poniedziałek, 14 listopada 2016

nowe gałęzie

Nie tak dawno moja Przyjaciółka Sroka powiedziała mi, że jest czas na ucinanie starych gałęzi i jest czas na to aby pozwolić rosnąć nowym. To prawda, szczególnie w naszym nowym życiu wiejskim, gdzie staramy się odmładzać stare jabłonie i śliwy, obserwujemy ich przyrost latem i podejmujemy decyzje co należy usunąć aby dać miejsce nowemu. Ideałem jest gdy wszystko przebiega w sposób naturalny, gdy stare usycha i siłą rzeczy umiera, gdy nie trzeba robić drastycznych cięć. To samo tyczy się wielu relacji. Stare odchodzą nowe przychodzą. Jedne się pielęgnuje i ma się do nich niekończącą moc płynącą z serca a z innymi traci się wieź i choć się człek smuci faktem tym, to jednak chyba nic na siłę...

Miniony weekend z pewnością przyniósł nowe, świeże, młode gałązki i choć nie wiem na ile połączył nas ten czas i czy powstanie z tego silniejsza więź to jednak duchowe połączenie czułam z tymi babami :-) jak rzadko. Usiadłyśmy w żeńskim kręgu i spędziłyśmy intensywne 3 dni. NIE TYLKO na śpiewaniu, ale na gawędach i rozmowach o życiu, o wierze, o ziołach, o przyrodzie, o zwierzętach... Żadna nie wyglądała na zerwaną z męskiej smyczy. Raczej wszystkie spełnione w swoich rolach, wszystkie o nietuzinkowych osobowościach i z indywidualnymi zainteresowaniami. Kasia Chodoń, prowadząca warsztaty śpiewu, wyciągnęła z naszych gardeł, a raczej gorsetowych przepon, dźwięki może nie najczystsze ale z pewnością szczere i pełne uczucia. Drewniane bale chłonęły te nuty i miało się wrażenie, że lepszej scenerii do tego śpiewu być nie mogło. Tak jakby dom czekał na te przyśpiewki od lat, bo zapewne nie raz i nie dwa się tutaj śpiewało. Jeśli nie kołysanki dwóm córkom, które się tu kiedyś pewnie w kołysce wierzbowej kołysały to może przy chleba pieczeniu albo przy łuskaniu jakiej fasoli. Kto wie, kto wie...

Jola z Jolinkowa przestrzegała nas kiedyś przed podjęciem ostatecznej decyzji. "Zastanówcie się dobrze!!! Czy Wy lubicie ludzi!? Będziecie ich mieć cały czas na głowie! To trzeba lubić!" Wtedy niepewnie acz pewnym głosem zapewniałam że JASNE, że TAK!!! że TO PRZEMYŚLANE i że LUBIMY LUDZI. Ale co można wiedzieć o tym, gdy się tego na własnej skórze nie doświadczyło. NIC! Można jedynie przypuszczać, wierzyć, że będzie dobrze. Dziękuję Ci Jolu wtedy za te szczere i nie owinięte w żadną bawełnę słowa. Teraz, po paru miesiącach obcowania z naszymi Gośćmi jestem pewna, że to lubię. Wielką radością jest, że Nasza Polana przyciąga do siebie zawsze pozytywne osoby.i nie mam tu na myśli znajomych z Warszawy (bo to stare, wypróbowane i pewne już znajomości), tylko myślę tu o tych nowo przybywających. Że docierają do nas pozytywne osoby, z ciekawymi historiami, z pełnymi sercami i że po przekroczeniu progu naszego domu, odczuwają swobodę, której nie mylą z bezczelnością, czują się jak w domu, ale akceptują i szanują niepisane zasady panujące w naszej chacie. Przyjeżdżają ludzie, którzy potrafią prowadzić arcyciekawe rozmowy, dalekie od materializmu, snobizmu, wywyższania się. Nie są niewolnikami nudnych zasad i nie patrzą nerwowo na zegarek, gdy toczy się historia.

Jakże to cieszy, jak to faszeruje optymizmem i daje nadzieję na to, że damy radę, że przyszłość nam nie straszna. Mapa Polski dobrych duchów naszego domu rozrasta się i świadomość, że te parę chwil spędzonych u nas, umiliło komuś życie, jest niezwykle krzepiąca. Jestem pewna, że to co robię jest tą drogą, o której zawsze marzyłam. To że drwa trza narąbać, w piecu napalić, że droga zaśnieżona i nieprzejezdna, że chmura wisi nad Naszą Polaną po 5, 6 dni i próbuje mnie wpędzić w chandrę... kto by się takimi detalami przejmował. Żeby tylko ON szybko wracał to już będzie dobrze.


1 komentarz:

  1. Micha mi się cieszy jak to czytam :-) Gratuluje spełnionego marzenia :-) Wasz dom musi mieć duszę - fajnie, że ją ożywiacie na nowo.

    OdpowiedzUsuń