Kilka nieprzespanych nocy, rozedrgany układ nerwowy, nocne czytanie lub jogi ćwiczenie. Tak oto od jakiegoś czasu przedstawia się nocna pora w moim wydaniu. Dzień jest do przejścia. Jak nadciągną czarne myśli to jest chwilowa panika ale potem następuje rzeczowa analiza, praktyczne rozumowanie i skołatane nerwy nieco się uspokajają i można działać dalej. Gorzej w nocy, gdy ON śpi, gdy inne bodźce nie zaprzątają umysłu i czarne jędze czyli myśli moje hasają swobodnie po zwojach i atakują i oddać spaniu się nie dają. A wstać trzeba za 2-3 godziny i funkcjonować normalnie a tu snu ani drobinki. Mruczenie kota nie pomaga, wdech i wydech, wdech i wydech głęboki, w pozycji medytacyjnej, po 5 takich oddechach mam dość a raczej myśli nie dają za wygraną i atakują jakby ze wzmożoną siłą.
Bo we mnie biją się takie dwie postawy Z jednej strony zapobiegliwa, chcąca wszystko wg planu, dbająca o przepisy i pozwolenia, przejęta i przygotowana na wszystko. Z drugiej osobniczka pełna luzu i popierająca postawę niezamartwiana się, z napisem na czole "damy radę" i przecież po woli ze wszystkim się uporamy. Nie my pierwsi i nie ostatni.
Są tacy co żyją bez prądu, a czy są tacy co mogą przez jakiś czas bez meldunku? Bez numeru na budynku? Przecież ja zawsze miałam adres. A teraz na parę miesięcy zapowiada się, że nie. A jak będzie miała dość do nas jakaś poczta to gdzie? A czy nam funduszy wystarczy? A czy to a czy pstro i tak w koło Macieja.
Z jednej strony strach przed odłączeniem się niejako od systemu czy to z musu czy z wyboru, z drugiej marzenie o tym aby od systemu być jednak jak najdalej. Coś kosztem czegoś. Ile na tym zyskamy ile stracimy? ON jest w tej kwestii jakoś totalnie wyluzowany bo ON w życiu zawsze idzie własnymi ścieżkami, JEGO przepisy, nakazy i obwarowania prawne, często skonstruowane tylko po to aby ktoś na tym zarobił, kompletnie nie obchodzą. ON żyje bardziej niczym wolny ptak, jego umysł skoncentrowany na tym czego chce a nie na tym co musi. Ja bardziej praktyczna i dlatego tracę sporą dozę spokoju w tym temacie. Bardziej świadoma ale dzięki temu lub raczej przez to otoczona niejako strachem i niepewnością.
Jedni mówią mi "dziewczyno, najgorsze już za wami, daliście radę z tą emigracją to teraz już tylko z górki", inni ostrzegają "no ciekawe jak Wam pójdzie, czy to Wasze marzenie o życiu na wsi spełni oczekiwania i czy to aby nie będzie największy egzamin". Jedni i drudzy życzą nam dobrze ale lubię te szczere, wypowiedziane prosto w twarz słowa. Bo przecież wszyscy wiemy, że choć realizujemy te nasze marzenia to nie zawsze łączy się to z pełną satysfakcją. Tego się akurat boję najmniej. Bardziej przerażają mnie obecne myśli i niewiadome. To, że wszystko jest taaak blisko i że egzamin tuż tuż. Trochę jak matura. Niby wszystko wiem, niby przedmioty wybrane i pojęcia opracowane ale przecież tak wiele luk w głowie, nie wiem jak to będzie przed komisją. No poprawka raczej nie jest przewidziana. Zdajesz albo nie. Były już porównania do nowej, innej pracy a teraz egzaminowe mam jazdy i weź tu żyj.
Trudność polega na tym, że niby blisko a fizycznie tak daleko. Poza tym ogląda się setki tych filmów, czyta blogi, reportaże, książki, relacje o tych co im wyszło, że żyją sobie spokojnie, bez napinki, że im czasem owce zginą, koza się urodzi, samochód zakopie w błocie albo śniegu i se człowiek z perspektywy kanapy tak myśli: ja też już tak chcę...!!!! Cierpliwość to nie jest moja mocna strona choć patrząc na minione 4 lata to jednak powinnam sobie pogratulować.
Kłóci się ze mną ten wolny kolorowy ptak, ten wiatr we włosach, ten luz i pragnienie bycia poza układem, systemem, w miarę samowystarczalna z tym poczuciem, które zakorzenione od wielu lat nie daje mi spokoju. Że coś trzeba, że coś musimy, że coś/ktoś nas do czegoś zmusza. Czegoś wolno, innego nie. Pogubione myśli szukają ujścia.
Rzadko tutaj narzekam. Staram się nie obarczać nikogo moimi zmorami nocnymi ale dziś musiałam sobie lekko upuścić.
A tak naprawdę miało być o storczykowatych.... no ale to może następnym razem.
Ja też ostatnio noce mam bezsenne...
OdpowiedzUsuńPolanko, ale powiedziałabym na pewno "Daliście radę na emigracji, to dacie radę ze wszystkim" i że ON potrafi i - zobaczysz, jak poczujesz się szczęśliwa, kiedy wszystko będzie zależało do Ciebie, od Was.
Tak bym powiedziała mimo wszystkich zawirowań i traumy obecnej. Bo warto.
Inwki ileż ja razy o Tobie, o Joli, o Tupajce, o całej reszcie blogosfery i tych co rzucili się na żywioł... i ja tak w nocy, po północy. Staram się telepatii nie uruchamiać i mam nadzieję, że to nie ja nie daję Ci spać. Buziaki :-)
UsuńHmmm....
OdpowiedzUsuńJest ciężko czasem, ale grunt się nie zaplątać w przemyślenia. Wiesz, to jest tak, że nawet jak masz pod górę (patrz- ja :) ), to życie na wsi, bez tych udogodnień i z tymi obowiązkami, kiełzna Cię zajmuje. Owszem, zostają wolne godziny, noc. Czasem nie dość zmęczone ciało i masz jeszcze energię by się dręczyć.
Radość z tego, że masz Kogoś, kto podziela wizję drogi,którą obraliście; radość, tak jak pisze Inkwi- że jesteś w tym miejscu, działasz tu, spełniasz marzenia- dacie radę!
A słabe dni- ma każdy ;)
tak, to jest grunt... ta plątanina przemyśleń, durnej analizy, która akurat o tej porze nic kompletnie nie wnosi. dlatego książka to w sumie najlepszy kumpel na bezsenność. 5-10 minut skupienia na innym obszarze i daje radę usnąć. Ciebie Tupajko ja też mocno podziwiam i zawsze trzymam kciuki. Nie to żebym się cudzymi kłopotami pocieszała ale do kogoś trzeba czerpać siłę i przykład. pozdrowienia :-)
UsuńZ tym zdawaniem' " zdajesz albo nie", to jest chyba trochę inaczej. Zdajesz codziennie, po troszeczku, od nowa i czasem zdasz, a czasem nie. Nie wiem, czy ten egzamin rozłożony na raty łatwiejszy jest. Ale może łatwiej go ogarnąć. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńMy skoczyliśmy na głęboką wodę. Wymówienia w pracy i wio. Nie posiadaliśmy żadnego planu, gorzej, żadnej myśli o tym, z czego będziemy się utrzymywać. Trochę jak dzieci, trochę jak idioci, a miałam już 45 lat, no i była z nami 2,5 letnia Weronika. Remonty, totalny survival, wiadomo. Były próby wożenia gości bryczką, było wynajmowanie pokoi, ale kompletnie brak nam zmysłu biznesowego i to wszystko dawało malutkie pieniądze. Były lata takiej biedy aż piszczało. Zimna w zimie. Było tak ciężko, że nie wiedziałam, że tak można żyć. Od paru lat Paweł ma pracę na etat w DPS-e dla chorych psychicznie. Wyciąga najniższą krajową, ale jest w "systemie". Dorabia masażami. Ja robię sery kozie, najniższą kr. mam w porywach. Żyjemy!
OdpowiedzUsuńNigdy nie żałowałam. Paweł żałował nie raz. Weronika pewnie zwieje do miasta, jak wszystkie młodziaki wychowane na wsi.
Nie mam takich dylematów jak Ty, bo nigdy nie byłam ordnungowcem. Ale nie jestem też ekstremalnie pozasystemowa. Absolutnie też nie chciałabym żyć bez prądu, łazienki i internetu :)
Zawsze Was podziwiałam za odwagę wyjechania do pracy na emigracji. Umarłabym ze strachu. Wyjazd na wieś był dla mnie czymś tak naturalnym, jak bym tam mieszkała w poprzednim wcieleniu. Nie wymagał żadnych aktów odwagi.
Podpisuję się pod wszystkimi, którzy piszą, że po takim czteroletnim chrzcie bojowym, jaki przetrwaliście, jesteście silni i twardzi. O wszystkim, co Was czeka, dowiecie się na miejscu. Nie da się tego przeżyć w głowie, bo to są tylko wyobrażenia. Powodzenia i szczęścia!
Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że się Wam uda zrealizować z powodzeniem wszystko. Od pierwszego przeczytanego postu nie mam żadnych wątpliwości. Niebiosa Wam sprzyjają. Jesteście życzliwi ludziom, będziecie i ludzi mieć po swojej stronie.
OdpowiedzUsuńNiech sen wróci!
Marlenko! Chyba jestem najbardziej zbliżona charakterem do Ciebie i proponuję odskocznię np. weź zeszycik ołówek i zaplanuj ogródek warzywny i ziołowy, architekture, co ma w nim rosnąć, co sama wyhodujesz, a jakie sadzonki musisz kupić. To oderwie twoje myśli od wszystkiego na raz. Jesteś człowiekiem czynu i zrobisz wszystko ale łatwiej, gdy jest jeden konkretny cel. Wszystko będzie dobrze. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńczasami mam wrażenie, ze ja już nic więcej pisać nie muszę. czytam twoje notki i czuję, że wszystko zostało już napisane, powiedziane. mam podobną sytuację. mam ziemię-na razie golą golutką. w zeszłym roku zaczęłam tam uprawiać warzywa... a obecnie jestem daleko od Mojego Miejsca Na Ziemi... i chociaż z całego serca chciałabym już być tam u siebie, to wiem, ze muszę jeszcze spędzić dłuższy czas na obczyźnie. niestety... a właściwie stety i niestety. niestety, bo nie ma mnie tam, a stety bo na spokojnie moge wszystko pozałatwiać, przemyśleć, co gdzie jak, u kogo i gdzie co załatwić... mogę marzyć o domu, o jasnej kuchni, kominku, wiklinowych meblach i przepysznych jabłkach... powodzenia wam życzę i trochę zazdroszcze, że u was coraz bliżej do tego egzaminu... szczerze kibicuję i gorąco trzymam kciuki...
OdpowiedzUsuńbędzie jak będzie.
OdpowiedzUsuńI w każdym związku ktoś może być bardziej wolny, a ktoś musi być bardziej praktyczny.
Wiem, o czym piszesz, lęk jest reakcją na stres, ale wiesz. Ja sobie zawsze powtarzam, że mniej kontroli;-p płyń z prądem i takie tam.
(za cholerę nie działa ostatnio)
Ech! a ja Ci powiem, że ta zima-niezima, szarość ogólna, błoto i dzięń ciemny przez to. Jakby nie było dość, że krótki! Stąd się szare, błotniste myśli rodzą i spać nie dają. Brak światła rodzi niż emocjonalny w każdym wrażliwcu. Choćby nie miał się o co martwić, to i tak sobie szkopuł znajdzie. Komu jak komu, ale Wam musi się udać! Sama zauważysz, tylko dzięń niech dłuższy będzie, kolorów więcej i światła, światła, światła!
OdpowiedzUsuńUściski
A ja zajrzałam tu dzisiaj (dopiero) i napiszę krótko : BĘDZIE DOBRZE!
OdpowiedzUsuńKochana, może skoczyłas na trochę głęboka wodę i tylko mały szok przezywasz? ;)
OdpowiedzUsuń