środa, 16 maja 2012

zaległości i aktualności

Miniony tydzień z wielu względów nie należał do udanych. Wiadomo, że odejście Bambo przyćmiło inne niepowodzenia ale te inne to już chyba na dokładkę los nam zrzucił, jakby chciał się przekonać ile możemy znieść.
O mały włos nie wpadłam na rowerze pod koła totalnie pijanego gościa, który prowadził w najlepsze samochód. Skończyło się na wygiętym w chińskie "S" przednim kole. Kolo nam zapłacił i to ze sporą nadwyżką. Ponieważ obiecał nie wsiadać więcej do auta, wziął komórkę i powędrował do pociągu, nie wezwaliśmy policji choć teraz z perspektywy czasu, wydaje mi się, że powinniśmy.

Poza tym straciłam jedną klientkę, która chyba nie do końca była w stanie objąć swym mózgiem, że można jechać aż do Polski ratować chorego kota. Mam wrażenie, że uznała iż ... kłamię. Na szczęście żadna tam zaprzyjaźniona. Hak jej w smak.

Weekend postanowiliśmy spędzić blisko naszego kocurka i pojechaliśmy do mamy aby zrobić mu na miejscu spoczynku... ogródek. :-) Posadziliśmy mu 3 lawendy, bukszpan oraz mama z mężem dwie lilie królewskie. No bo to był NASZ KRÓL! :-)

a tak poza tym to Bambo spoczywa na wieki w takich oto okolicznościach przyrody /panoramicznym okiem JEGO/
Z zaległości, ale nadal nas bardzo cieszących spraw, to zapomniałam totalnie z tego szpitalno-wyjazdowego zamieszania, opublikować zdjęcia sóweczek oraz tęczy, które wygrałam u Piegowatej. Moja PIERWSZA wygrana blogowa, więc cieszy podwójnie. Uważam, że są przeurocze a Piegowata to istota o uzdolnieniach i wyobraźni ponadprzeciętnych. Zielona jest moja a niebieska JEGO. Tęcza wspólna. :-)


Z racji, że wygrałam te cudności, pragnę i ja się jakoś odwdzięczyć losowi i za dni parę u mnie pojawi się CANDY-CUKIERECZEK. Powiem tylko, że będzie słodko.

A z newsów z dziś.
Bambiszon jest z nami w myślach nonstop choć staramy się iść do przodu i nie poddawać się rozpaczy. Oglądamy filmy i fotki i jest nam bardzo dobrze jak na niego patrzymy i wspominamy wspólny piękny czas. Staramy się pogodzić z jego odejściem, jednak na pustka którą po sobie zostawił jest często zbyt dotkliwa.

Dziś rano spotkałam kota. Młody jasno szary siedział i strasznie krzyczał. W Niemczech, w mieście spotkanie kota na ulicy należy do rzadkości. Dlatego ten krzyk i wpatrzone we mnie ślipka sprawiły, iż zapytałam samą siebie "to już? tak szybko?"
Jakiś pan przechodząc koło mnie i widząc moje zainteresowanie kotkiem, chyba starał mi się przekazać w tym nadal trudnym dla mnie języku, że ten kot tutaj sobie od jakiego czasu w okolicy biega, ale czy ja to dobrze sobie w mózgu przetłumaczyłam to już inna sprawa. W każdym razie, pogłaskałam, pomiziałam i postanowiłam, że jak będę wracała z pracy i nadal tu będzie to.... to jest znak.
Podczas pracy myślałam o tym maluchu i nawet wykonałam smsa do NIEGO, że MUSZĘ POGADAĆ. Ale jakoś nie odezwał się bo... pewnie jeszcze spał - dziś miał wolne.
Po 2h pracy, wyszłam na chwilę na ulicę zbadać sytuację - nie było go. OK - pomyślałam - tak widocznie miało być. Ale już po następnych 2h, jak wyszłam na dobre z pracy, zobaczyłam go znów. Siedział przy klatce schodowej oddalonej ode mnie o parędziesiąt metrów. Jacyś panowie wnosili trochę dobytku do wewnątrz i otworzyli z racji tego drzwi, a on ....czmych..... i tyle go widziałam.
Uznałam, że to jeszcze nie czas. Że może poszedł do siebie do domu.
Ale nie będę ukrywać, że myślę o nim. Jutro mam wolne, więc chyba sobie rowerem tam wycieczkę zrobię i zobaczę co w trawie miauczy. 

sobota, 12 maja 2012

wszędzie go pełno

Wracamy, po woli wracamy, przynajmniej już nie płaczemy. A to już dużo. Bambo pewnie nie chciałby widzieć nas takimi zamazanymi. Z pewnością patrzyłby na nas z wielkim politowaniem choć i z dozą wyrozumiałości dla naszych łez. Jest wiele wspomnień, ciągle oglądamy zdjęcia, filmiki. Uśmiechamy się do jedynego wąsa, jaki nam po nim został i zajmuje honorowe miejsce.
Jutro jedziemy do mojej mamy i posadzimy mu na jego miejscu lawendę i bukszpan. Skoro nie mógł doczekać z nami do Naszej Polany, to trzeba mu to jakoś wynagrodzić.
Wiele osób przysłało nam przez te minione dni wiele ciepłych i mądrych słów, które pozwoliły przetrwać ten ciężki czas i bardzo chcielibyśmy za to podziękować, a szczególnie Leptir za tę modlitwę, która była i jest absolutnie w punkt i idealnie opisuje stan umysłu i duszy. Wzruszeniu nie ma końca podczas jej czytania. Dziękujemy.
A tak w ogóle to budzę się rano i myślę, że zaraz pod stopami poczuję żwirek z kuwety, albo jak leży coś ciemnego na łóżku to .... wiadomo, że myślimy, że to nasz Król :-).
Ech, jak on wiele nas nauczył, jak swoją cichą i spokojną postawą potrafił wprawić w zakłopotanie gdy akurat ja za spokojna nie byłam. Rozmawiał z NIM i odpowiadał MU na pytania :-). Pięknie mruczał i potrafił zawalczyć o swoje, np. o miejsce na łóżku.  Wąchał kwiatki i lizał listki. Wydawał niezidentyfikowane dźwięki, gdy akurat ptak zasiadł na balkonie i nadstawiał czoło aby go można było w nie pocałować.
Jakoś tak podskórnie czuję, że reinkarnacja Bambo pojawi się prędzej niż sądzimy choć szukać go specjalnie nie będziemy. Niech życie jakoś pokieruje nasze kroki ku niemu. :-) Jeszcze nie teraz, jeszcze za wcześnie, jeszcze to wszystko za świeże, ale z drugiej strony pewnie Bambo by sobie życzył żeby pod naszym dachem jego młodszy kuzyn zamieszkał, bo mądry przecież był nad wyraz i wie, że mamy jeszcze moc pokładów miłości aby jakiegoś czworonoga od trudów życia uratować.
Aneto i Powrót do tradycji - wielki dzięki za wyróżnienie. Każda pozytywna informacja jest teraz na wagę złota. :-)
 

wtorek, 8 maja 2012

Żegnaj Bambuniu

Wczoraj pożegnaliśmy naszego Przyjaciela.
Stąpa już spokojnie po łące pięknej, bez bólu i cierpienia i miejmy nadzieję, że z apetytem pochłania swoje ulubione smakołyki.
Dziękujemy Wam za wsparcie.
Jest nam Bardzo Bardzo Źle.
Wkrótce wrócimy.

niedziela, 6 maja 2012

:-(

Jesteśmy z Bambo po dwóch dniach spędzonych we wrocławskiej lecznicy. Zrobione wszelkie możliwe badania. Bambo ma we krwii jakiś myko... drobnoustrój, który sprawia, że niszczą się jego czerwone płytki krwii i spada odporność. Dodatkowo ten guz na płucach. Nie miał tomografii komputerowej bo można zrobić ją tylko w Poznaniu i nie wiadomo czy to złośliwe i czy to rośnie. Dodatkowo stwierdzona niedoczynność tarczycy.
Dostał moc leków, również sterydy, które mają także wpłynąć na wzmożenie apetytu ale... nic takiego się nie dzieje. I to nas martwi najbardziej ze wszystkiego. Bambulo nie nabiera sił, tylko je traci. Mam wrażenie, że ginie mi w oczach. Siedzę nad nim z miską jedzenia i proszę. Wodę czasem pochlipce jak go JEGO mama zaczaruje /bo ja nadal w Wałbrzychu/, ale i to bez jakiś szalonych ilości. Pod nos podstawiam wszystko co lubi, w mini porcjach ale z nadzieją, że w końcu trafimy na to, co jego chore ciałko przyjmie. Obiecałam sobie, że nie wyjadę stąd póki nie zacznie jeść. Niestety jutro już muszę wracać do Niemiec ale z pewnością po drodze jeszcze odwiedzimy wrocławskiego weterynarza.
Tutaj absolutnie chylę czoła przed tą kliniką bo mimo iż nie ma poprawy to jednak obsługa zwierzęcych pacjenów tam jest naprawdę na bardzo dobrym poziomie. Każdy pacjent traktowany jest indywidualnie, bez żadnej olewki czy pośpiechu. Ceny nie są wygórowane moim zdaniem, choć po niemieckich cenach to wszystko wydaje się prawie darmowe. Siedziałam tam kilka ładnych godzin, więc poobserwowałam pod różnym kątem i nie miałam się do czego przyczepić.
Zresztą i Bambo tam był jakby w lepszej formie ale to pewnie była zasługa adrenaliny. Szkoda, że teraz już tak osłabł.
Nasza niespodziewana wizyta w Polsce zaowocowała także spotkaniem face to face z Megi :-), która przyjęła nas pyszną kawą i herbatką oraz wygodną kanapą dla Bambulca. Kocurek przekimał się tam ale miał też jeszcze siłę, żeby skubnąć co nie co jedzonka, choć "moherowymi" surowymi sercami pogardził :-( i to jest właśnie najlepszy dowód na to, że jest bardzo chory bo surowizna ZAWSZE była pochłaniana prawie bez gryzienia.
Megi jest uroczą istotą z niebieskimi jak lazurowe morze oczętami. Jej salon oraz ogród to osobna kraina, w której człowiek na moment zapomina o tym, co tak naprawdę dzieje się na świecie. Jej kocury w ilości sztuk 6, były BARDZO zdziwione, że osłabiony Bambo ma jeszcze siłe i bezczelność jako gość, fukać i warczeć na nie. Ewidentnie chciały się zaprzyjaźnić, albo przynajmniej obwąchać ale nie było na to szans.
Megi - DZIĘKUJEMY bardzo za te magiczne chwile.
Trzymajcie kciuki za spokój naszego kotka i za to by jednak nie cierpiał za mocno. W jego uzdrowienie zaczynam niestety wątpić. Ale jeszcze czekamy, a nuż zdarzy się cud.

czwartek, 3 maja 2012

EMERGENCY help!

Kochani, podjęliśmy decyzję - jadę zaraz z Bambo do Polski.
Tutaj aby się czegokolwiek dowiedzieć, zbadać, zrobić USG musimy płacić takie sumy, że lepiej nie wspominać. A i tak póki co nic nie wiadomo, a kot nie je i nie pije.
Jeśli mam mu skrócić cierpienie to chcę przynajmniej mieć 300% pewność że zrobiłam wszystko aby Czarnucha uratować.
Zaraz ruszam do Wałbrzycha a potem najpewniej do Wrocławia do kliniki gdzie zrobią mu badania.
Mam tylko do Was prośbę... jeśli ktoś zna Wrocław i jakiegoś cudotwórcę lekarza to proszę o wiadomość na maila lub na niemiecką komórką +4915207530041 - Marlena.
marlenamozdzinska@gmail.com
Mamy namiary na dr Niedzielskiego. Nic o nim nie wiem ale wyszukała go JEGO mama.
Trzymajcie wszyscy kciuki.

wtorek, 1 maja 2012

majówkowe pejzaże

Nasz Kocio dziś znów zastrajkował z jedzeniem i choć humor nie najgorszy oraz w kuwecie to i owo /po tygodniu oczekiwania/ to jednak trochę się zmartwiłam. Ale wiadomo, że jak się bierze lekarstwa i się spędziło 24h w klinice to nic potem nie przychodzi super szybko, a już najtrudniej normalność.
Zacząć się martwić tak na poważnie mam zamiar od jutra. Dziś też się martwię ale jeszcze potrafię racjonalnie wytłumaczyć sobie pewne kwestie.
A póki co to dziś spędziliśmy słoneczny dzionek w plenerze.
Nic nie będę gadać tylko prezentuję. Czasem warto przecież pomilczeć.