Zjedliśmy kolację i wraz z wchłonięciem zbyt dużej ilości kalorii pojawił się u mnie niespodziewany spadek formy psychicznej. Jakieś melancholijne nastawienie do wszystkiego, narzekanie, pojękiwanie... kompletnie nie ta ja, którą znam od ostatnich paru miesięcy. Wtedy ON zerwał mnie jednym zamaszystym ruchem z kanapy, zdjął kapcie, nałożył buty i zarządził spacer. Między blokami, po chodniku, trochę po parkingu osiedlowego sklepu. Były podskoki, taniec, synchrony, dziwna gonitwa i moje celowe udawanie omdlenia tylko po to by ON poniósł me ociężałe chwilowo ciało. Generalnie jest tak, że ludzie często dziwacznie patrzą się na nasze spacerowe wygibasy i o ile ON nie ma z tym żadnego problemu, o tyle ja również go nie mam ale mam jednak trochę czasem. :-) Dziś na szczęście spacerowicze postanowili zostać w domu, poza jedną właścicielką psa i jej pupilkiem, który na nasz widok zaczął sympatycznie ujadać na co ona zupełnie niewzruszona wypowiadaną przez siebie do psa treścią rzekła: "Cicho bądź, przecież już po 22:00". I kto tu na kogo powinien dziwacznie spoglądać? :-)
fajny ten Twój On:)))))))))))))
OdpowiedzUsuń:) pozdarwiam mi:)
OdpowiedzUsuń