czwartek, 5 kwietnia 2012

Zaklinacz Kotów

Nasz Czarny Bambulo nie znosi obcinania pazurów. Ogólnie zachowuje się przy tej czynności jakby go żywcem obdzierano ze skóry, skalpowano, wyrywano wąsy i podpalano ogon wykonując to wszystko naraz.
Kocięciem małym będąc grzecznie przystosował się do specjalnego sznurkowego czegoś umocowanego na ścianie i tępił tudzież ostrzył.. /?/ nigdy nie wiem co te koty z tym tak naprawdę robią :-), pazurki o ten właśnie przedmiot. Trwało to latami i problemu nie było.
Po gruntownym remoncie w moim "stolicznym" mieszkaniu, sznurkowe coś musiało niestety zmienić swoje miejsce, ale Kocurro niestety tego faktu jakoś nie zaakceptował i w ruch poszły ratanowe fotele, a potem łóżko. Niszczył to systematycznie ale równie systematycznie go goniłam, widząc chęć wdrapania się przednimi łapami na moje ciężko zapracowane meble. Wreszcie przyszedł czas na podjęcie decyzji o weterynarzu i skróceniu kota o kilka milimetrów paznokci hm... w sensie pazurów. To właśnie wtedy przekonałam się zarówno ja, jak i bohatersko do swej pracy nastawiona Pani Weterynarz, że z Czarnuchem to tak łatwo nie będzie, choć zaraz po wejściu do gabinetu Pani upewniała mnie, że nie z takimi dawała sobie radę. Chwilę potem jednak w ruch poszły gabinetowe ręczniki, jakaś szmata. Kot schowany pod to wszystko, my tylko staramy się wyciągać łapy, przy okazji pocieszać, uciszać, drapać jakoś za uchem. MASAKARA!!! Kot te nasze wszelkie starania, skutecznie ubarwił wszelkimi możliwymi substancjami, które mógł z siebie wydalić, oddał tonę swego futra, a oczekujący w kolejce byli przekonani, że chcemy go chyba zaszlachtować.
Stwierdziłam prędziutko, po tym doświadczeniu, że skoro fragment mojego wystroju wnętrza jest i tak już lekko naddrapany, to w sumie nic się nie stanie, jeśli będzie sobie nadal tego używał. Stresowi mówimy zdecydowane NIE.

Jakiś czas później, koleżanka z liceum, które była na ostatnim roku weterynarii i akurat przyjechała do mnie z wizytą, została poproszona o wykonanie tej czynności. Pomyślałam, że w domu, na swoim terenie, pozbawiony dodatkowego stresu, jakim było i jest wyjście z domu, może się uda. A gdzieee tam!!! Abarot to samo.  

Parę lat później, podczas wizyty u weterynarza, inna Pani Doktor spojrzała na kocie pazury i powiedziała, że już mu się prawie zakręcają i że tak być nie może i żebym się nie martwiła, że ona sobie z nim poradzi. "Aha!!" - pomyślałam -"następna odważniara". A tu ZASKOK!! "Nowe technologie" :) jak widać trafiają też pod strzechy gabinetów dla czworonogów . Otóż młoda Pani Doktor zaczęła mego kota delikatnie pukać palcem w czubek głowy /sic!/. Tak jakby w ciemiączko. Pokazała jak to robić, miałam poczuć takie puste lekkie stuknięcie i..... okazało, że zabieg ten podziała na Czarnego Kota niczym zastrzyk "głupi Jaś". Taki przyćpany, przytłumiony, zamglone oczy pt "nie wiem co się dzieje". Pstryk, pach i po zabiegu. Zero kału, zero moczu. Manicure z pedicurem zakończone.

Niestety nigdy potem nie udało się jakoś tego odtworzyć a i ja przyznam, nie byłam w tym zabiegu dość systematyczna.

Dziś natomiast nastąpił przełom. ON pod moją nieobecność, "pogadał" sobie ponoć z Bambo i przy próbie przez kota, drapania naszej nowej kanapy, ON wziął się do pracy. Podobno Bambo powiedział coś takiego "No, co? Mam długie to sobie drapię, nie? Tak już mam. Kotem jestem i taki mój koci przywilej". A ON się pyta: "A czy jak Ci delikatnie obetnę, to przestaniesz drapać?". Na co Kocurrrooo odparł: "Delikatnie powiadasz? Hm... OK, ale tylko pod warunkiem, że będzie delikatnie, a nie tak jak te Wszystkie Ograniczone z gabinetów, co to mnie atakowały warstwami koców i ręczników, bo jak mnie coś zaboli, to bądź pewny, że postaram się, że i Ciebie też zaboli!!! Kumasz?."
"OK, deal" - powiedział ON i zabrał się najdelikatniej jak umiał do pracy.

1,2,3,4,5 - pierwsza łapa i druga poszły gładko. Przy pierwszej tylnej, Kocur lekko zafuczał. On przerwał i przytulił. Wycyganił, żeby Czarnuch wytrzymał jeszcze chwilę i będzie po zabiegu. Porozumienie nie zostało przerwane. Nasz CORAZ MĄDRZEJSZY KOT dał sobie obciąć bez problemu wszystkie bez wyjątku paznokietki i uważam, że jest Bohaterem, a ON... od dziś mianuję go Zaklinaczem Kotów, a przynajmniej JEDNEGO - NASZEGO:-)  




 

4 komentarze:

  1. Wow, ale by mi się taki zaklinacz przydał. Mój 12 letni Leon jest kotem, z którym armia weterynarzy uzbrojonych w jakieś lasso i rękawice skórzane po pachy nie mogła sobie poradzić. O żadnym obcinaniu pazurków mowy nie ma, ale było parę historii krytycznych (z walka o życie tego gada). To był horror. Dobrze, że cieszy się teraz dobrym zdrowiem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. On też jest bohaterem!!! To ci talent :D
    Czyli jeden problem mniej, odfajkujcie!



    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  3. chłopaki się dogadali :))
    Fajny ten Bambo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko, mina tego kota i w ogóle jego twarz ...
    Nie próbowałabym mu niczego ucinać.
    Zaklinacz super!

    OdpowiedzUsuń