piątek, 10 lipca 2015

zatrzymać się czyli pojechać

Wpadliśmy w kierat. Każda chwila warta jest przecież pracy. Tu coś przestawić, tam przyciąć, poukładać, to rozebrać a tamto znów złożyć. Od świtu do nocy jest robota i czy się chce czy nie to robić trzeba. I jak łatwo w takim układzie dnia zapomnieć o tym co najważniejsze, o zatrzymaniu, o chwili spokoju i kontemplacji choćby najbliższego otoczenia. Spożywamy posiłki, rozmawiamy, zagapimy się na przelatującego świetlika, ucieszymy się na widok pasącej się po sąsiedzku krowy ale często brak czasu albo i odwagi na opuszczenie na moment placu budowy w celu zwyczajnego zrelaksowania się. No bo pewnie strach przed tym, że nie zdążymy jest silniejszy od tego, żeby zadbać o swoją duszę i zdrowie psychiczne. No bo podczas budowy nie brak napięć, krzywych spojrzeń czy też zniecierpliwienia. No a ten kwiat codziennie należy podlewać bo jak nie to uschnie zapomniany. A tego przecież nie chcemy.
No to jedziemy jutro się zrelaksować i robimy przy tym wyjątek nie lada bo przecież zgodnie z wiejską zasadą tylko w niedziele się tu wypoczywa a w inne dni praca wre u wszystkich. Jedziemy za namową wirtualną Joli z Innej bajki, która zaprasza w imieniu Gospodarzy oraz własnym na otwarcie Chaty nad Wisłokiem. Chata owa inspirowała (nieee no nadal inspiruje!!!) nas przed wieloma miesiącami, a raczej inspirowali nas jej właściciele, którzy byli na podobnym etapie, na jakiem my jesteśmy teraz. A gdzie my wtedy byliśmy to nie będę nawet pisać bo o takim etapie, na jakim jesteśmy nie marzyliśmy nawet w najśmielszych snach. Zatem jedziemy poznać Gospodarzy Chaty nad Wisłokiem, jedziemy poznać Jolę i Maćka oraz ich wspaniałe prace, które znamy jedynie z monitora i mamy nadzieję, na dobrą zabawę, bowiem szykują się koncerty, ciekawi ludzie dookoła, pyszna pasza oraz stoiska z rękodziełem wszelakim.



Przyda nam się kontakt z ludźmi, z kulturą i sztuką wszelako pojętą. No i czy to nie genialne, że Chata nad Wisłokiem z taaakimm przytupem planuje otwarcie swoich bram. Trzeba wspierać, podziwiać, podglądać i być. Tworzymy tu wspólnie choć w oddaleniu przecież nową jakość życia. Inni zrobili to już dawno a my dopiero dołączamy do grona. Nie mam na myśli lepszej czy gorszej jakość ale z pewnością innej, osiągniętej w pocie czoła, z kurzem na facjacie, z różnymi myślami w głowie. Uczymy się od miejscowych i otrzymujemy od nich masę dobrych rad i korzystamy z wielowiekowego doświadczenia ale i oni od nas coś dostają. Oni też nas podglądają. Czasem się dziwują, czasem pewnie podśmiewają ale warto jest tworzyć wspólnotę, dzięki której człowiek zaczyna czuć się jej częścią.
Wiatrzysko dziś wieje, przelatuje przez wszelakie dziury w naszym niewykończonym jeszcze domu i jednocześnie uczy nas chować to i owo do środka bo inaczej poleci hen na łąki i pola. Pieca rozpalić nie możemy gdyż jest chwilowo w przebudowie, bo trzeba w nim umieścić jeszcze (zapomnianą tudzież olaną przez "zduna") podkowę oraz inne detale, które pozwolą ogrzać inne pomieszczenia.   Hartujemy nasze ciała i dusze a przecież hartowanie to droga niezbyt prosta, wymaga siły i wytrwałości. I każdego dnia zmagamy się z tym aby żyło się nam lepiej, spokojniej, inaczej.

no i jeszcze słowo na kolejne dni dla Was i dla nas (przeczytane TU)
"najprostszą formą kontemplacji jest patrzenie na rzeczy, których nie stworzył człowiek. Powinny być piękne. W ten sposób możemy przekroczyć siebie samego"

Dobrego dnia dla Was.

7 komentarzy: