czwartek, 24 marca 2011

ścieżkowy raj i inne sprawy

No to jesteśmy na chwilkę z powrotem. Niemiecka wycieczka w celach urodzinowych udała się,  ABSOLUTNIE SIĘ UDAŁA i z pewnością /jak to co poniektórzy tutaj przypuszczali/ pozostanie w pamięci nie tylko naszej ale przede wszystkim mojej mamy. Szok był ale tylko ten pozytywny. Wzruszeń wiele no i trochę nerwów też. Mojej mamy bowiem nie można nigdy żadną siłą odciągnąć od garów i w zasadzie każde negocjacje z nią były na granicy kłótni. Zrozumieć kobieta nie może i mam wrażenie, że nigdy nie zdoła, że nie da się gotować, zwiedzać i biesiadować razem w ciągu 4 tylko dni bo finał jest taki, że ze zwiedzania i biesiadowania niewiele potem wychodzi. Musiałam narazić się wręcz na mamowy gniew obwieszczając, że na dni parę to ja zamierzam w kuchni rządzić i niech nosa swego nie wściubia. Cukiernicze wyroby musiałam pozwolić jej wykonać bo po pierwsze uprosiła, że gości przyjąć na słodka ona musi a poza tym w ciastach średnia jestem.

Ekipa seniorów, tych co to nigdy poza granicę polską nosa nie wystawili, dała pięknie radę. Bohatersko znieśli lot, na luzie poruszali się po obcym lądzie i landzie, a co więcej... usiłowali, i to z niezłym skutkiem, szprechać w języku tubylców.

Przez te kilka dni oprócz biesiad, rodzinnego spędzania czasu, spacerów i różnistych obowiązków, staraliśmy się także obserwować ten świat z punktu widzenia ludzi, którzy za kilkanaście dni zamieszkają tam aby spędzić w owym miejscu zapewne kilka lat swego życia. Im bliżej tego dnia, tym bardziej staje się to dla nas absurdalne i takie jeszcze mało namacalne. Im bliżej końca marca, tym mocniej dociera fakt, że jednak nie będzie codziennie rodziny i wiecznej biesiady zakrapianej nie rzadko alkoholem. Nie będzie przyjaciół, nie będzie wielu bliskich, uśmiechniętych i rozweselających nas twarzy. Będziemy musieli we dwoje dawać sobie radę z samotnością, tęsknotą i uciążliwościami niemieckiego dnia codziennego.

Jednak zerkając jednym okiem na sieć ślicznych i malowniczych ścieżynek rowerowych, na sarny biegające po przyleśnych polanach, na spokój, słysząc tę ciszę dobiegającą zewsząd oraz radując duszę bytem w ciut innym /może dla nas skażonych komuną/ może nawet lepszym światem, gdzie ceny są niższe a zarobki 4 x wyższe, stwierdzam że może uda się jednak zrealizować krok po kroku to co sobie zaplanowaliśmy, damy sobie szansę i radę w tym obcym dla nas kompletnie jeszcze świecie.

A tak poza tym to mimo wszystko cudnie tu w blogowym świecie znów być i zaraz znikam w czeluściach wpisów moich ulubionych i zaprzyjaźnionych witryn. :-)

3 komentarze:

  1. To, że impreza będzie przednia było oczywiste, ale miło poczytać. Emigrację przełkniecie, bo macie jasno wytyczony cel i wiecie doskonale, że trudy życia wśród Helmutów zaprocentują, zaowocują późniejszym szczęściem spełniania życiowych marzeń. No i macie już kilkoro przyjaciół w wirtualu, z nimi nie ma się jak rozstać, choćbyście chcieli, bo siedzą w laptopie i byle trutka na myszy ich nie wygna.
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może i nie będzie łatwo, ale cel macie wytyczony, pragnienia określone i marzenia do zrealizowania! A my będziemy Wam kibicować i trzymać kciuki...Pozdrowienia dla Mamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się bardzo, to było do przewidzenia, no bo kto by się nie ucieszył z takiej niespodzianki. Szykujcie się do drogi, myślę, że będzie dobrze i dawaj czasami znaki z tych saksów :)) A ja będę miała Was na oku z mojej Jaworzyny, w końcu jestem wyżej :))

    OdpowiedzUsuń