piątek, 16 września 2011

francuska Amerykanka

Kto słyszał kiedyś Francuza mówiącego po angielsku będzie wiedział co mam na myśli. Uwielbiam język francuski, angielski również, a amerykański angielski jest balsamem na moją duszę. Jednak połączenie francuskiego i angielskiego jest osobliwym duetem, do którego ciężko się przyzwyczaić. Mam tu na myśli Francuzów mówiących po angielsku i choćby znajomość przez nich tego języka była bardziej niż wybitna, to nigdy jednak nie pozbędą się swego specyficznego akcentu. Wyobraźcie sobie Francuza mówiącego po angielsku słowo "unbelievable" i już będziecie wiedzieć o co chodzi. :-)
Pojawiła się niespodziewanie w moim życiu. Oryginalnie pochodzi z Francji ale do Frankfurtu przyleciała 4 dni temu po 9 latach prosto z Los Angeles bo jej mąż został oddelegowany tutaj ze swojej firmy. Nie zna słowa po niemiecku, co jest moim totalnym wybawieniem. Jest super zorganizowaną kobietą, mającą wiele na głowie ale ... potrzebuje mojej pomocy :-), co mnie cieszy bo mam ... dodatkową klientkę i to taką z grupy Klientka-Koleżanka.
Otóż większość osób, do których jeżdżę sprzątać charakteryzują się tym, że oczekują ode mnie aby moje zadanie polegało na przyjściu, sprzątnięciu i wyjściu. Nie zadają pytań, czasem tylko nieśmiało się uśmiechają, jakby byli bardziej ode mnie skrępowaniu faktem, że wkładam nos do ich codzienności, zaglądam pod łóżka, czyszczę toalety i porządkuję inne dość intymnie miejsca. Z rzadka tylko ktoś zapyta, czy aby nie chce mi się np. pić. Jest jeden Pan, który jest wyjątkiem i chyba moją obecność traktuje trochę jak rozrywkę w swoim domowym życiu, bo siedzi w domu sam, żona pracuje poza domem, on ma pracę przy komputerze w domu. W domu panuje cisza a on jak na mój gust ma tego spokoju dość. Często przychodzi, zagaduje, raz zaproponował mi ... kawę, co naprawdę jest ewenementem wśród moich klientów. Jest zainteresowany Polską i na wieść o Naszej Polanie zaczął nawet rozmyślać o jakimś dodatkowym zajęciu dla mnie, ale moja znajomość niemieckiego nie do końca pozwala mi pojąć co to ma dokładnie być. Wiem, że ma związek z niemiecką księgowością, co już mnie przeraża, ale i ciekawi. We will see.
Wracając do mojej wybawicielki to ... nie dość, że mogę i muszę rozmawiać z nią po angielsku /hm... no tylko ten jej francuski akcent :-)/, praktykujemy mój mocno kulejący od lat francuski, rozmawiamy o życiu, o bieżących sprawach, o jej przeszłości, o planach, o moich marzeniach i planach, to jeszcze miło razem spędzamy czas, a co najważniejsze - ja dostaję za to pieniążki. :-) Bogactwo w jej domu aż kapie. Ilość ubrań szokuje a jakoś wszystkich produktów jest najwyższa. Jednak mimo tego wysokiego standardu życia, pozostała dość zwyczajną kobietą, niezmanierowaną a jeśli chce przekazać mi informacje o swoich sposobach wykonywania różnych czynności, to robi to spokojnie i z wielką klasą, nie sprawiając przy tym ani przez moment, że mogę poczuć się nieswojo. Jednym słowem mogę chyba spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że trafiło się ślepym kurom ziarno. Dla mnie ziarnem jest ona - bo jest absolutnym wyjątkiem pośród mojej niemieckiej klienteli a dla niej chyba JA - bo raczej nie jest łatwo znaleźć taką sprzątaczkę - władającą angielskim, próbującą rozmawiać po francusku i umilającą jej pierwsze chwile życia na niemieckiej ziemi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz