środa, 12 czerwca 2013

wsteczny

Moja serdeczna Sroka jest w połowie Włoszką. W Polsce mieszka od paru lat i tak jak kiedyś mówiła "jestem pół Włoszką, pół Polką" tak teraz mówi "Jestem pół Polką, pół Włoszką". Różnica mała, subtelna... a jednak.
Sroka potrafi pięknie i jak nikt naśladować ruch uliczny w Rzymie. Klnie po włosku tak, że brzmi to jak  poezja. Nigdy nie będąc w Rzymie, doskonale wiem jak tam jeżdżą, jak stoją w korkach, jak się wpychają, jak wyzywają się w najróżniejszych konfiguracjach.
Sroka zaproszając do Polski znajomych z Włoch, zawsze prezentuje im następującą sytuację: podczas jazdy autem, wpuszcza kierowcę, który akurat chce zmienić pas i .... "O Uważaj, Uważaj, Guardi!!!" - mówi po włosku Sroka "Zobacz co on teraz zrobi, patrz uważnie" i w tym momencie kierowca wpuszczony przez Srokę co robi? wiadomo... włącza światła awaryjne celem podziękowania za ten jakże miły gest. Włosi czasem nie dowierzają, mówią że to był przypadek, że przez pomyłkę światło mu się włączyło i proszą o powtórzenie akcji - i dopiero wtedy są niezwykle zaskoczeni polską łał!!! KULTURĄ jazdy. Taaa.....
Tutaj normą jest to, że gdy śmieciara rano zablokuje uliczkę osiedlową, zatrzymując się co kilka metrów celem pobrania zawartości kontenerów, kierowcy stojący za śmieciarą, często w dość długim ogonku, czekają cierpliwie aż panowie śmieciarze wykonają swoją pracę. Nikt tu nie trąbi. Nikt tu od baranów nikogo nie wyzywa, nie pogania, nie widać nawet grama irytacji u kierowcy czekającego. Stoi się, mimo iż godziny poranne a do pracy na czas trzeba zdążyć.
Tutaj, gdy jedziemy autem, planując zaparkowanie samochodu i zobaczymy wolne miejsce, ale nasz refleks zadziała z opóźnieniem i nie wyhamujemy na czas... to jednak hamujemy, wrzucamy wsteczny i cofamy. Nie ważne czy za nami ktoś jedzie. Nie nie trzeba się stresować. Poczeka ten kto jedzie za nami, a czasem są to nawet 3 samochody, i bywa że one też wrzucają wsteczne i też cofają bo przecież my musimy zaparkować. Nikt nie stuka się w głowę, nie wymyśla mi od tlenionych blondynek, nawet wtedy gdy parkowanie tyłem równolegle do ulicy, nie wyjdzie mi za pierwszym razem.

W sumie jakby się zastanowić to tutaj nie jest przecież wcale tak źle.
Ludzie uprzejmi, zarobki więcej niż dobre, praca dla chcącego jest, przyszłość można sobie układać, wystarczy języka się dobrze nauczyć, awansować tu czy gdzieś indziej i żyć. Ścieżki rowerowe są w ilości każdej, ale w sumie po co mi one... auto dobre wystarczy mieć, markowymi ciuchami ciało ozdabiać, mieszkanie nie takie znów duże /90 metrów na te warunki to jak u nas 45-50m/ kupić lub wynająć, na dobrą emeryturę zapracować, potem na stare lata kupić sobie nowego mercedesa, jeździć nim do sklepu, potem podlewać kwiatki w ogrodzie, chodzić co tydzień do fryzjera, zatrudnić panią do sprzątania i ogarnięcia domu, wyjeżdżać na wakacje... teoretycznie żyć nie umierać.

A jednak włącza mi się ciągle ten wsteczny i za żadne skarby jedynka nie wchodzi. Nie, nie i jeszcze raz nie!!!!


niedziela, 9 czerwca 2013

śmy się dziś poprzechadzali po okolicy

i okazało się, że wiele się dzieje po ulewnym deszczu ale i  tak w ogóle...
















niestety sąsiadujący z naszą okolicą las, przecina w pewnym miejscu takie oto coś... nie dość, że aut sznur o jeszcze po niebie stalowe ptaki latają... ale idzie przywyknąć jakoś... cóż robić (?)


A za chwilę znów sielski spokój i tempo znacznie wolniejsze...








Skręcając w uliczkę, którą jeszcze nigdy nie chadzaliśmy, odkryliśmy wielkie i ogólnodostępne dla zwiedzających szklarnie



do których przylega szklarniowa, klimatyczna i tylko w weekendy otwarta kawiarenka.


a zaraz obok rośnie las pomidorów





miło było

środa, 5 czerwca 2013

harmonijnie jakoś tak

Lubię gdy ON wraca do domu i wita się w kolejności następującej: Niuniol, który przybiega pod Jego nogi jako pierwszy, potem ja (ja nie przybiegam pod nogi) a następnie idzie na balkon, który równo zarasta nam roślinami wszelakimi i wita się z sałatą, pomidorami, fasolą, ogórkami i rzodkiewkami. Czasem nawet coś powie do moich ziół. Wita się z nimi przez minut kilka, mam wrażenie, że dłużej niż z Niuniolem i z pewnością dłużej niż ze mną. :-)
Moja warszawska, ulubiona Sąsiadka zawsze mi mówiła, że trzeba rozmawiać z kwiatami i że ona z nimi rozmawia i powiem szczerze, że do pelargonii chyba musiała dużo mówić bo kwitły Sąsiadce pelargonie zawsze na piątkę. Może trochę za mało mówiła do nasion maciejki oraz groszku pachnącego bo mi ostatnio narzekała Sąsiadka, że jej marnie wschodzi i że nie pachną. W zasadzie mi maciejka też jakoś tak dziczała w fazie wzrostu i też przez wiele lat nie było tych oczekiwanych kwiatków, które pamiętałam z dzieciństwa. Może nasiona lipne... ale tak co roku?

Ogólnie jest dobrze.
Jest spokojnie i harmonijnie.
We mnie jest spokój a to dla mnie wyjątkowo ważne, bo we mnie często jest NIEpokój.

Poza tym Niuniol zachowuje się jak piesek i prawie zawsze reaguje wołany na swoje imię. Jest śmieszny i lubię go strasznie. Rozwala mnie jego mina taka czy inna, mądra lub trochę głupsza, jego zaspane ziewanie, i jego podniecenie na pyszczku gdy wraca z polowania. Megi ostatnio o rudych bardzo miło pisała i Ci co mają rude wiedzą, że są to koty niepowtarzalne. A Megi dobrze wie, bo kotów ma od groma i ciut ciut. A może to koty Ją mają :-)? Kto to wie...

Wczoraj doszła piękna przesyłka z Polski. Mój dobry znajomy miał się do nas udać z tą przesyłką osobiście ale w jego życiu zaszły zmiany nie lada radosne, więc mu tę nieobecność wybaczmy i podpisujemy się pod jego słowami "co się odwlecze ... " to wiadomo...
A przesyła jest taka O!


Przeczytałam dopiero 20 stron ale już w ciemno polecam.
Niezwykłe poczucie humoru, świetny język, ciekawie ujęty temat i nietuzinkowe spostrzeżenia. Zresztą muszą być wybitne opisy miejsca, na naszej ziemi, które jest faktycznie przez większość pomijane, zapomniane a wiele osób nie ma pojęcia o istnieniu ww. miejsca w ogóle.
Lubię książki podróżniczo-reporterskie choć jeszcze nie wiem do końca do jakiej kategorii mogę zaliczyć owo dzieło bom jeszcze, jak wspomniałam, nie zgłębiła do końca.
Sebciu! DZIĘKUJĘ :-).

Dobrze mieć przy sobie na obczyźnie, dobrą lekturę a do tego napisaną przez rodaków. Co z tego, że ostatnio przeczytałam /z czystej miłości do Ameryki/ pozycję "Wrony w Ameryce" skoro książką przez duże "Ka" nazwać tego nie można. OK, warto przeczytać może kilka anegdot ale z całym szacunkiem Pan Wrona nie dorasta do pięt Panu Wałkuskiemu, który w tym samym prawie czasie napisał /nie wiem, która książka ukazała się pierwsza/ "Wałkowanie Ameryki" i mimo iż też z wątkiem prywatnym, to potraktował temat i czytelnika znacznie poważniej - choć nie bez poczucia humoru a tematy zgłębił dogłębnie :-) i tym samym pokazał jaka jest różnica między dziennikarstwem Polskiego Radia a TVN-owskim. /O rety ale mi zdanie długie wyszło/

Jednym słowem "Wałkowanie ..." polecam a "Wron..." nie. Wrona miło, że spisał swój subiektywny i osobisty pogląd na USA ale powinno to "dzieło" pozostać raczej w zaciszu domowym, między jednym albumem rodzinnym a drugim. Tyle w tym temacie.

O Naszej Polanie niewiele ostatnio piszę ale to nie dlatego, że coś się oddala tylko chyba raczej dlatego, że się właśnie przybliża ale pisać jeszcze o niczym nie jestem gotowa. Wiele tematów nam krąży po zwojach, wiele projektów, moc planów i konkretne już terminy. Ale pisać o tym na razie nie umiem i nie chcę. Jeszcze nie jestem gotowa.


niedziela, 2 czerwca 2013

polskie akcenty

Czasem zdarza się miła niespodzianka.
Niespodziewanie pośród niemieckich pyłków kurzu na niemieckich półkach, wpadnie w oko coś, co wygląda znajomo. Oko pobieżnie tylko rejestruje przedmiot, po to aby za sekund kilka zwoje mózgowe rozkazały oku zrobić zzzwwwrrrrot i przyjrzeć się czy to, co zarejestrowane, faktycznie miało miejsce.
No i tak





Miłe, krzepiące, przetrwać pomagające ;-)