poniedziałek, 4 kwietnia 2011

w trasie, w podróży...

2 kwietnia o 13:30 opuściliśmy Warszawę. Zaaplikowawszy Kocurowi relanium, pożegnawszy się z Panią sąsiadką oraz otrzymawszy wór jedzenia od cioci A, załadowani niczym uchodźcy ze wschodu w latach 80-tych ruszyliśmy na południe Polski do JEGO miasta rodzinnego. Samochód załadowany po sufit a dach samochodu po samo niebo wywoływał uśmiechy współczucia i spojrzenia pt 'powodzenia' wśród mijanych kierowców na trasie. Auto ugięło się od ciężaru i MÓJ ON modlił się żartobliwie  po drodze aby nasz wehikuł dowiózł nas i dobytek do celu. Nie wiem czy to wizyta na Jasnej Górze pomogła nam czy ogólnie sprzyjający humor i klimat ale udało się i ok 22:30 dojechaliśmy /zmieniając po drodze plan/ do naszej polany. Kot sprawował się /po drodze na wszelki wypadek zapodaliśmy mu relanium nr 2/ IDEALNIE. Jesteśmy dumni z naszego czarnucha i oby tak było również w dalszej części podróży.
Zatem my od wczoraj w mieście na południu Polski, którego ponoć dla niektórych nie ma wcale. ON pomaga rodzicom w małym remoncie /malowanie + panele/, ja pomagam jemu, a jutro z rana ruszamy do Czech w celach wycieczkowo - sprawunkowych, potem w środę mamy ważną rozmowę z JEGO wujkiem odnośnie przeznaczenia dla nas fragmentu wielkiej naszej polany i ok czwartku miejmy nadzieję, że uda nam się spokojnie dotrzeć do celu.
Ciąg dalszy nastąpi.

4 komentarze: