niedziela, 1 maja 2011

erste Tag

Podjazd rowerem pod tą górę o 9:30 rano z lekka mnie wykończył. Na samą myśl o tym, że mam się tak męczyć każdego dnia jadać do pracy, nie wpłynął dobrze na moje samopoczucie. On już tam był bowiem jego dzień pracy rozpoczął się o godzinę wcześniej niż mój. Pierwsze minuty już na samej górze upłynęły na rozpoznaniu terenu. Byłam cieniem jednego z kelnerów i nie odstępowałam go na krok. Szłam tam gdzie on szedł i odkrywałam zakamarki kuchni oraz restauracji. Lokal ten jest imponujący. Wieża którą widać na górze jest częścią budynku, w którym pracuję. Jest to zabytkowy zamek /niestety w większości są to raczej ruiny zamku/, gdzie część komnat i pokoi stanowi restauracja. Nogi schodziłam w niej na całego/ Umysł parował od nowych słów, od wielokrotnych /mniej lub bardziej udanych/ prób porozumienia się z pracownikami a potem nawet z gośćmi restauracji. Gdy o 14:40 usłyszałam, że mam tzw. mittagspause do godziny 17:40 radości mej nie było końca. Wsiadłam na rower i ponownie, tym razem zjeżdżając z tej góry, naszedł mnie kryzys na samą myśl, że znów mam tam wjeżdżać. Wpadłam do domu i zjadłszy kanapki, chwilę pogadawszy z mamą, udałam się do swego pokoju i zapadłam w sen. Przed ponownym wyjściem z domu do pracy, mama zaproponowała mi żebym wzięła samochód i ten pomysł znacznie poprawił moje samopoczucie. Potem było już tylko lepiej.
Śmieszne jest, że niemiecka kuchnia w restauracji nie różni się niczym od wielu kuchni w innych restauracjach na świecie. Klimat panujący między kucharzami a kelnerami jest identyczny co do joty. Ten sam pęd, te same problemy na zapleczu, ten same zapachy i takie same układy, które już od pierwszych chwil udało mi się wyczuć i zauważyć. Dziwne natomiast jest to, że w kuchni wolno personelowi palić papierosy. Ja osobiście nie palę i nie ukrywam, że trochę mi to przeszkadza, jednak lokal jest na tyle duży, że wcale nie muszę z palaczami przebywać ale sam fakt jest dziwny. Palą prawie wszyscy od szefa kuchni po panią na zmywaku.
Poza tym są w tej knajpie 3 sale i do każdej sal są inne nakrycia: inne kolory obrusów, inne sztućce i weź się tego człowieku naucz. Poziom serwisu dość wysoki. Co mnie cieszy bo fakt ten oraz ilość gości dzisiejszego dnia dowodzą temu, że trafiliśmy do dobrej knajpy, gdzie panuje duży ruch.
My przyjęliśmy strategię, że nie przyznajemy się iż stanowimy parę. Tak jest lepiej. Co prawda głupio czułam się gdy mówiłam, że Pawła znam słabo ale o tym jutro... bo padam na twarz. A jutro dzień wolny!!! Ihhhhaaaa....

3 komentarze:

  1. Knajpa w starym zamczysko na szczycie wzgórza, ho ho. Niezła miejscówka! Gratulacje! Ale do pracy tez byśmy woleli samochodem, choć może rowerkiem zdrowiej :D
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Knajpa super, a podjazdy, spójrz na to w ten sposób, że jak będziesz jeździć na rowerze, to Twoja kondycja będzie wymiatać, trzymaj się i bądź twarda :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako wierny kibic bardzo się cieszę, odwaga i konsekwencja procentują. Praca, która Ci raczej odpowiada i piękna okolica. Nieźle jak na początek!

    OdpowiedzUsuń