...)

Fragment 8
Ty sobie wyobrażasz jak ja mu mówię ze jadę do Grecji? Ściana?! Przyszedłby tutaj nie? Jak co wieczór. Na posiłek. A ja mu mówię:
-Kochany! Jadę! Do Grecji kurcze! Zapisz se to w kalendarzyku! 19.00 z Man do Kor!
Ściana! Co tu mówić o jechaniu jak ja w ogóle nie potrafię sobie wyobrazić że ja mu mówię że jadę!
Powiedziałabym mu tak:
- Kochany. Mam nadzieję, że dasz sobie rade sam z praniem i z gotowaniem?! Zresztą to jest dziecinnie proste, bo to białe tam to lodówka, a to brązowe, w głębi, to kuchenka. Tylko, Matko! Nie pomyl! Bo byś se narobił! Naleśników ze skarpetkami!
Ściana jak ja bym mu powiedziała, że ja jadę do Grecji, to on by od razu pomyślał, że to jest dla seksu!
A oczywiście, że by tak pomyślał! Bo, po co? Dwie samotne baby jadą do Grecji, to, po co? Dla seksu!
Aaa, niech se myśli, co chce! Ja za seksem to nie przepadam. Przereklamowana sprawa! Żebyś ty ściana wiedziała ile to jest stękaniny! Kotłowaniny! I co się z tego ma?



Willy Russell
SHIRLEY VALENTINE

tłum. M. Semil

Dobra wystarczy, bo mogłabym tak wklejać i wklejać. A ja nawet nie wiem czy jak się nie zna sztuki to może to kogoś tak rajcować jak mnie. :-) Ale tekst jest świetny i co ważne autorstwa mężczyzny.

4 komentarze:

  1. Nie znam, ale będę bacznie obserwować, czy w Krakowie nie zagości Janda, wtedy zostawię mojego Pana i Władcę ;) może nie pomyli kóz z psami i pojdę a co :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hehehe, dobry komentarz :-) POLECAM!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. a mi się kojarzy tylko z Shirley McLaine :)..700 razy grać, to już się język plącze ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam Jande:)niestety mało jej we Wrocławiu...

    OdpowiedzUsuń