poniedziałek, 21 marca 2016

wiosna

Taaaa.... temat pojawia się wszędzie i super!!! bo ja kocham wiosnę i to będzie nasza pierwsza absolutnie pierwszaaaa wiosna na Naszej Polanie (choć coraz bardziej dojrzewam do tego, że polaną to absolutnie nie jest tylko SADEM, sadem i tylko sadem, ale co tam). Do tej pory jesień wiedzie prym i jest to moja naj, najpiękniejsza, najbardziej ukolorowiona, najcudowniej barwna... pora roku. Zobaczymy co zgotuje wiosna.
Ano...
Znacie taki syberyjski zwyczaj? Gdy myśliwi na Syberii późną jesienią ruszają na łowy i zaszywają się swych skromnych i spartańskich chatkach to pierwsze co robią (bo wiadomo, że późną jesienią jest już na Syberii śnieg) wrzucają w śnieg butelki wódki. Bez wódki na Syberii podobno nie dasz rady. To jest przecież oczywiste. Jadą na polowania z dość dużym zapasem tego trunku, więc mogą sobie na początku nieco pofolgować i powrzucać te butelki, szyjką do góry (to ważne) w śnieg. Chodzi o to, że jak nadchodzi wiosna i śniegi zaczynają topnieć to te szyjki butelek zaczynają tak majestatycznie kiełkować nad śniegiem niczym przebiśniegi. :-) Rosjanie (zapewne) witają takie "kwiatki" okrzykami radości i przystępują (zapewne) do świętowania wiosny. Co kraj to obyczaj.

Zrobiłam w okolicy października dla Mamy parę sprawunków. Lista była skrupulatnie sporządzona przez Mamę i trzymałam się wytycznych. Przyjechałam do domu i zakupy dla Mamy odkładałam w osobne miejsce. Wiedziałam na 100%, że kostek rosołowych kupiłam 3 opakowania (zresztą paragon ze sklepu to potwierdzał) a miałam tylko 2. Bronek był wtedy na etapie wynoszenia wszystkiego poza nasze gospodarstwo. Zatem był głównym i jedynym podejrzanym.

Dziś, w drugim dniu wiosny, On wykopał kostki rosołowe z piachu, który ze względów budowlanych, nadal mamy pod domem.

Każdy lud ma swoje sposoby na powitanie wiosny.

Ściskamy Was i życzymy słońca. Bo ono jak nic daje energię.

środa, 16 marca 2016

nowe wdzianko

W oczekiwaniu na wiosnę, wprowadzamy w życie ususzone nasionka skrupulatnie kolekcjonowane przez ostatnie sezony. Widać, że mają moc bo wychylają swoje łepki i pragną światła, światła... jeszcze więcej światła. Stosuję taktyczne zmyłki i odwracam ich centrum ku ciemnościom by ponownie dokonały wysiłku i dążyły do światła. Dają pięknie radę i wiem, że nigdy ich nie pokonam... nie chcę. 




Zraszam młode łepetynki każdego dnia, witam się i uśmiecham bo to podobno pomaga. Ciekawe jakie będą plony z takich okoliczności. Widzę już maleńkie lwie paszczki, silne i zwarte kłębki cząbru, siłujące się z grudkami ziemi szarotki, mizerniutko wyglądającą jeszcze lobelię no i wiele różnych odmian pomidorów. Rozrośnie się to i co ja zrobię jak jeszcze do gleby hohoho czasu tyle...Pierwszy raz na taką skalę staram się wyhodować kwiaty i warzywa z nasion. Co prawda był niemiecki mobilny ogród o całkiem pokaźnych plonach pomidorków koktajlowych ale np. wtedy rzodkiewka zeżarta została przez miejscowe gęsi i liście buraków także. Zioła dawały radę ale z ziołami to się od dawna nieźle dogadujemy. Tymczasem z gleby wyszły już solidne listki krokusów, hiacyntów, tulipanów i żonkili. Ciekawe kiedy, jak i czy zakwitną. Nasza Polana otrzymała wiosennie nowe ubranko. Zdjęcie frontowe jest bardzooooo tymczasowe i jeszcze baaardziej robocze. Kolory drewniane takie miały być i pewnie takie (z małymi zmianami zostaną). A tak naprawdę to lubiłam starą wersję szablonu i nie przepadam za zmianami (nawet na innych blogach bo bardziej kręci mnie treść niż sama szata graficzna a jednocześnie szata graficzna sprawia, że czuję się bezpiecznie i że wiem dobrze gdzie jestem) ale musi po woli powstawać coś więcej niż blog, coś na kształt strony wuwuwu, w większą ilością informacji. A ponieważ chwilowo nasz budżet przewiduje zupełnie inne wydatki to postanowiliśmy podziałać własnym sumptem i wyszło to co wyszło. Jeśli macie ochotę wyrazić swoje zdanie - również to na NIE - to zachęcam i z góry dziękuję. Umiem pogmerać w bloggerze od wewnątrz ale z drugiej strony nie ma on też tak wielu opcji co WP, którego nie znam kompletnie a poznawanie samodzielne nie jest korzystne dla mojej cierpliwości i systemu nerwowego. Zatem napiszcie jak się Wam (nie)podoba Nasza Polana w nowym wdzianku.

A to nasze roczne hibiskusy... może w tym roku trafią już do ziemi. 







x

środa, 2 marca 2016

lubię zerkać wstecz

Chociaż przecież powinno się raczej iść do przodu i nie oglądać za mocno za siebie. Zależy jednak jak do tego podejść i w jakim kontekście zerkamy do tyłu. Jeśli po to aby rozpamiętywać szarą, nieudaną przeszłość, rozdrapywać porażki to lepiej faktycznie zamknąć za sobą te drzwi i iść dziarsko do przodu. Czasem wracamy do gorszych przeżyć ale z pewną refleksją, która pozwala uczyć się na ewentualnych błędach. No i to z mojego punktu widzenia też jest fajne, pod warunkiem, że obedrzemy już tę przeszłość z tych dołujących emocji, które już raz przecież przeżyliśmy i nie ma sensu ponownie się nimi obciążać. Natomiast ja dziś wracam do pewnego dnia z października 2009 roku. Zapisałam wtedy w kalendarzu na kolejny rok "zobacz co było o tej porze rok temu" i faktycznie po równym roku, gdy kalendarz otworzył się na tej kartce miałam możliwość dokładnego sprawdzenia jak wiele się od tamtej pory zmieniło i jak wiele jednak jest w tym mojej zasługi. Głównie przyczyniły się do tego decyzje, które wtedy podejmowałam i których skutki obserwuję do dziś.
Dawniej nie było może tak kolorowo ale wiem, że pewne doświadczenia życiowe wzmocniły mnie na tyle, że umiałam sobie powiedzieć "albo podejmiesz tę walkę z własnymi słabościami albo utoniesz i nic z tego nie będzie". Wierni przyjaciele trzymali mnie w pionie i głównie to za ich pomocą udało się stanąć na odpowiednim torze, którym chyba idę po dziś dzień. 

Moja Sroka mówi zawsze, że podróż zawsze zaczyna się od postawienia pierwszego kroku i to chyba jedne z najmądrzejszych słów w kontekście podejmowania zmian i życiowych wyzwań. Bo to wszystko brzmi dość górnolotnie, mocno, siermiężnie i przerażająco. Ktoś, kto szykuje się choćby we własnym umyśle na jakąkolwiek zmianę (czyt: podróż), jest często przerażony ogromem własnego wyzwania. Bo tylko nieliczni potrafią tak z dnia na dzień zmienić swoje życie (ruszyć w nieznane) i chwała im za to, że potrafią ale większość z nas niestety ma z tym wielkie trudności. Więc ogłaszam, że nie trzeba koniecznie tak drastycznie. Można małymi krokami, BYLE SYSTEMATYCZNIE a wtedy te mini zmiany już będą cieszyć. Bo tak naprawdę zmiany życiowe nie bolą tak bardzo jak się tego spodziewamy. Grunt to tylko własny mózg przygotować na pewne nowe nawyki, które w sobie zaczniemy pielęgnować i karmić je nowym JA.

Do czego ja zmierzam...

Ano do tego, że robię sobie właśnie raz na jakiś czas taką wycieczkę w przeszłość i patrzę co ja robiłam równo rok temu. Zaglądam dziś do starego kalendarza i widzę, że byłam w pracy, zasuwałam na niemieckim mopie 9 godzin, przemierzając w międzyczasie uliczki na jednośladzie i wdychałam frankfurckie powietrze. Jaka była aura? Tego nie mam zapisanego ale może świeciło już wiosenne słońce i zapewne przekwitły już niemieckie krokusy. Wiem jedno... jadąc marzyłam już o chwili, w której fruwać na mopie przestanę i będę rozkoszować się przynajmniej parę razy dziennie myślą o tym, że jestem tutaj gdzie być od dawna chciałam. Nie miałam jeszcze nawet pojęcia jak życie w nowym miejscu będzie wyglądało i żyłam złudną nadzieją, że to nowe, na które czekam przyjmie mnie z otwartymi ramionami, bezboleśnie zagnieżdżę się w wymarzonym domu a górska kraina nieba mi uchyli. Często projektujemy sobie nową rzeczywistość, nie zważając na zagrożenia i trudności, które raczej wypieramy. Ale grunt żeby nam te minusy nie przysłoniły plusów, co nie? U mnie na razie nie przysłaniają.

Dziś, za oknem znów zima. Wcale mnie to nie dziwi. Biorę tę krainę blisko chmur, taką jaka jest. Gdy zimno to czapa, gdy mokro to śniegowce lub gumiaki, gdy słońce to uśmiech i może kilka nowych piegów na nosie. Zerkam wstecz i widzę jaki krok milowy został przez nas wykonany i bez żadnej ściemy jestem z nas dumna i nie widzę tu żadnego wywyższania się. Dla higieny psychicznej warto być z siebie dumnym od czasu do czasu i chyba fajnie sobie generować takie życiowe warunki aby ta duma była możliwa. I uważam, że wcale nie trzeba robić rzeczy spektakularnych aby to mogło mieć miejsce. Najważniejsze to umieć popatrzeć na siebie i własne osiągnięcia łagodnym i przyjaznym okiem i nie bać się pochwalić siebie od czasu do czasu. Tego Wam na dziś życzę bo taki nastrój wiosenny do mnie doleciał...

A u nas z daleka taki oto rozgardiasz...


ale jak się przyjrzeć z bliska to już ładniej wszystko się widać, obraz się klaruje co nie? :)


  


Przestrzeń się zmniejsza ale podzielona na odpowiednie komnatki też miejmy nadzieję da dobrą energię z bezkresnym widokiem zaokiennym.