piątek, 7 października 2011

odwiedziły nas

Każdy ma w swoim życiu parę magicznych historii, których nie da się wytłumaczyć tak zwyczajnie, racjonalnie. To wszystko INNE co nam się przytrafia jest zapisane gdzieś tam... w gwiazdach lub innych tajnych miejscach. Nie umiemy tego pojąć i odpowiedzieć na pytanie dlaczego ale wiemy, że to się stało, że miał coś na celu i że prawdopodobnie więcej się nie powtórzy.

Gdy miałam 16 lat byłam z rodzicami na wakacjach w Szwecji. Mój tata tam jeździł na tzw. saksy a my potem z mamą dołączałyśmy do niego na koniec wakacji do domków, które udostępniali nam pracodawcy mego taty, żebyśmy mogli wspólnie połowić ryby, pozbierać grzyby, wypoczywać na terenach absolutnie cichych i spokojnych, pierwotnych wręcz, gdzie zwierzyna uciekała spod nóg a o grzyby wszelakiego gatunku można się potknąć i przewrócić. Na śniadania jadaliśmy jeżyny prosto z krzaka z jogurtem naturalnym i musli. Wtedy o takich śniadaniach w Polsce czytało się w zachodnich żurnalach lub oglądało na filmach. :-) W Szwecji był dla mnie raj.

Jednego roku przebywaliśmy nad pięknym jeziorem, w domu Sama - myśliwego, który udostępnił nam swój dom i który niezmiernie cenił swoje hobby, przygotowywał się do każdego sezonu bardzo starannie, na strychu miał pochowane strzelby a w zamrażalniku.... wiadomo. Dom, w którym przyszło nam spędzać wakacje położony był na łagodnym wzgórzu, skąd widok na jezioro był jak na dłoni. Nasz taras na piętrze znajdował się na wysokości przelatujących nad jeziorem ptaków. Latały na wysokości naszych oczu nad taflą jeziora i dostarczały nam codziennie niezapomnianych wrażeń. Szczególnie zwróciły naszą uwagę Gęsi Kanadyjskie, które rano ok 7:00 przelatywały z jednego końca jeziora na drugi a potem wieczorem między 18:00-18:30 wracały najprawdopodobniej do swych gniazd. Latały całym stadem, pięknie przy tym gęgając. Był to dźwięk łagodny, docierający do naszych uszu po woli, z daleka, po czym zbliżał się i zaczynał znów delikatnie się oddalać. Można powiedzieć, że spektakl ten był naszym codziennym rytuałem. Ich dźwięk jeszcze na długo potem brzmiał w moich uszach i kołysał mnie w nocy do snu.
Pewnego dnia, było to chyba w weekend, Sam pojawił się u nas wcześnie rano i zapytał czy gęsi przeleciały przez jezioro. Po naszej twierdzącej odpowiedzi, Sam zapytał czy wiemy mniej więcej o której one wracają. Czuliśmy, że ich los jest przesądzony ale cóż nam było robić... udzieliliśmy odpowiedzi. Parę godzin później uzbrojony w sprzęt myśliwski, piwo i towarzystwo kolegów po fachu, Sam zamelinował się w krzakach nad jeziorem i .... czekał. Z daleka docierały tego dnia strzały i huki. Okazało się, że sezon na gęsi został rozpoczęty. Sam czekał w krzakach a ja nie wiedziałam co ze sobą robić. Nasz taras jak na dłoni miał być widownią tegoż wydarzenia. Siedzenie i patrzenie nie wchodziło w rachubę ale ja cały czas wyczekiwałam i modliłam się, żeby coś się stało, coś wydarzyło... przecież nasze "koleżanki" nie mogą  tak po prostu zginąć przed oknami naszego wakacyjnego domu. Ten beztroski czas na skandynawskiej wsi miał zostać tak brutalnie splamiony gęsią krwią? No way.

Sam siedział, czekał, popijał piwko, pewnie po cichu gadał z kumplami, no i po jakimś czasie zaczął się niecierpliwić bo wyznaczony czas przyszedł, potem minął a gęsi jak nie było tak nie było. W pierwszej chwili przyszedł do domu i lekko poirytowany /chyba na nas :-)/ dopytał jeszcze raz o czas ich codziennego przelotu. Myślał, że sobie z niego robimy jaja bo chyba mimo woli na naszych twarzach zaczął pojawiać się uśmiech. Wierzcie lub nie, ale gęsi tego dnia nie przeleciały na drugą stronę jeziora. Nie wiem czy wystraszyły je huki, czy w jakiś niezgłębiony dla nas sposób mogły coś wyczuć czy może ktoś je zwyczajnie ostrzegł, ale nie przeleciały i już. Następnego dnia, gdy Sama już na jeziorem nie było, gęsi regularnie wróciły do siebie. Niestety z tego co pamiętam stado było ciut mniejsze. Nie zmienia to jednak faktu, że gęsi kanadyjskie wystrychnęły na dudka szwedzkiego myśliwego.

We Frankfurcie, nad Menem żyją gęsi, ale trochę inne. Mają bardziej brązowe upierzenie i nie wzbudzają tak silnych uczuć w moim sercu. Nawet gęgają inaczej. Gdybym miała wskazać mojego ulubionego ptaka to bez zastanowienia powiedziałabym GĘŚ KANADYJSKA. Parę dni temu, gdy jeszcze podczas ciepłych jesiennych dni, siedzieliśmy nad rzeką, nagle zauważyłam że pływa po niej stado.... MOICH GĘSI. Ewidentnie leciały już na zimę do ciepłych krajów i musiały zrobić sobie u nas przystanek. Brzeg rzeki zasłaniały mi krzewy, więc poznałam je najpierw po gęganiu. Pływały spokojnie, a w zasadzie chyba dryfowały bo prąd niósł je tak lekko. Co chwila tylko przepływający statek czy barka mąciły ich spokój. Zrobiłam parę fatalnych zdjęć komórką, ale chciałam Wam pokazać te urocze stworzenia.



 
Tutaj jeszcze ciekawe info o gęsiach kanadyjskich czyli to, co znalazłam o nich w sieci. Zapożyczone z bloga GAŁĘZIE KOBIECOŚCI:

Dzisiaj o gęsiach kanadyjskich, które spotykam na codzień na ulicy, pomiędzy blokami, domami, w parkach i na parkingach. Widzę je, kiedy przechodzą przez ulicę, gdy wypoczywają nad wodą i kiedy przelatują nad głową. Pomiędzy wysokimi wieżowcami wędrujące i gęgające stado gęsi, często z małymi.Widok cudowny choć czasem uciążliwy ze względu na to co pozostaje po ich przemarszu.


Gęś kanadyjska, symbol Kanady. To ptak popielato-czarny z głową ozdobioną śnieżnobiałym "policzkiem".  Był gatunkiem na wyginięciu, ale dzięki staraniom Kanadyjczyków został uratowany. Wysiłki te przyniosły doskonały skutek i gęsi powróciły do swojej poprzedniej liczebności, na dodatek nieoczekiwanie nabierając upodobania do mieszkania w mieście! Toronto zwłaszcza, może z racji położenia nad brzegiem wielkiego jeziora Ontario, ma wątpliwy honor posiadania jednych z najliczniejszych stad gęsich - wątpliwy przede wszystkim dlatego, bo sama ich ilość powoduje kłopoty. Jednakże kto mógłby powstrzymać się od zachwytu widząc ciągnący po niebie klucz gęsi, nawołujących melodyjnymi głosami!

Mówiąc o gęsiach kanadyjskich nie sposób pominąć Billa Lishmana, kanadyjskiego wynalazcę, artystę i pasjonata motolotniarstwa, który światową sławę uzyskał po tym jak w 1993 roku przy wykorzystaniu motolotni poprowadził stado gęsi kanadyjskich z Ontario do północnej Wirginii.

W latach 80. Bill Lishman zainteresował się możliwością wykorzystania motolotni dla ratowania ginących gatunków ptactwa wodnego. Badał on czy możliwe jest nauczenie ptaków zachowań migracyjnych prowadząc stado za pomocą motolotni. W 1993 roku, po wielu latach przygotowań i walki z biurokracją Lishman osiągnął sukces prowadząc stado gęsi kanadyjskich z Ontario do Północnej Wirginii w Stanach Zjednoczonych. Z szesnastu ptaków w stadzie, czternaście samodzielnie powróciło w 1994 do Ontario, co przypieczętowało sukces całej operacji, nazwanej „Operation Migration". W kolejnych latach Lishman kontynuował swoje wysiłki i wykorzystując swoje doświadczenia z gęśmi, podjął próbę prowadzenia w lotach migracyjnych zagrożonych gatunków, przede wszystkim Żurawia krzykliwego. W 1996, w oparciu o historię Lishmana i jego książkę z 1995 roku („Father Goose" - Ojciec Gęsi), nakręcono film pod tytułem Droga do domu (ang. Fly away home).


5 komentarzy:

  1. domek, a właściwie fotka jest Twoja:)) oczywiście możesz je wkleić:))nasze marzenie się spełniło i Tobie tego życzę, ja wolałabym dom w górach,ale na przedmieściach Wrocławia też się da żyć całkiem luksusowo:))sarny całą zimę przychodzą na śniadanie ,a latem budzą nas bażanty:))moim ulubionym filmem jest Makrokosmos opisuje min. podróż gęsi:)) urzeka, hipnotyzuje, daje poczucie wolności...magiczne chwile mimo wszystko zdarzają się coraz rzadziej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, bardzo dziękuję. :-) Wykorzystam jak tylko wena pozwoli. Poza tym to może Twój syn powinien przeszkolić mojego JEGO bo ON kupił sobie latawiec ale nie bardzo umie go unieść w górę na dłużej niż parę sekund. A co do Makrokosmosu to właśnie próbuję obejrzeć trailer tego filmu a w zasadzie sobie go przypomnieć bo oczywiście znam ten film i również bardzo lubię. :-) Jeszcze raz dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna historia, jak legenda. Gęsi to naprawdę niezwykłe ptaki. Miałam kiedyś dwie, które chodziły za mną po lesie.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem za Magdą, piękna historia, wierzę, że ktoś ostrzegł te piękne ptaki, by tego dnia nie wracały do siebie, Twoje wspomnienia bezcenne, mozesz opowiadać je niczym piękną baśń, kiedyś tam..swoim dzieciom :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochamy gawędy, a teraz nadchodzi przecież czas gawęd!
    Pozdrawiamy Ciebie i... gęsi! :D

    OdpowiedzUsuń