Klienci są różni. Dzielą się wg mojego pogrupowania przede wszystkim na tych co Dają Kawę i na tych co Kawy Nie Dają. :-) Proste? Proste.
Praca z kawą jest znacznie milsza, przyjemniejsza, sympatyczniejsza, lżejsza i czas szybciej leci. Kawa Dana sprawia, że moje uczucia względem klienta rosną, pracuje się dla niego z większym zaangażowaniem i ogólnie jest pozytywniej. Tak sobie wymyśliłam, a co!
Zazwyczaj Ci co Kawę Dają są przy okazji też Fajni.
Ale są rzecz jasna i wyjątki bo jest na ten przykład jedna Klientka, która nic do picia nie daje ale jest przy tym miła i zagada zawsze i uszanuje, że mimo z obu stron znajomości angielskiego, to jednak dla mojej wprawy gadamy po niemiecku.
Są też niestety tacy co Ani Kawy ani nic innego do picia nie dają i jeszcze na dodatek nie są mili, mimo że spędzam u nich po 6h co tydzień. Jasne, że sobie wtedy własne trunki przynoszę i piję, gdy tylko jest czas bo bywa, że i nie ma chwili aby się nawodnić. Nie to, że ich nie lubię, bo i nie ma za co nie lubić. Przychodzę, robię swoje, kasa na koniec miesiąca spływa bez opóźnień na konto, Dziękuję, Do widzenia.
Ale mam też w swojej kolekcji Klientów, jedną taką co to miałam o niej w sumie nawet nie wspominać, bo to żena nad żenami i sprawa skończona, ale ponieważ i ona była częścią tej mojej sprzątaczkowej gehenny to piszę, bo bez tego dalej nie ma co iść.
Wspominałam o castingu na sprzątaczkę, który jak się okazuje, NIESTETY wygrałam. On Niemiec, Ona Polka ale zNIEMCZONA. Dziś wiem, że chyba nie ma nic gorszego, bo mnie tutaj nikt gorzej nie potraktował. Niby nic ale takie ciche udupienie, dosranie i dowalenie. Niby miałam klucz do mieszkania i samotnie mogłam sprzątać ale jej nieobecność była podwójnie irytująca niż obecność kogokolwiek.
Po pierwsze zostawiała brud nad brudami w mieszkaniu. Kuchnia - porozrzucane po niej resztki jedzenia, sosy, usyfiona kuchenka do granic niewyobrażalnych. Wyglądało to autentycznie tak jakby ktoś podczas nakładania jedzenia wywalał je specjalnie na blat lub płytę kuchenną. Na mnie czekało już mocno zaschnięte. Ale to jest jeszcze nic. Kiedyś na brudnym talerzu czekała na mnie.... zawinięta w papier !!!!! podpaska!!!.
Czemu ja już wtedy nie zrobiłam tego, co wreszcie uczyniłam parę tygodni temu? Nie wiem. Tzn. wiem... belka, belka, belka.
Pewnego dnia owa zNiemczona bladź, zaprosiła mnie na rozmowę, żeby dać mi kilka uwag odnośnie sprzątania. Że ona z mężem to są ogólnie zadowoleni ale jest ma kilka detali do przegadania: żebym w łazience ... pamiętała jak stoją wszelkie tubki i słoiczki z kremami poustawiane, bo przestawiam....!!!, że coś tam, kwiatek krzywo ustawiłam po odkurzeniu, i jeszcze żebym zmywarkę uruchamiała. Rozmowę zaczęła od tego, że nalała sobie soku pomarańczowego, usiadła przy stole, wskazując i mnie miejsce ale poidła już nie pomyślała zaproponować.
Nie wdając się w szczegóły... i nie chcąc Was zanudzić.
Następna moja wizyta u niej to był znów SYF w kuchni.
Moje ciśnienie dało o sobie znać. W dupie z belką - pomyślałam - nie dam sobą pomiatać.
Wyjęłam kartkę napisałam taki oto liścik
"Pani Justyno
przykro mi, że dzieje się to w ten sposób, ale uważam że moja praca dla Państwa dłużej nie ma sensu. Parę tygodni temu, po rozmowie, dołożyła mi Pani trochę obowiązków ale to co zastałam dziś w kuchni przerosło jakiekolwiek moje oczekiwania. Powiem szczerze, że żaden z moich klientów nie dopuściłby do tego, żebym mogła rozpocząć sprzątanie w takich warunkach. Doprowadzenie Pani kuchni do ładu zajęłoby mi ok. 45 minut, więc dalsze prace a tym samym skrupulatne zapamiętanie kolejności pani tubek i słoiczków w łazience byłoby niemożliwe.
Zostawiam klucz i życzę sukcesów przy współpracy z kolejną sprzątaczką, którą gdy zaprosi Pani kiedyś na rozmowę, to proszę poczęstować szklanką wody - TAKI POLSKI ZWYCZAJ.
Z poważaniem
Pani Marlena"
Bo ona zawsze jak mi kartki pisała, z informacją co mam dodatkowo zrobić, to się podpisywała PANI JUSTYNA. :-)))) Słabo!!!?????
położyłam klucz na liściku, trzasnęłam drzwiami i więcej mnie nie widziała Jędza Jedna.
Ale żeby skończyć miłym akcentem to moja FRANCUZKA, o której też tu już pisałam, była ostatnio w Los Angeles i dziś wręczyła mi z podróży torebeczkę absolutnie wspaniałych czekoladek.
Można traktować drugiego ze zwykłym szacunkiem? Można!!!
Miłe to było bardzo, a że u niej i Kawa Zawsze Jest i Woda to jest z tej grupy Najulubieńszych. :-)
Praca z kawą jest znacznie milsza, przyjemniejsza, sympatyczniejsza, lżejsza i czas szybciej leci. Kawa Dana sprawia, że moje uczucia względem klienta rosną, pracuje się dla niego z większym zaangażowaniem i ogólnie jest pozytywniej. Tak sobie wymyśliłam, a co!
Zazwyczaj Ci co Kawę Dają są przy okazji też Fajni.
Ale są rzecz jasna i wyjątki bo jest na ten przykład jedna Klientka, która nic do picia nie daje ale jest przy tym miła i zagada zawsze i uszanuje, że mimo z obu stron znajomości angielskiego, to jednak dla mojej wprawy gadamy po niemiecku.
Są też niestety tacy co Ani Kawy ani nic innego do picia nie dają i jeszcze na dodatek nie są mili, mimo że spędzam u nich po 6h co tydzień. Jasne, że sobie wtedy własne trunki przynoszę i piję, gdy tylko jest czas bo bywa, że i nie ma chwili aby się nawodnić. Nie to, że ich nie lubię, bo i nie ma za co nie lubić. Przychodzę, robię swoje, kasa na koniec miesiąca spływa bez opóźnień na konto, Dziękuję, Do widzenia.
Ale mam też w swojej kolekcji Klientów, jedną taką co to miałam o niej w sumie nawet nie wspominać, bo to żena nad żenami i sprawa skończona, ale ponieważ i ona była częścią tej mojej sprzątaczkowej gehenny to piszę, bo bez tego dalej nie ma co iść.
Wspominałam o castingu na sprzątaczkę, który jak się okazuje, NIESTETY wygrałam. On Niemiec, Ona Polka ale zNIEMCZONA. Dziś wiem, że chyba nie ma nic gorszego, bo mnie tutaj nikt gorzej nie potraktował. Niby nic ale takie ciche udupienie, dosranie i dowalenie. Niby miałam klucz do mieszkania i samotnie mogłam sprzątać ale jej nieobecność była podwójnie irytująca niż obecność kogokolwiek.
Po pierwsze zostawiała brud nad brudami w mieszkaniu. Kuchnia - porozrzucane po niej resztki jedzenia, sosy, usyfiona kuchenka do granic niewyobrażalnych. Wyglądało to autentycznie tak jakby ktoś podczas nakładania jedzenia wywalał je specjalnie na blat lub płytę kuchenną. Na mnie czekało już mocno zaschnięte. Ale to jest jeszcze nic. Kiedyś na brudnym talerzu czekała na mnie.... zawinięta w papier !!!!! podpaska!!!.
Czemu ja już wtedy nie zrobiłam tego, co wreszcie uczyniłam parę tygodni temu? Nie wiem. Tzn. wiem... belka, belka, belka.
Pewnego dnia owa zNiemczona bladź, zaprosiła mnie na rozmowę, żeby dać mi kilka uwag odnośnie sprzątania. Że ona z mężem to są ogólnie zadowoleni ale jest ma kilka detali do przegadania: żebym w łazience ... pamiętała jak stoją wszelkie tubki i słoiczki z kremami poustawiane, bo przestawiam....!!!, że coś tam, kwiatek krzywo ustawiłam po odkurzeniu, i jeszcze żebym zmywarkę uruchamiała. Rozmowę zaczęła od tego, że nalała sobie soku pomarańczowego, usiadła przy stole, wskazując i mnie miejsce ale poidła już nie pomyślała zaproponować.
Nie wdając się w szczegóły... i nie chcąc Was zanudzić.
Następna moja wizyta u niej to był znów SYF w kuchni.
Moje ciśnienie dało o sobie znać. W dupie z belką - pomyślałam - nie dam sobą pomiatać.
Wyjęłam kartkę napisałam taki oto liścik
"Pani Justyno
przykro mi, że dzieje się to w ten sposób, ale uważam że moja praca dla Państwa dłużej nie ma sensu. Parę tygodni temu, po rozmowie, dołożyła mi Pani trochę obowiązków ale to co zastałam dziś w kuchni przerosło jakiekolwiek moje oczekiwania. Powiem szczerze, że żaden z moich klientów nie dopuściłby do tego, żebym mogła rozpocząć sprzątanie w takich warunkach. Doprowadzenie Pani kuchni do ładu zajęłoby mi ok. 45 minut, więc dalsze prace a tym samym skrupulatne zapamiętanie kolejności pani tubek i słoiczków w łazience byłoby niemożliwe.
Zostawiam klucz i życzę sukcesów przy współpracy z kolejną sprzątaczką, którą gdy zaprosi Pani kiedyś na rozmowę, to proszę poczęstować szklanką wody - TAKI POLSKI ZWYCZAJ.
Z poważaniem
Pani Marlena"
Bo ona zawsze jak mi kartki pisała, z informacją co mam dodatkowo zrobić, to się podpisywała PANI JUSTYNA. :-)))) Słabo!!!?????
położyłam klucz na liściku, trzasnęłam drzwiami i więcej mnie nie widziała Jędza Jedna.
Ale żeby skończyć miłym akcentem to moja FRANCUZKA, o której też tu już pisałam, była ostatnio w Los Angeles i dziś wręczyła mi z podróży torebeczkę absolutnie wspaniałych czekoladek.
Można traktować drugiego ze zwykłym szacunkiem? Można!!!
Miłe to było bardzo, a że u niej i Kawa Zawsze Jest i Woda to jest z tej grupy Najulubieńszych. :-)
Bardzo dobrze zrobiłaś !!!! :D Pieniądz rzecz nabyta, a szacunku do siebie nie warto tracić. Wiem coś o Zniemczonych Polkach--- masakra !!
OdpowiedzUsuńludzie są straszni...dobrze zrobiłaś!! kasa to nie wszystko, mój ojciec zawsze mi powtarzał 'musisz siebie szanować, bo inni nie będą Ciebie szanować"i coś w tym jest!!pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńNo widze, że temperament to Ty masz i dobrze, nie daj się, praca, pracą, a szacunek, szacunkiem. Przyda Ci się to doświadczenie jak już będziecie mieli tą swoją Naszą Polanę, oj przyda :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze zrobiłaś. Też bym napisała taki liścik. Znam kilka zNiemczonych Polek i jak widać na Twoim przykładzie "wszystkie one jednakie". Nie wiem skąd to się bierze... Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTen liścik był megagrzeczny, ja bym chyba dowaliła coś ostrzejszego. :-) W głowie się nie mieści. Polakoniemka widzę równie fajna jak Polakoamerykanie z Greenpointu.
OdpowiedzUsuńDoktorat z socjologii można na podstawie Twoich obserwacji machnąć.
Ogólnie trzeba to niestety głośno powiedzieć, że na obczyźnie od Polaków to najlepiej z daleka. Nie wiem skąd to się bierze, woda sodowa uderza do łbów czy jak. Panami się czują i nie widzą niestety, że głównie to robią z siebie pośmiewisko, smród zostawiają i niesmak. I to faktycznie chyba nie ma znaczenia czy tu czy na Greenpoincie czy gdziekolwiek indziej... CHOĆ jak wiadomo są wyjątki od reguły i ja je znam i nawet na Greenpoincie mieszkają :-). Pomogli mi swego czasu bardzo i do dziś się przyjaźnimy.
OdpowiedzUsuńTakie są też moje spostrzeżenia. Pielęgnowaliśmy więc ten brak kontaktów z rodakami i wiem, że na dobre nam to wyszło nie tylko w Niemczech. W Irlandii nie spotkałam żadnego rodaka, ale to było jeszcze przed naszym wejściem do Unii, a opinie o Polakach były bardzo sympatyczne, a dotyczyły tych poznanych przez starsze pokolenie podczas II wojny światowej. Teraz nie jest już tak różowo. Pozdrawiam
UsuńKlient Nasz Pan, Pani Marlenko;-p Ja wczoraj wywaliłam: czy pani mnie JEBIE za to, że nie pielęgnowała pani ogrodu? (bo x lat nas tam nie było, a słyszę pretensje)- ależ nie, pani Małgosiu, nie miałam tego na myśli... znaczy podziałało?
OdpowiedzUsuńI love it!!! i kto tu Jolu ma temperament :-)?????
UsuńW czasie naszej pracy w Niemczech (wiele lat temu) wiedzieliśmy jedno - jak najdalej od folksdojczy ,do dziś wiemy z tamtego pouczającego pobytu że nic gorszego od ,,farbowanej niemki" Na Twoim miejscu ,nasz liścik zawierałby znacznie bardziej zrozumiałe dla folksdojczki słówka :)
OdpowiedzUsuńNo tak, są ludzie i ludziska.
OdpowiedzUsuńMyślę, że dobrze zrobiłaś. Szkoda czasu i energii dla takich egzemplarzy. Dobre, choć nieprzyjemne doświadczenie do zapamiętania na przyszłość i tyle.
Mam taką naturę, że jeżeli kontakt z drugim człowiekiem jest dla mnie "toksyczny", zrywam go, bez względu na koszty. To może nie jest zbyt rozsądne i mało dyplomatyczne podejście, ale tak już mam. A im jestem starsza, tym bardziej jestem - powiedzmy - wybredna w dobieraniu sobie otoczenia.
Pozdrawiam otoczona (obecnie!) jajami i w wiosennym nastroju:))PA!
Tomaszowa