piątek, 30 września 2011

dyskryminacja czyli jednak jestem dla nich gorsza :-)

Jakiś czas temu na łamach mego bloga wspominałam o książce napisanej przez polską sprzątaczkę w Niemczech - Justynę Polańską "Pod niemieckimi łóżkami". Chciałam tę książkę tak z ciekawości przeczytać ale niestety chyba nie ma tłumaczenia polskiego a po niemiecku jeszcze nie umiem i pewnie długo umieć nie będę bo nie taki mam tu cel - ale to inna sprawa.
Ostatnio w Dużym Formacie w GW ukazał się wywiad z Justyną Polańską, która niestety mocno rozczarowuje postawą wobec swoich pracodawców. Owszem, z tego co się czyta to autorka przeżyła z nimi sporo dziwnych historii i z pewnością ma większe doświadczenie i staż niż ja, ale jej brak tolerancji dla odmienności kulturowej i pełna krytyka innych zwyczajów niż nasze, mocno mnie poruszyły. Dziwi się, że ludzie u których mieszkała poczęstowali jej rodziców, kiedy przyjechali do niej w goście, ziemniakami w mundurkach...tak jakby mieszkając tyle lat w Niemczech nie zauważyła, że Kartofle w mundurkach z serkiem ziołowym to tradycyjne danie kuchni niemieckiej i bardzo często spotykana przystawka w restauracjach a do tego PYCHOTA. To samo tyczy się jej opisów dotyczących spędzania świąt przez Niemców oraz szeregu innych sytuacji odmiennych od naszych polskich. W ogóle muszę przyznać, że ton autorki jakoś mnie nie pociąga, wręcz zniechęca  i  przykro mi to pisać ale jakoś tak zajeżdża prostactwem.
Jeden jednak fakt z jej doświadczeń stał się wczoraj również faktem z mojego niemieckiego życia. Otóż jak wiadomo, im człowiek bogatszy, tym /często się tak zdarza ale nie zawsze/ bardziej skąpy lub też nieczuły na cudze potrzeby. Pewna zamożna Pani, u której sprzątam jest moją jedyną klientką, która NIGDY nie proponuje mi NIC do picia. Nauczyłam się już sama przywozić sobie wodę, jednak to, że NIGDY nie wpadła na pomysł zaproponowania mi czegokolwiek, zawsze wywołuje u mnie zdziwienie i wewnętrzny śmiech. Oczywiście Zamożna Pani wiele razy przy mnie przygotowywała sobie kawę lub inne napoje, ale ja... cóż.. DO MIOTŁY MARYSIU, DO MIOTŁY!
Wczoraj w jednym, ze skrzydeł jej domu, ekipa robotników układała nową terakotę. Ekipa była... niemiecka. Ku memu wielkiemu zaskoczeniu, Panowie zostali poczęstowani wodą, a przy mnie nawet doczekali się pytania ze strony Zamożnej Pani, "czemu nic nie piją, przecież przy takiej pracy z pewnością są spragnieni...". No tak, pewnie moja praca aż taka ciężka jej zdaniem nie jest. A może to fakt, że ja z innego narodu pochodzę... a może jeszcze inna przyczyna, która mnie kompletnie nie interesuje. Biedna Kobieta a taka bogata :-)!!! Gorsza się nie czuję, ale pewnie ona mnie za taką uważa. Hak jej w smak!!

Justyn Polańska przyznała się w wywiadzie dla GW, że ją też kiedyś tak potraktowano i właśnie to wydarzenie zainspirowało ją do napisania książki :
"Po co Pani opisała w książce, co mają Niemcy pod łóżkami?
 - Bo się wkurzyłam.
Na co?
- Siedem lat sprzątałam u jednej rodziny niemieckiej. Jak zrobili remont, to wzięli jeszcze do pomocy sprzątaczkę niemiecką. Kończyliśmy już i ładnie pizzą zaczęło pachnąć. Mówię: kurde jestem głodna, cały dzień sprzątania. Schodzę na dół z wiaderkami i odkurzaczem, wszyscy siedzą przy stole. Ja przeszłam pod zmywak. Nikt się nie spytał: Justyna, chcesz kawałek pizzy? Nie zabolałoby mnie może to, ale niemiecka sprzątaczka siedziała z nimi przy stole.
Jadła?
- Jadła"

Polańska opisuje jeszcze moc innych wydarzeń, łącznie z tym, że proponowano jej seks, że się przed nią właściciel domu rozebrał i że była pytana o kolor bielizny....mam nadzieję, że na tym co mi się wczoraj przydarzyło, podobieństwa naszych historii się skończą.  

7 komentarzy:

  1. Podglądam od jakiegoś czasu.... Post bardzo życiowy, sytuacja dotyczyła nas kiedyś...
    Chociaż inna praca, inne obowiązki. Podczytuję blog już od jakiegoś czasu. Pisz o realizacji planu, trzymam kciuki za Was. Będę zaglądać, pozdrawiam Ala

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykre doświadczenia. Ja bardzo mile wspominam pracę w Niemczech, jeszcze za czasów studiów, a praca była różna: w lesie, w fabryce przetwórstwa owocowo-warzywnego albo w fabryce papieru. Wszyscy byli serdeczni i bardzo opiekuńczy. No, ale ja często wzbudzałam u innych takie reakcje i nie wiem dlaczego. Nie byłam ciapowatą myszką, a raczej uśmiechniętą, zaradną gadułą i zawsze łatwo nawiązywałam kontakt z ludźmi. Pozostanie to chyba dla mnie zagadką:))
    A wracając do tematu... Mam nadzieję, że nie spotka Cię więcej przykrych sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. moja alis witamy Cię serdecznie i cieszymy, że nas podglądasz... :-)Piszemy o realizacji naszego planu, bo czyż każdy nowy dzień i sytuacja nie zbliżają nas do niego? :-)

    Tomaszowa - hm... ciapowatą myszką nie jestem, bardziej utożsamiam się z opisem Twojej osoby... niektórzy nazywają mnie wręcz trajkotką... :-) z mięśniem uśmiechu też nie mam problemów. Widocznie moja sytuacja jest wyjątkiem od Twojej reguły. Ech.... nie zastanawiam się już nad tym, jedynie zasygnalizowałam, że takie coś miało miejsce. :-) pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pamiętam kilka dziwnych sytuacji z ogólniaka. Pojechałam do Monachium na wymianę, zamieszkałam u niemieckiej rodziny. Rówieśnicy w szkole traktowali nas Polaków jak powietrze, mówili o nas przy nas, chociaż doskonale widzieli, że znamy niemiecki i wszystko rozumiemy. z drugiej strony ta moja rodzina była genialna. Nieba mi tam przychylili, a niemiecka Mutti płakała, gdy odjeżdżałam.

    Tymczasem stick to the plan i olać babiszona. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. no to hak im w smak, rzeczywiście... ile razy jestem w Niemczech, tyle razy ląduję na Marsie. Choćby w tym Muskau- kasy ci nikt nie rozmieni, wszyscy mówią TYLKO po niemiecku, nie można zapłacić kartą, a w przygranicznej knajpie menu też tylko po niemiecku! Myślę, że to specjalne atrakcje i gościnność dla Polaków... dziwny kraj, po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale myślę, że bez względu na przynależność narodową, wszędzie są ludzie i ludziska i u nas w Polsce takie sytuacje zdarzać się mogą. Niektórzy traktują sprzątaczki jak narzędzie do sprzątanie, a inni po prostu jak drugiego człowieka. Jeżeli kiedykolwiek jakaś ekipa robiła coś u nas siadała wspólnie ze wszystkimi do posiłku, w niektórych domach, jezeli w ogóle częstuje się posiłkiem, to przy innym stole. Tak więc myślę, że nie narodowość decyduje o zachowaniu, ale po prostu wrażliwość i szacunek dla drugiego człowieka, bez względu na wykonywany zawód, czy pracę.

    OdpowiedzUsuń
  7. czytałam ten wywiad! i nawet chciałam Ci wysłać gazetę ale mi potem z głowy wyleciało! od razu pomyślałam o porównaniu Waszych doświadczeń ale stwierdziłam, podobnie jak Ty, że Pani jednak prościuchem jest dramatycznym i pewnie spojrzenie na życie też będzie miała inne. z resztą jeśli ktoś sam nie potrafi pisać, to może nie powinien tego robić... a Pani nawet się przyznała, że ktoś to pisał za nią i myślę, że nie tylko język tu grał rolę. najbardziej w wywiadzie urzekły mnie regularnie stosowane wykrzykniki "heloł" :))) intelektualistka, nie ma co :)))

    OdpowiedzUsuń