wtorek, 12 maja 2015

w rozkroku

Tak się właśnie czuję. Otoczona stertą pakunków, załadowanych kartonów, siatek, sprzętów i torebek. Nasz dobytek rozładowany chwilowo u Mamy, w naszym tymczasowym pokoju sprawia. że prosta droga stała się labiryntem między tymi stertami rzeczy, które tak naprawdę mogą się przecież niebawem okazać totalnie zbędne. No może nie wszystkie ale duża ich część. Zgromadziliśmy sporo i czasem jak na to patrzę to odczuwam przerażenie. Tak, to był czas kolekcjonowania. A może się przyda, a może coś z tego zrobimy? Może przerobimy, może oddamy, może sprzedamy, podzielimy się. Życie niemieckie było takim życiem na jednej nodze, na pół gwizdka, trochę na skróty. Pokój. w którym mieszkaliśmy, nie miał absolutnie naszego charakteru, parę ozdób, dziecięcych rysunków podarowanych nam w prezencie, zdjęcia przyjaciół, kartki z różnych stron świata.To tyle jeśli idzie o naszą energię.  Reszta to były po prostu sprzęty poustawiane tak, aby stanowiły funkcjonalne otoczenie każdego dnia. Teraz z tych wszystkich gadżetów zbudujemy sobie nasze prywatne autonomiczne gniazdo. To my zdecydujemy gdzie będzie kuchnia i gdzie w niej postawimy przysłowiową solniczkę a gdzie ustawimy stół, co zawiesimy na ścianach a co nie. Organizowanie przestrzeni, własnej przestrzeni, naszej autorskiej przestrzeni podziała chyba na nas (bo na mnie na pewno) trochę terapeutycznie. Nie miałam bowiem nigdy szansy na urządzanie czegokolwiek tak od zera. Tzn. może szansa i była ale może jej sobie nie dałam.
A teraz w tym rozkroku nie mogę się do końca odnaleźć. Dni lecą niby sennie i leniwie. Ale jest jakiś niewidoczny przymus z zewnątrz, który nie pozwala się do końca cieszyć ową pozorną chociaż wolnością. Koniec pracy, zero sprzątania cudzych brudów, zachłyśnięcie się wolnym od pracy powinno dominować a nie dominuje. Nie opuszcza mnie także stres związany z tym, co zostało tam, za nami. Pracują dla nas dwie fajne dziewczyny i choć wierzę, że wszystko jest w dobrych rękach to jednak oddawanie komuś własnego "dziecka" nie jest sprawą łatwą dla mojej psychiki. Scedowanie obowiązków po czterech latach pracy to czynność nie tak trudna, jak to aby dać sobie i im czas na to aby wszystko zaczęło grać jak w naszym zegarze. Grać tak być może nigdy nie będzie bo my to nie one a one to nie my.  Jednak będzie grać inaczej, kto wie może lepiej. I to właśnie z tym staram się w ostatnich dniach uporać. Kto kiedykolwiek przez to przechodził, sam wie, że sprawa nie jest taka oczywista.
No i tak będąc w wielkim europejskim rozkroku ani już tu ani jeszcze TAM, próbuję przetrwać.
Próbuję też przetrwać noce bo to także nie jest tak mocno oczywiste, szczególnie z kotem, który przez ostatnie prawie dwa lata swego niemieckiego życia był kotem wychodzącym, kręcącym
się tam i z powrotem z dworu do domu i odwrotnie, znoszącym myszki i inne żywe stworzonka na niemiecki laminat. Tutaj, u Mamy, stał się na paręnaście dni kotem domowym pozbawionym możliwości samodzielnego wychodzenia na dwór, bowiem mimo iż to właściwie wioska to jednak dom stoi przy ulicy, gdzie samochodów znacznie więcej niż na frankfurckim osiedlu, a do tego po trasie na dół (my stacjonujemy na piętrze) grasuje lokales czyli tubylczy kot Bruno, z którym Niuniol jakoś zaprzyjaźnić się nie chce. Toteż aby jednemu i drugiemu oszczędzić stresu, panowie nie spotykają się i tyle. Niuniola wyprowadzam raz dziennie na spacer co też nie jest dobre bo tylko pogłębiam jego pragnienie wychodzenia dosłownie nonstop. W nocy biedak budzi się co parę chwil (że nie wspomnę o mnie), szuka wyjścia, łudzi się, że jak będzie tak biegał po pokoju i tupał nóżynkami to za sprawą jakiegoś nadprzyrodzonego zjawiska nagle uchylą się nieistniejące drzwi balkonowe, które będą jednocześnie bramą ku wolności. Jeszcze trochę Kochany, jeszcze chwileczka a jak zacznie Ci się wolność to istnieje szansa, że nie będziesz z jej nadmiaru wiedział co z nią począć.


4 komentarze:

  1. Mam nadzieję,że wszystko powoli ułoży się i poukłada na właściwym miejscu.Na początku zawsze jest chaos ale planowanie i realizacja tego wymarzonego miejsca choćby gdzie postawić solniczkę czy powiesić obrazek to wielka frajda.Kotek tez odnajdzie się w nowej sytuacji i będzie się cieszyć upragnioną wolnością.Powodzenia życzę i dużo słoneczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. układa się ale bardzo powoli. Nowa rzeczywistość czasem każdego z nas potrafi przerosnąć. Oby różne niepoukładane rzeczy odnalazły swoje miejsce jak najszybciej. dzięki i pozdrowienia

      Usuń
  2. Wszystko będzie dobrze. Obawiasz się tego, co przyniesie nowy dzień, czas.. ale zobaczysz, że będzie tak jak chcesz, aby było :)
    Wszyscy się odnajdziecie i Wy i kiciuś :) ale wiadome no.. czas jest potrzebny. I masz rację, ze właśnie budowanie swojego miejsca, gniazda podziała terapeutycznie . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak ... te obawy krzyżują się całkiem naturalnie z wielką wiarą w dobre życie w przyszłości. Taka sinusoida zupełnie normalna dla bycia w tym rozkroku :-)

      Usuń