Chłopiec wchodzi do domu. Wrócił ze szkoły. Blondynek. Ładny. Siada przy białym, ogromnym fortepianie, który ja przed paroma chwilami wytarłam z prawie niewidocznego kurzu i gra.... zawsze na rozgrzewkę, jeszcze nieudolnie, swoimi jedenasto... no... może dwunastoletnimi paluszkami... gra... zawsze to samo... i okazuje się, że wcale nie na rozgrzewkę tylko... gra i odchodzi, jakby wypełnił swój coponiedziałkowy obowiązek... gra hymn Niemiec. A przy tym prawie nigdy nie mówi mi "dzień dobry".
***
Wejście do sklepiku stanowi wnęka. Wnęka jest zadaszona. Wystarczająco mała i wystarczająco duża by zmieścił się w niej człowiek w pozycji horyzontalnej. Ja o poranku na rowerze, czekam na zmieniające się światła miejskiej sygnalizacji, a człowiek śpi w swoich pieleszach i wydaje się, że mu tam nawet ciepło i przytulnie. Ładnie się urządził. Ładnie się urządza co tydzień... a może codziennie. Równo poustawiane torby, zdjęte buty, a obok nich popielniczka. Zawsze w tym samym miejscu. Gdybym była bezdomna z pewnością ruszyłabym, choćby na piechotę, do innego kraju... cieplejszego... pod każdym względem.
***
- Dobry wieczór., przepraszam Panią gdzie jest to krzesło, które stało koło naszego balkonu?
-
- Tak, to było nasz krzesło.
-
- Po co nam to krzesło? A bo mamy nowego kota i wie Pani, on lubi wychodzić na dwór i z tym krzesłem pod oknem to jest mu wygodniej wskoczyć z powrotem na balkon.
-
- Ale, że nie wolno kotów mieć w domu? Przecież my się w tu wprowadziliśmy z kotem, pamięta Pani? Taki czarny był? Już odszedł. Pani mówiła, że z psami to nie... ale kot nie przeszkadza. Nawet nam Pani kiedyś dla niego pokarm dała? Nie pamięta Pani?
-
- Aha, czyli krzesło nam Pani odda. To dobrze. Nie.... nic się nie stało. Tylko w takim razie czy ono może tam stać pod tym balkonem... dla naszego kota, żeby mu łatwiej było...?
-
- Że co? Że nie wolno żeby kot wychodził na dwór? Ale że jakie problemy?
-
- Nie... nie brudzi. On jest czysty. Bardzo nawet i grzeczny i w ogóle to młody kot ale też nie tak bardzo... 5 lat ma.
-
- A co możemy zamiast krzesła postawić dla łatwiejszego wchodzenia do domu dla naszego kota? A może kawałek deski?
-
- Aha czyli nic nie może stać pod oknem....? I kot też nie może wychodzić?
-
- Dobranoc.
***
Gdy chce wyjść to grzecznie miauczy albo drapie delikatnie pazurkiem w szybkę. Otwieramy okno. Wcześniej jeszcze obróżka na szyjkę .... HOP. Nie ma go. Czasem godzinę a czasem trzy. Było krzesełko to wskakiwał na balkon sam. Jak już nie ma to... też wskakuje ale nie doskakuje do końca, odbija się i tylko hałas każe nam się domyślić, że jest i czeka i ON idzie po niego na dwór.
Parę nieudanych prób za nim. Lecz oto... HOP! kilka dni temu wskoczył sam... bez tego zasranego krzesełka.
inni ludzie...podziwiam Was, że potraficie żyć w troszkę innym świecie niż nasz, ale w sumie nie aż tak innym, bo u nas też pełno lodowatych serc, a rodzice 6 latków uczone są, że do sąsiadki nie mówi się dzień dobry tylko "cześć Basiu"...rozwijamy się tylko nie wiem czy we właściwym kierunku:)pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńno z tym "Cześć Basiu" to przebiłaś nawet niemówienie "dzień dobry" :-)))
UsuńFajne opowiastki na dobranoc. Nasz Sarki jak się zagapi i nie wróci do domu normalnie czyli przez okno w kuchni zanim my spać , to wspina się po sośnie ,przeskakuje z sosny na balkonik i robi ciche miau ,żeby go wpuścić przez okno od sypialni. Nic się nie martw.Krzesło zbyteczne.
OdpowiedzUsuńowszem, stało się zbyteczne. Czasem odbija się hukiem od celu czyli od balkonu ale to tylko wtedy gdy błędnie obliczy trajektorię lotu. :-) pozdrowienia :-)
UsuńNie dziw sie, ze nie mowi 'dzien dobry' - przeciez on jest niemieckojezyczny!
OdpowiedzUsuń(tak troche zartem probuje rozbroic ten smutek twojego doswiadczenia)
Pozdrawiam
lubię takie poczucie humoru... :-) że też sama na to nie wpadłam :-)))))
UsuńPoruszyły mnie te obrazki.
OdpowiedzUsuń:-) miłe
UsuńO, jak dużo mówią te migawki. Więcej niż rozprawy socjologów. Poproszę o jeszcze.
OdpowiedzUsuńJak będzie wena i odpowiedni temat do rzucenia na taśmę to się postaram o więcej... :-)
UsuńPrzykre... Mimo wszystko mam nadzieję, że dobre doświadczenia przeważają ;)
OdpowiedzUsuńCiepłe myśli ślę.
no właśnie tutaj plusy rzadko przysłaniają te minusy... ale jednak przecież: ON i ja jesteśmy razem, kasa spływa, kot się dobrze pasie i rozwija no i mamy WAS! Drodzy Blogowicze...! czyli jednak plusy wyszły na prowadzenie ufff :-)
UsuńNiemcy pojebani są.
OdpowiedzUsuńAle nasi dzielnie gonią i już im niewiele brakuje.
Mam to samo.
Powiedzmy, człowiek upierdolony ziemią nie zasługuje na dzieńdobry, za to można mu wkleić całą swoją filosofię życiową w pigułce.
Powiedzmy, że kotów w ogóle nie powinno być na szanującym się blokowisku.
Toteż być może jak wrócisz, to nic cię nie zadziwi.
Żenuła... co więcej mogę rzec... :-( obym się jednak zdziwiła i mile rozczarowała, ściski
UsuńTeż miałam kiedyś taką "przyjemną" sąsiadkę. Może jeszcze bardziej "przyjemną", bo co kilka lat kolejne koty ginęły nam w niewiadomych okolicznościach.A babsztyl tylko wrzeszczał, że mu koty obsikują drzewka i jak czegoś z tym nie zrobimy, to ona zrobi! I sądzę, że zrobiła...
OdpowiedzUsuńNa szczęście mieszkam teraz na głuchej wsi, tuż przy lesie. Mam cztery dorosłe koty i czasowo cztery kocięta. I nareszcie mogę wszystko i one mogą! A na dodatek opiekuję się dwoma kociczkami sąsiadki, która akurat jest w szpitalu. Czyli moja kochana kocia ferajna liczy sobie obecnie 10 dusz! Ale czad!:-))
jest takie powiedzenie, że "kto nie lubi kotów, w poprzednim wcieleniu zapewne był myszą" :-) z całym szacunkiem dla wszelkich myszek :-)
UsuńJa widać miałam szczęście, chociaż połowiczne, bo nie mogliśmy mieć psa tam, gdzie mieszkaliśmy. Summa summarum wspominam nasze niemieckie życie dobrze. Parę "migawek" o podobnej wymowie jednak by się znalazło. Dziękuję za życzenia i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńP.S.
Wytrzymajcie!!!
Wytrzymujemy i wytrzymamy ... Musimy! :-). Jak teraz jest ciężko to może potem będzie łatwiej. :-)
UsuńTak trzymać!!!
Usuń