poniedziałek, 14 listopada 2011

efekt Pollyanny

Wiadomo, że nie jesteśmy tu dla przyjemności tylko ciężko pracujemy na NASZ kawałek POLANY. Ale przecież nie można tylko wciąż narzekać, że się tęskni za Polską, za ludkami ulubionymi, za paszą polską i za innymi polskimi sprawami. Aby zupełnie nie zwariować i nie popaść w totalną schizofrenię, należy się też skupić na tym co TU i TERAZ, zatem szukamy codziennie pozytywów życia w tym kraju.
Na szczęście rozglądać się daleko nie trzeba i tak oto postanowiłam dziś przedstawić parę plusów, które szczerze lubię w tym mieście i kraju, bo przecież nie tyczą się tylko samego Frankfurtu.
Po pierwsze do napisania tego postu zainspirował mnie taki oto znak w parku przy stawie czyli wielka uwaga skupiona na bezpieczeństwie. Wiadomo, że po lodzie raczej spacerować nie należy ale jak się taki znak sezonowo do latarni przyczepia to działa jeszcze mocniej na wyobraźnię nie tylko dzieci, ale i matek a może i nawet tych, co to procentów za dużo we krwi mają. 
Wracam wciąż do tematu rowerów, rowerzystów i ścieżek rowerowych bo imponują mi pod tym względem Niemcy niesamowicie. Okazuje się, że nawet w tak dużym mieście jak Frankfurt wcale nie trzeba tych ścieżek na siłę budować. Wystarczy na ulicy wyznaczyć trasę i odpowiednio ją oznaczyć. No i ... /choć z tym już na polskich ulicach, a na warszawskich to już na pewno może być bardzo trudno/ wystarczy przystosować do tego faktu nerwową mentalność kierowców. No i ścieżkę rowerową mamy gotową w zasadzie bezkosztowo. :-)

Dodatkowo Proszę Szanownych Państwa zwrócić uwagę na fakt, że ścieżka owa prowadzi wzdłuż ulicy jednokierunkowej czyli rowerzysta popyla sobie pod prąd. Hm... no może z tym busem nie było idealnie łatwo się minąć ale uliczka ta nie jest główną miejską arterią, ino boczną, małą. Nikt tu nie pędzi jak wariat, tylko kulturalnie na dwójeczce sobie się przemieszcza. I przy okazji napiszę, że nigdy nie zdarzyło mi się, że by tu na mnie ktoś natrąbił czy w jakiś inny sposób okazał irytację z powodu mojego jednośladu. I tak oto przechodzimy do znaków, którym komentarz jest zbędny bo widać wszystko niebiesko i czarno na białym.

Niemców można też spokojnie pochwalić za takie oto huśtawki dla mniejszych i większych dzieci. Bujają się na nich nawet kilku miesięczne maluszki, które pewnie jeszcze nawet nie umieją dobrze siedzieć. Nie będę ukrywać, że jako fanka huśtawek też spróbowałam szaleństwa na tym sprytnym urządzeniu. Późno w nocy, po spożyciu... pst... dzieci szczęśliwie wtedy nie było. :-)
No i siatka na boisku, która wisi niezmiennie odkąd pierwszy raz ją zobaczyliśmy. Nikomu nie przeszkadza, nikt nie chce jej urwać, zerwać, ukraść... no nikt....
No i jeszcze o rowerach. Jak się ma swój to dobrze, ba nawet znakomicie, ale jak się nie ma i jest się np. przejazdem a chce się miasto z perspektywy rowerowej zobaczyć to trach... wystarczy zadzwonić czy też wysłać smsa na odpowiedni numer a oni przysyłają za drobną opłatą kod, za pomocą którego odblokowujemy rower i śmigami na nim po frankfurterskich uliczkach. A potem oczywiście możemy go zostawić w dowolnym miejscu na terenie miasta.

A jak się już na tym rowerze jedzie to można zupełnie przypadkowo trafić na taki oto park edukacyjny czyli z niemiecka Wetterpark /Park Pogody/, gdzie można dowiedzieć się wszystkiego o pogodzie właśnie, odświeżyć wiedzę ze szkoły o powstawaniu deszczu a nawet burzy, zaznajomić bliżej ze słońcem i zegarem słonecznym, a także przeczytać o innych zjawiskach pogodowych, a nawet o drzewach i krzewach. My jednak o sprawach owych mogliśmy się tylko domyślać, bowiem nasza znajomość języka nie do końca pozwoliła nam zaznajomić się z tym parkiem. Angielskiego nie przewidziano... a szkoda. W każdym razie świetna to sprawa, rodzinna nauka i plenerowa edukacja.





No i jeszcze, że autostrady, to wiadomo /choć nie powiem - kocham nasze małe trzeciorzędne polskie szosy, czego o krajowych drogach już nie mogę powiedzieć/, że jak się włącza do ruchu jeden samochód to drugi jadący pasem, na który ten pierwszy planuje wjechać, zmienia pas na lewy i tamten bezkolizyjnie może włączyć się do ruchu. Nikt tu sobie światłami nie dziękuje bo to po prostu norma jest i tyle.

 

3 komentarze:

  1. oj przydałoby sie i u nas troche takich pozytywów, ja nie mogę patrzeć na zniszczenia placów zabaw, urządzeń sportowych..... przez wandali....
    co do sweterka, wszystkie sa mojej własnej "produkcji"
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Sposób Polyanny uwielbiam i sama zawsze staram się stosować, choć nie zawsze się udaje.

    Ścieżki rowerowe bomba! Strasznie ich u nas brakuje!

    OdpowiedzUsuń
  3. o, o. Od tygodnia bodajże mamy we wro dokładnie tak zorganizowane ścieżki rowerowe (wymalowane, pod prąd). Super pomysł i dobrze, że przy okazji zwalniacz;-) No a takie rowery mamy od pół roku, w Rynku bywa, że ich brakuje! Pomysł wypalił, że hoho. Taką huśtawkę w Szwecji sobie fociłam... wygodna bardzooo...

    OdpowiedzUsuń