czwartek, 27 października 2011

pozory mylą

Zapowiadał się spokojny wieczór. Oboje po pracy. Tym razem żadne z nas nie pracowało na noc, zatem perspektywa wspólnego wieczoru - bardzo miła. W południe miałam nawet chęć na wieczorny seans filmowy, ale zanim to miało nastać najpierw w głowie ułożyłam jadłospis na wieczór. Zaopatrzyłam się zatem w niezbędne produkty, celem wykonania sałatki jesiennej /świeży szpinak, gruszka, orzechy włoskie oraz dresing z jogurtu naturalnego i sera pleśniowego/, On zabrał się za porządkowanie miesiąc temu zebranych orzechów, które czekały na balkonie na swój czas. W międzyczasie moje plany filmowe nieznacznie zmieniły bieg, bowiem na GG odezwała się wreszcie długo wyczekiwana przeze mnie persona, którą wielbię OGROMNIE, a i przypomniałam sobie, że w Trójce trwa benefis Stanisława Tyma. Leniwość wieczoru udzieliła się i JEMU, bo nagle zrezygnował z obierania orzechów i walnął się na niepościelone od rana łóżko, informując mnie, że ON idzie już spać. Hm....
Rozmowa ze wspomnianą dobiegła końca, a i benefis miał się ku końcowi, gdy nagle wpadłam na pomysł zupełnie niewinny, że "wygooglam" sobie bliższe informacje o syropie tudzież nalewce pigwowej, bowiem od paru już dni byliśmy delikatnie zaniepokojeni czy zapach z naszego syropu to pigwowy naturalny czy też mamy do czynienia z lekką fermentacją. Hm... smak nadal był w porządku, więc jakoś specjalnie nie denerwowaliśmy się tym faktem, ale ten zapach... dziwnie znajomy.
No i stało się. Wystarczy, że weszłam na forum, na którym jedna z podobnych do mnie, woła do internautów o pilną pomoc, bowiem od 2 tygodni jej praco i czasochłonnie pokrojone pigwy w cukrze zaczęły fermentować, aby leniwy wieczór nabrał tempa. Oczywiście jak to w sieci bywa, sypały się skrajne opinie i porady. Od tych, którzy radzili sfermentowane owoce umieścić w jedynym słusznym miejscu czyli w koszu, do tych co to w lekko kwaśnym smaku po procesie fermentacji upatrywali nawet coś oryginalnego w późniejszej nalewce.
Jak to zwykle ja.... zaczęłam działać. Nie sama!!!! Obudziłam JEGO. Najpierw skusiłam sałatką, której przecież jeszcze nie zjedliśmy, a potem przystąpiliśmy do dzieła w tempie o wiele za szybkim dla dopiero co obudzonego JEGO, ale cóż było robić. Zdanie w stylu: "Chcesz żeby cała Twoja kilkudniowa praca krojenia tego cholerstwa poszła na marne?" dodatkowo GO wybudziło z jesiennego, czwartkowego snu. No i dawaj!!! Zlaliśmy wszystek syrop ze słojów i butelek do jednego dużego naczynia. Po czym "surówkę" /tak by the way: co to za określenie jest?, to chyba właśnie przez tę "surówkę" pojawiającą się w niektórych poradach, nie doczytałam przepisu na pigwówkę do końca i pomyślałam... eee tam.... jakoś to będzie, sama dam radę/ wywaliliśmy z hukiem do kosza, no bo taka lekko skwaśniała to się już nam na nic nie przyda, nie? Syrop /ok. 3 litry/ zalaliśmy 1,5 l wódki.
No dobra... na błędach człek się uczy. Ale tak to jest jak się idzie na żywioł. :-)   
Powiem tak: wyszło smacznie, mało klarownie, w zasadzie wcale nie jest to klarowne. Ale na klarowność to jeszcze trzeba chyba zaczekać. Na konkretne degustacje też.
 

6 komentarzy:

  1. No niezły spokojny wieczór, na nalewkach się nie znam, raz robiłam wiśniówkę, ale wydaje mi się, że oprócz wódki, trza dolać spirytusu, wydaje mi się, bo nie jestem tego pewna. Moja wiśniówka robiona trochę podobnie do waszych zmagań, wyszła bardzo dobra, ale ciut za słodka, taka "babska", jak powiedział Tomek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nam lekko sfermentował zadatek na jedną z nalewek porzeczkowych. Zalałam spirytusem i jest nawet niezła, choć zapach ma lekko winny:-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Hi hi ja też mam te ptaszki ćwierkające wyłączone, chyba pora je wypuścic w dalekie ciepłe kraje...:)
    dziękuję za wizytę, ja też bede teraz o Ciebie częstym gościem
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam się na robieniu nalewek,a le bardzo lubię je degustować! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja w tym roku debiutuje nalewkowo, choć jak wiesz, degustować na razie nie mogę :) malinówka i cytrynówka z miodem czekają już od połowy września w podpisanych buteleczkach a 4litry grejfrutówki (nigdy nie wiem jak to się pisze) w wielkim słoju czekają na odcedzenie i butelkowanie. przepisów czytałam całą masę ale nie byłabym sobą, gdybym zrobiła cokolwiek wedle jednej receptury. więc wszystkie trzy trunki są przyrządzone po mojemu z intuicyjną pewnością siebie. wymieszałam różne patenty, coś jeszcze dorzuciłam od siebie i zobaczymy :))) premiera jest planowana na połowę lutego na urodziny Stacha :) się zobaczy albo się raczej spróbuje :) buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochani jak poczekamy i zdegustujemy to się podzielimy naszym zachwytem lub jego brakiem :-)

    Leptir - witamy u nas serdecznie :-)

    AgaKry - jestem pewna, że Twoje dziełka procentowe będą wyborne, jak wszystko co wychodzi spod Twych rąk. :-) Rety SYN już rok w lutym... Faktycznie!!!! ps. nieustannie czekam na maila :-P

    OdpowiedzUsuń