Ewidentnie kończy się jakiś etap w naszym życiu no i jednocześnie zaczyna nowy. Na razie jeszcze ta granica nie jest dobrze odczuwalna jednak wykonywane czynności szykują nas do zdecydowanie do wielu zmian.
Zaczęło się od tego, że przez ostatnie dwa tygodnie, odkąd On wrócił na niemiecką ziemię, wysypywały się nam zewsząd gwoździe, śruby, wióry, resztki piłowanego drewna, kawałki słomy. Miałam wrażenie, że nigdy się z tym nie uporamy i że te fragmenty wsi na stałe zagoszczą w tym zachodnim, domowym krajobrazie. Ale udało się i chwilowo śladami, które przypominają nam nadal o Jego ciężkiej pracy w trudzie i znoju są plamy z oleju silnikowego na ubraniach, podarta odzież, zniszczone obuwie. To wszystko przywiezione z Polski jest z nami i każe codziennie pamiętać, że TAM czeka na nas uparcie to nowe.
Prace związane z budową chwilowo trwają w jesienno-zimowym zawieszeniu. Jesiennej roboty jednak nam nie brak bowiem jest jej tu aż nadto. Już pomijam fakt, że z wszelkimi męskimi zajęciami, czekało na Niego wielu klientów i On nie ma chwili wytchnienia. Rąbanie drwa do niemieckich kominków, prace ogródkowe w niemieckich obejściach, porządkowe w domach, elektryczne i nawet.... cmentarne. Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że od świtu do zmierzchu On jest rozrywany, rozchwytywany i rezerwowany. A w domu przecież czeka jeszcze twarda pigwa do skrojenia, z którą On walczył przez ostatnie dwa tygodnie. Litry pigwówki ważą się, dochodzą, dojrzewają i czekają na spożycie. Do tego ocet jabłkowy pierwszy w moim życiu nie dał się żadnej pleśni ani licznym owocówkom. Jest sukces. Mógłby jeszcze spokojnie powstać konkurencyjny z pigwy właśnie ale jakby tu się wytłumaczyć... zbrakło wielkich słoi oraz miejsca na nie w domowym niemieckim metrażu. Ale smaku octu takowego jestem niezmiernie ciekawa, więc wszystko jeszcze przede mną.
Pojawiają się w naszych rozmowach pierwsze terminy związane z powrotem do Ojczyzny. Niby to jeszcze takie odległe a jednak jakby nie patrzeć w kalendarz, zostało nam powiedzmy 4 bite miesiące a potem będziemy już odliczać niczym mieszkańcy zakładu penitencjarnego, kreski na ścianie do wyjazdu do wyjścia na wolność. Wierzyć się nie chce i pisać jeszcze o tym nie sposób. Z jednej strony ulga, że kawał trudnego życia na emigracji już za nami, z drugiej radość, że to już, tuż tuż za moment, z trzeciej przerażenie, jak to życie nam leci i czas ucieka a przecież jeszcze tyle jest do zrobienia, do zdobycia, że przecież dopiero zaczynamy.
I pomyśleć, że 4 lata temu jeszcze nam się emigracja żadna w mózgownicach nie narodziła a tu już o powrocie myśleć czas. Genialne!
Zaczęło się od tego, że przez ostatnie dwa tygodnie, odkąd On wrócił na niemiecką ziemię, wysypywały się nam zewsząd gwoździe, śruby, wióry, resztki piłowanego drewna, kawałki słomy. Miałam wrażenie, że nigdy się z tym nie uporamy i że te fragmenty wsi na stałe zagoszczą w tym zachodnim, domowym krajobrazie. Ale udało się i chwilowo śladami, które przypominają nam nadal o Jego ciężkiej pracy w trudzie i znoju są plamy z oleju silnikowego na ubraniach, podarta odzież, zniszczone obuwie. To wszystko przywiezione z Polski jest z nami i każe codziennie pamiętać, że TAM czeka na nas uparcie to nowe.
Prace związane z budową chwilowo trwają w jesienno-zimowym zawieszeniu. Jesiennej roboty jednak nam nie brak bowiem jest jej tu aż nadto. Już pomijam fakt, że z wszelkimi męskimi zajęciami, czekało na Niego wielu klientów i On nie ma chwili wytchnienia. Rąbanie drwa do niemieckich kominków, prace ogródkowe w niemieckich obejściach, porządkowe w domach, elektryczne i nawet.... cmentarne. Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że od świtu do zmierzchu On jest rozrywany, rozchwytywany i rezerwowany. A w domu przecież czeka jeszcze twarda pigwa do skrojenia, z którą On walczył przez ostatnie dwa tygodnie. Litry pigwówki ważą się, dochodzą, dojrzewają i czekają na spożycie. Do tego ocet jabłkowy pierwszy w moim życiu nie dał się żadnej pleśni ani licznym owocówkom. Jest sukces. Mógłby jeszcze spokojnie powstać konkurencyjny z pigwy właśnie ale jakby tu się wytłumaczyć... zbrakło wielkich słoi oraz miejsca na nie w domowym niemieckim metrażu. Ale smaku octu takowego jestem niezmiernie ciekawa, więc wszystko jeszcze przede mną.
Pojawiają się w naszych rozmowach pierwsze terminy związane z powrotem do Ojczyzny. Niby to jeszcze takie odległe a jednak jakby nie patrzeć w kalendarz, zostało nam powiedzmy 4 bite miesiące a potem będziemy już odliczać niczym mieszkańcy zakładu penitencjarnego, kreski na ścianie do wyjazdu do wyjścia na wolność. Wierzyć się nie chce i pisać jeszcze o tym nie sposób. Z jednej strony ulga, że kawał trudnego życia na emigracji już za nami, z drugiej radość, że to już, tuż tuż za moment, z trzeciej przerażenie, jak to życie nam leci i czas ucieka a przecież jeszcze tyle jest do zrobienia, do zdobycia, że przecież dopiero zaczynamy.
I pomyśleć, że 4 lata temu jeszcze nam się emigracja żadna w mózgownicach nie narodziła a tu już o powrocie myśleć czas. Genialne!
Jaki zbieg okoliczności ... bo my dzisiaj zajrzeliśmy do Waszej beskidzkiej posiadłości. Bardzo nam się podobało: sad, okiennice, ganek. Jak przyjedziecie wiosną, zakwitną jabłonie, rozkwitną łąki wokół .... i wtedy poczujecie smak beskidzkiego życia. Do zobaczenia - Magda.
OdpowiedzUsuńNo, niezwykle nam miło, że odwiedziliście nasze włościa. Szkoda tylko, że gospodarze nie mogli wyjść Wam na spotkanie. Na wiosnę musicie koniecznie powtórzyć tę wizytę i rewizytową kawę wypijemy. Zaopatrzona w młynek do ręcznego mielenia i dobrą kawiarkę, zapewniam niezłą jakość tego trunku. :-)
UsuńWiem, wybieraliśmy się do Was jak sójki za morze. Przejeżdżaliśmy latem wzdłuż zalewu kilkadziesiąt razy i nie zajechaliśmy. Ale teraz wiemy gdzie stoi Wasza Chatka i na pewno wiosną na kawę zajedziemy. A do wiosny to tylko 4 miesiące. Aha. I kolor waszych okien bardzo nam przypadł do gustu. Okna piękne :-)
UsuńJuż przecież kawał pracy za Wami... a kresek szybko będzie przybywać i nastąpi wyzwolenie ;) I wtedy wszystko stanie się prostsze i wszelkie lęki Was opuszczą ;-)
OdpowiedzUsuńA my pierwszy rok nie mamy pigwy... dostawaliśmy zawsze od juszczyńskiej sąsiadki - Stefanii. I choć już mamy posadzone dwa drzewka, to jednak nie będzie to samo... troszkę za nią tęsknimy...
Mówisz, że wtedy wszelkie lęki nas opuszczą??? A nie pojawią się przypadkiem nowe??? :-)))
Usuńhehehe....
a co do pigwy to nasza też jest oczywiście prezentem od męża mojej mamy i choć chwilowo mam jej dość to domyślam się, że i my będziemy za nią mocno tęsknić. Nic tylko czekać na własne owoce.
pozdrowienia
genialne, rzeczywiście trochę przerażające- toż to dopiero było wtedy...
OdpowiedzUsuńAle ta beskidzka wiosna, jak ona będzie smakować!
to będzie wiosna nad wiosny. śmiem twierdzić, że natłok pracy nie pozwoli nam się nią za mocno zachwycać... choć... ja czasem lubię się poobijać, więc będę urywać się na łono łąki. :) pozdry i ściski
UsuńDoskonale pamiętam, jak likwidowaliście swoje domowe gospodarstwo i wyjeżdżaliście na obczyznę; i zobacz, Polanko, jak to szybko minęło, i tylko Wy wiecie, ile wyrzeczeń kosztowało, i ciężkiej pracy, nie każdego stać by było na taką konsekwencję działania; jeszcze trochę, i beskidzkie wiosny, i gorące lata, i kolorowa jesień i zimowa zawierucha będą z Waszym udziałem; bo zima ma tu swój niezaprzeczalny urok, spod ciepłego pieca obserwować biały świat przez przez prześliczne okna skrzynkowe, odsypywać ścieżki, karmić ptaki ... niech Wam szybko minie czas oczekiwania; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMario to jest dla mnie niezwykle wzruszające, że są osoby, które od tak dawna śledzą nasze losy. Bez Was wszystkich nie byłoby nam tak łatwo choć zaznaczam, że łatwo wcale nie było, ale jakby to się potoczyło, bez tej rzeszy kibiców to ja pojęcia nie mam. Tak, a teraz serdecznie prosimy o kibicowanie oby zima sroga była ale szybko nam przeminęła i we wiosnę się zamieniła. Wygląda na to, że wiosny w tym roku będą dla nas dwie bowiem tutaj ona szybciej przychodzi zdecydowanie. :)
UsuńTo byly tylko 4 lata? Czas jest wzgledny: po przeczytaniu historii Waszej Polany (dat nie sledzilam) powiedzialabym, ze wiecej. A i dla Was to pewnie byla cala wiecznosc.
OdpowiedzUsuńCoz zatem znacza te 4 miesiace do wiosny!
Obawiam sie tylko, ze z powodu natloku tych, ktorzy beda chcieli dzielic radosc na Waszej Polanie postep prac nieco sie zwolni ;-) Chociaz... po kubku (filizance?) dobrej kawy mozecie wykorzystac wizytujacych do dzielenia radosci ... tworzenia :-)
Krotkiej zimy zycze
Tylko 4 lata???? Długie, ciągnące się niemiłosiernie, męczące i rozwlekłe 4 LATA!!! a tak naprawdę to fakt, zleciało jak z bicza :-)
UsuńPewnie będzie cudownie jak zagościcie już na stałe u siebie :)
OdpowiedzUsuńTam to taki inny i jakby lepszy świat u Was.. Tak pięknie i niesamowicie..