wtorek, 8 marca 2011

trudne pytania

Każdy dowiadujący się o naszym planie reaguje zupełnie inaczej. Mężczyźni z reguły bardziej kibicują, kobiety wpadają w mocne zdziwienie a nawet panikę. Ale i z tym nie ma jednej zasady, bo bywają kobiety reagujące po męsku i na odwrót. Jest też cudowna grupka ludzi, która pewnie też kibicuje i ściska kciuki za powodzenie naszych planów, jednak głównie skupia się na żalu z powodu naszego wyjazdu. Jednym słowem nie wiem, która z tych grupek jest moją ulubioną, bowiem każdej i tak trzeba się tłumaczyć i odpowiadać na trudne pytanie: CO WY TAM ZAMIERZACIE W TYCH NIEMCZECH ROBIĆ? A co Wy myślicie, że tam to pieniądze na ulicy leżą?... i tego typu podobne.
Otóż najpierw jak to ja, zaczynałam się tłumaczyć i starać się uspokoić każdego rozmówcę, tłumacząc jakie widzimy opcje, że się uczymy niemieckiego, że to przecież tylko na 3-4 lata, że mamy świadomość degradacji zawodowej, że takie tam.... a teraz przyjęłam linię obrony w postaci dwóch prostych słów: "NIE WIEM". No bo tak naprawdę nie wiem. I wiedzieć nie będę póki tam się nie pojawimy. I jakoś tak mi lepiej z tym "nie wiem", bo to poniekąd ucina dysputy o niczym, a poza tym nie muszę się wiecznie czuć winna podjętej decyzji, bo tak w obliczu rozmów z niektórymi bywa.
A z aktualności u  nas i o nas to ON czyli MÓJ wpadł w rowery szał. Z racji tego, że jest serwisantem rowerowym świadczy ostatnie przedwyjazdowe usługi i czyści, naciąga, reguluje, prostuje, pompuje i wszystko inne co rowerowi pod koniec zimy niezbędne jest. I jak tak na Niego patrzę to modlę się o pracę przy rowerach dla Niego bo widzę jak pięknie się skupia i jaki szczęśliwy jest robiąc tę /nie oszukujmy się/ brudną robotę.

3 komentarze:

  1. Witaj, właśnie przeczytałam od deski do deski i wiesz co, trochę Wam zazdroszczę początku tej drogi, tak, tak. Zazdroszczę tych snów i marzeń na jawie, wiem jak to jest, kiedy układasz sobie w głowie całe swoje przyszłe życie, widzisz swój dom i to jak będzie wyglądała kuchnia i jakie kwiatki będą rosły w ogródku. To wszystko już za mną, nie zawsze było różowo, ale ani przez chwilę nie żałowałam tej decyzji, nawet wtedy kiedy wydawało się, że wszystko jest nie tak, kiedy brakowało kasy na dalsze remonty, kiedy człowiek utyrany był do bólu. Spełnicie Wasze marzenia - wiem to, bo jest w Was dużo determinacji, odwagi, a przede wszystkim miłości. Miłości nie tylko do siebie nawzajem, ale do całego świata i tych maluczkich żyjących na naszym padole. Wasz kot, to szczęściarz, myślę, że niewielu zadałoby sobie tyle trudu, żeby zabrać ze sobą zwierzaka, bo to same kłopoty i przeszkody i kłopoty, lepiej przecież oddać go komuś i mieć z czapy. Dla mnie miarą człowieczeństwa jest między innymi nasz stosunek do zwierząt, dlatego jesteście ludźmi przez duże L. Nic się nie bój dziewczyno, dacie radę i jeszcze będę czytała Twojego bloga o tej wymarzonej Polanie, przez cały czas będę mocno trzymała kciuki za Was (no czasami puszczę, żeby coś ugotować naszym Gościom). Odzywaj się z tej obczyzny czasami i pamiętaj, że tu w internetowym świecie takie świry jak Wy czekają na kilka słów od Was...Żałuję jedynie, że tak późno trafiłam na Twój ślad...

    OdpowiedzUsuń
  2. pewnie przez wczesniej wspomniana saune myslalam, ze wybieracie sie do Skandynawii, ale w Niemczech wcale nie bedzie gorzej - emigracja to pasmo problemow w kazdym miejscu- najwazniejsze, aby jak najszybciej poznac system i nauczyc sie z niego korzystac. To oczywiscie bardzo osobiste, ale ja zamiast kozy wolalabym mieszkanie w Berlinie. Pozdrawiam goraco :)

    OdpowiedzUsuń
  3. My do Niemiec na parę lat tylko jedziemy w celu uzbierania funduszy na docelowe życie u nas, w Polsce, w Sudetach, w starej stodole, którą zamierzamy przywrócić do życia. :-)

    OdpowiedzUsuń