piątek, 9 września 2011

kiedy dzień staje się nocą a noc...

ON od kilku dni chodzi na noc do pracy. Zaczyna o 24:00, kończy jakoś przed 6:00. Zasypiam więc sama co na początku nie było takie hop siup. Mimo iż Kocur zawsze dotrzymuje mi towarzystwa to ja i tak nie spałam prawie wcale. Okazuje się, że jestem już tak przyzwyczajona do tego, że ON jest po mojej lewicy, że bez osobnika tego nie ma mowy o spokojnym śnie. Co chwila mnie coś wybudza, każdy szmer w zasadzie stawia mnie na równe nogi. Na szczęście miniona noc należy już do spokojniejszych, ale i tak jak ON staje w drzwiach to ja też wstaję rześka i rezolutna.
Inaczej sprawy się miały, gdy ja wracałam z pracy w restauracji - ON spał "jak kłoda" i na moje próby choćby delikatnego wybudzenia w celu poinformowania, że "Już jestem" odpowiadał dziwnymi dźwiękami i ruchami ramion, które przypominały mi jedynie próby odgonienia niesfornej muchy. :-(   
No tak oni już mają.

Dziś jednak, mimo iż ON znów zamienia się o 24:00, niczym Kopciuszek, w pomocnika barmana podczas jakiejś wielkiej imprezy, w biurowcu w centrum Frankfurtu, ja z pewnością odnajdę spokój i ukojenie w ramionach Morfeusza. Jedna z tras do pracy prowadzi bowiem przez piękny las i tam nasyciłam oko jesienną przyrodą, skąpaną w delikatnym deszczyku i znalazłam ukojenie skołatanych czasem nerwów. Oto parę fot cykniętych na trasie.




3 komentarze:

  1. Cóż, siła przyzwyczajenia jest wielka, a ONI tak już mają, więc co nam pozostaje, musimy ONYCH kochać mimo wszystko :) Cudne pnie drzew porośnięte mchem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się też ciężko zasypia bez Niego. Las super, tylko ten ślimak...mam jakąś ślimaczą fobię. Nie znoszę dziadów! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja za tymi "bezdomnymi" też nie przepadam, ale był tom go chwyciła ... :-)

    OdpowiedzUsuń