poniedziałek, 19 września 2011

wczoraj byliśmy na grzybach :-)

No i pewnie nie ma w tym nic dziwnego, bo pora jesienna i lasów koło nas sporo, a nauczeni doświadczeniem z sierpnia, że grzyby znajduje się tutaj zupełnie niespodziewanie, wsiedliśmy wyjątkowo w autko i pognaliśmy do miejsca, które na mapie wydawało się czymś na wzór parku krajobrazowego.
Ujechawszy zaledwie 10 km, dojechaliśmy na miejsce i oddaliśmy się błogiemu spacerowi, mając w kieszeniach na wszelki wypadek torebki plastikowe, w celu wrzucenia ewentualnie znalezionego grzyba lub ich większej ilości.

Na naszej drodze żaden grzyb się nie pojawił. Nawet tzw. psich nie było, a to akurat jest dość dziwne, bo przecież i deszczy mnóstwo padało i ciepło w nocy jeszcze jest, no chyba, że to kwestia pełni księżyca /jak to tata naszych ulubionych sióstr zwykł jest tłumaczyć/. W każdym razie może i dobrze, że tych grzybów nie było. Bowiem już po paruset metrach spaceru znaleźliśmy stare, porzucone sady a w nich... skarby.


Po chwili On szedł już z bagażem na plecach

Ja natomiast podziwiając cuda natury oraz niespodzianie pojawiające się niezidentyfikowane pojazdy leśne :-)



 Ale przede wszystkim zaczęłam obmyślać plan kulinarny i stało się to przedmiotem mojego zamyślenia oraz wewnętrznej radości. Skoro w siatce mieliśmy jabłka oraz pigwy, jasnym się stało, że wystawię na egzamin mój talent konfiturowo-dżemowy. Egzamin wywołał we mnie skrajnie podniecenie, bowiem przyznam się, że raz w życiu tylko byłam autorką duszonych jabłek, wykonanych w celu wykorzystania ich potem do ciast lub innych deserów, jednak efekt nie był zadowalający. Na szczęście od tamtego wydarzenia minęło parę ładnych lat, doedukowałam się znacznie jako kucharz, zatem przybywszy do domu, nic nie było ważne ino ważenie konfitury jabłkowo-pigwowej z domieszką karmelizowanej skórki pomarańczowej.
Podczas gdy wspólnie przystąpiliśmy do dzieła czyli On kroił twarde i niedostępne pigwy
ja nie mogłam wyjść z podziwu, że to nadal dwa owoce z tej samej rodziny, tylko gatunek inny:

Kocurro miał wszystko tam gdzie zawsze :-)
No nic, aby historia zabrnęła do końca, muszę pochwalić się efektem, a Wy musicie uwierzyć mi na słowo, że konfitura wyszła PRZEBOSKA.
Chętnie podzielę się przepisem, jednak nie będę wypisywała gramatur bo doprawdy wszystkie składniki były totalnie na oko. Począwszy od jabłek a skończywszy na szczyptach cynamonu. 
Jabłka obrałam ze skórki i wyjęłam pesteczki oraz inne niepotrzebności - jak zawsze :-), tego samego dokonał ON z pigwami po czym udusiłam jedno i drugie ale w osobnych garnkach.
 Pokroiłam w drobne paseczki skórkę pomarańczową i ugotowałam dwa razy zmieniając wodę - tak było w internecie, więc zastosowałam się do porady. Następnie usmażyłam ugotowaną skórkę w brązowym cukrze.
 Uprzednio przecierając zarówno duszone jabłka jak i pigwę, połączyłam oba składniki oraz dodałam skórkę pomarańczową. To się razem dusiło ze 2h. Następnie dziś rano zakupiłam cynamon, cukier żelujący 500 gr oraz cukier biały. Cukier żelujący dodałam cały, a resztę do smaku i na oko. Dusić trzeba dotąd aż osiągnie oczekiwaną konsystencję czyli już się nie leje, ale jeszcze kompletnie nie klei. :-) 
 Moje pierwsze słoiczki. Mam nadzieję, że pewnego dnia poczęstuję takimi smakołykami NASZYCH POLANOWYCH gości. :-)

 



5 komentarzy:

  1. "grzyby" jak widzę obrodziły;)))ślina mi pociekła...;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyglądają przepysznie, grzybów niet w tym roku strajkują w całej Polsce, więc myślę, że i do Was ten strajk się rozpanoszył. Ja też smażę i przetwarzam, bo muszę Ci powiedzieć, że ludziska baaardzo lubią domowe przetwory na bułeczce, tudzież domowym chlebie. Następnym razem proponowałbym Ci zrobienie dżemów bez cukru żelującego, taką tradycyjną metodą naszych babć, same się robią po prostu, trzeba tylko od czasu do czasu mieszać i tak przez dni :) buziaki ślę, takie pachnące kompotem z gruszek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za odwiedziny! Wpadłam z rewizytą:)
    Widzę, że wyprawa się udała, chociaż bez grzybów. U nas w Wielkopolsce też z nimi krucho. Robiliśmy dwa podejścia i wróciliśmy tylko z kurkami. Może jeszcze zdążę uzbierać choć trochę na świąteczną zupę i kapustę.

    Pozdrawiam otulona jesiennym słońcem
    Tomaszowa

    OdpowiedzUsuń
  4. Jolu, też bym chciała bez wspomagaczy, ale plan dżemowania był na wielkim spontanie a nasza mała kuchnia taka mała, że aż strach i kilkudniowe ważenie i mieszanie jest w tych warunkach mega uciążliwe. :-) Poza tym jutro Polsza na nas czeka, czasu zatem brak a konfitury trzeba tym i owym wręczyć. :-) Ale obiecuję następnym razem przyłożyć się do tradycji. :-) pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń