sobota, 9 lipca 2011

od czego by tu zacząć...

Mieliśmy mieć wielkie 60 metrowe mieszkanie na 10 piętrze z widokiem na Frankfurt. Mamy małe, z widokiem na park, z prawej strony jeżdżą pociągi a z lewej latają samoloty. Pociągów nie słychać bo tory niemieckie znacznie różnią się jakością o tych naszych rodzimych, a i pociągi innej generacji niż te nasze PKP. Same korzyści. No i mniejsze koszty, więc nasza polana będzie może o parę miesięcy bliższa ... oby.
Niemieckie realia /czyt. formalności/ zadziwiły nas po raz kolejny, między innymi dzięki temu mieszkamy tu gdzie mieszkamy i w gruncie rzeczy to całe zamieszanie wyszło dla nas tylko na dobre. Co prawda zmniejszył się metraż dla naszych gości... ale dla chcącego nie ma nic trudnego i pomieścimy tych najbardziej wytrwałych jak tylko najlepiej się da. Miejsca do spania są a jak nie to gospodarze chętnie udostępnią swoje łóżko i przeniosą się na niemieckie panele podłogowe.
Praca jest. On pracuje na razie sporadycznie bo tak się na razie układa i pełni rolę gospodyni domowej a ja... Ja pracuję we włoskiej restauracji. Śmiem całkiem poważnie stwierdzić, że przeżywam w niej prawdziwe odloty kulinarne a moje kubki smakowe nie mogą się uspokoić i doczekać kolejnych podróży wgłąb południowych aromatów i smaków. Żeby nie było tak wesoło to napiszę, że w zasadzie to jedyny plus tej pracy. Pewnie ktoś może pomyśleć, że wciąż narzekam ale brak czasu dla siebie ponownie mnie dobija. Nowa praca w gastronomii po raz drugi utwierdziła mnie w przekonaniu, że niemieckie restauracje nie są dla mnie. Tutaj też tyrka i kierat do potęgi trzeciej. No... może pracy nie mam aż tak wiele jak w tamtym średniowiecznym zamku na wzgórzu a i droga do pracy znacznie przyjemniejsza, bo wiedzie wzdłuż Menu, który jest rzeką wspaniale współżyjącą z przestrzenią miejską oraz mieszkańcami tego miasta... ale... Czasu w pracy spędzam niemiłosiernie dużo. Od 10:30 do 23:00-1:00 z przerwą 2h na lekki piknik w towarzystwie JEGO. Wracam do domu, szybkie mycie, buziaki z NIM i z kotem :-) i spać. Od rana to samo. Jedynie w soboty chadzam do pracy na 17:00 a w niedziele mam.... WOOOLNEEEE!!!!!
No, ale żeby nie było tak pesymistycznie. Oficjalnie już się z tej pracy zwolniłam. Była ona bowiem podjęta tylko w celu legalnego posiadania mieszkania /to właśnie te formalności, o których było wyżej/. Pracuję tylko do 28 lipca choć mam wielką ochotę napisać, że AŻ do 28 lipca. I pewnie gdybym teraz była z moimi cudnymi przyjaciółmi i znajomymi na pewnej wyspie na Mazurach to ten czas zleciałby niezmiernie szybko i radości a tak to niestety będzie się ciągnął jak włoski makaron i końca jej nie będzie widać.
Sierpień minie nam zatem już na 100% na szukaniu zleceń w naszej firmie sprzątającej /co da nam lepsze pieniądze i więcej wolnego/ oraz na wizycie mej ukochanej Kuzyneczki, która przybędzie pod nasz dach na 9 uroczych dni.
A teraz, ponieważ nigdy jeszcze nie spotkało mnie naprawdę nic lepszego w postaci jedzenia dla personelu w restauracji - Ci co kiedykolwiek pracowali TU czy TAM :-) wiedzą o czym mówię :-) - załączam fotki dań, które serwuje nasz włoski szef Antonio i jego kucharz Giovanni.
Śmieją się ze mnie zawsze bo przed każdym posiłkiem wyciągam aparat i cykam fotki. Każde danie jest wybitne, smakowite, aromatyczne i dopiero teraz mogę powiedzieć, że odkryłam i pokochałam miłością szczerą kuchnię włoską. Panowie pochodzą jeden z Sycylii a drugi z Wenecji. Mieszanka tych dwóch oddalonych od siebie miejsc, przejawia się tutaj na niemieckiej ziemi kwintesencją tego co w tej chwili dla mnie włoskie. Zaznaczam, że we Włoszech nie byłam nigdy i obiecałam sobie, że pojadę tam po raz pierwszy z moją Sroką.

Mili Państwo, przedstawiam Burattina Salat: czyli Mozzarella faszerowana specjalną mieszanką śmietany i masła, serwowana na ruccoli, z pomidorami i bazylią. Tutaj wersja z mix salat.
 Gnocci z parmezanem
 Mięsiwo /nie znam się kompletnie na mięsach/ z ziemniaczkami zapiekanymi z rozmarynem i pieczonym bakłażanem
 Naleśniki z ricottą
 Ooooo Ludzieee!!!! PANIEROWANE KALMARY!!!!!
 Te w prawym górnym rogu to ... UWAGA!!! Trzymać się foteli!!! Perliczki z orzeszkami PINI a poniżej... bułka z masłem czyli jajecznico-omlet z łososiem... :-)
 Sałatka z ośmiornicy... czyli "jaka dobra ta kałamarnica!!!!" "Co???" ... cytując nieśmiertelną Shirley ... "no ja jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak zemdlał"
Moi Drodzy, mogę spokojnie polecić... gdyby ktoś kiedyś był we Frankfurcie i już miał dość Kartoffel Salat to zapraszam... TU!!!! Zawsze pysznie tu zjecie.  A takiego tiramisu nie jadłam nigdy, choć do tej pory sądziłam że sama robię nie najgorsze. Teraz wiem, że te co jadłam w różnych miejscach do momentu podjęcia pracy u Włocha to tylko były wariacje na temat tego deseru.

1 komentarz:

  1. Czytając twój opis mieszkania podejrzewam,że chyba mieszkasz w okolicy gdzie mieszkała moja córka,czy w lasku jest mały cmentarz?

    OdpowiedzUsuń