poniedziałek, 17 października 2011

pigwowi intruzi

Przerobione zostały chyba ze dwie tony pigwy. Tak naprawdę to oczywiście zdecydowanie mniej ale ON ma odciski od krojenia na palcach a ja muszę codziennie kilka godzin mieszania w garach, "wyasanować" potem w jodze, żeby kręgosłup na miejsce swe /i tak nie najlepsze/ powrócił. Pigwa w konfiturach w sensie marlenadach, pigwa w słojach z cukrem na sok i jeszcze pigwa w misce czeka jutro na kolejne przerobienie - to będzie już na szczęście ostatnie. :-)
No i teraz tak, kto ma pomysł co z tym fantem zrobić... bowiem wraz z pigwą pojawiły się w domu owocówki czy jak kto woli octówki. Teraz jak już pigwy prawie nie ma to zaczęły żerować na sokach. No bo zgodnie z tym co się chyba zwyczajowo robi, to ja nie zakręcałam słoi ani buteleczek, tylko wszystkie nakryłam bawełniano-płóciennym kawałkiem materiału i umocowałam gumką. No i one oddychają, co prawda szczelnie są zamknięte dla muszek ale jednak obecność ich irytuje i martwi jednocześnie, bo gdzieś wyczytałam, że mogą one zaszkodzić przetworom.

Czy doświadczone gospodynie zechcą być tak miłe i odstąpią mi jakąś cenną poradę? Martwić się czy nie? A jeśli tak, to co począć z tymi sublokatorkami niechcianymi??? Hilfe!

A tak poza tym to czas leci niemiłosiernie prędko. Dopiero był poniedziałek, już minął weekend a dziś znów poniedziałek a za parę godzin to w zasadzie wtorek. Nie powiem... cieszy mnie ten szybki upływ czasu. Wiadomo.

A z newsów domowych to ja się faszeruję czosnkiem i zaraz pewnie rozprawię się z pigwowym pierwszym syropkiem, bo coś w kościach mnie łamie, a ON nastąpił dziś stopą na coś i nagle go zaczęło boleć. I nie wiedziałam czy się uderzył, czy coś go ukłuło, bo się dowiedzieć nie można było, bo... bolało. Z pół godziny byliśmy oboje nieświadomi, póki pod stołem trupa osy nie ujrzeliśmy. Nic dziwnego, że zabolało, skoro w gościnę przyszła na pigwy a ON ją stopą potraktował.

Byle dalej, byle do przodu. A jutro Arbeit. :-)

6 komentarzy:

  1. u nas w tym roku była plaga owocówek i ja tylko parę słoiczków robiłam...zwlokłam je na okno tam postawiłam otwarty słoik z sokiem tyci tyci:)) a potem potraktowałam je płynem do okien , bo nie miałam niczego na muchy...okno myłam w ciągu dnia 6 razy ale się do wieczora pozbyłam tego niechcianego gościa...dzięki za odwiedziny:))pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm..nie wiem, co Ci poradzić, przecież one do soku nie wlezą, bo jest przykryty, więc może niech sobie fruwają, co do osy nie zazdroszczę, ja w tym roku też miałam przyjemność poczuć jej żądełko, ni mniej, ni więcej, tylko jakimś sposobem wleciała mi pod bluzkę i tam użarła, bo wydostać się nie mogła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mojej mamy działa płytka na owady. Działa naprawdę. Ja nie stosuję, bo nie lubię takiej chemii, ale może na jakiś czas to sposób. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za porady - zobaczymy jeszcze jak się z nimi rozprawię albo i nie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też mamy odciski od wywalania gniazd nasiennych z pigwy. Aromat tych owoców jest genialny!
    Mamy pigwę do herbaty, konfiturę i galaretkę. A reszta moczy się już w spirytusie... Pyszna nalewka!

    Owocówki nie przyszły. Może dzięki moskitierom w oknach? A może dlatego, że chłodno u nas?

    Oręża na nie, niestety, nie mamy w zanadrzu, sorki.


    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń