Nastał w naszym życiu spokój. Tak jakby jednak z końcem roku odeszły /mam nadzieję, że bezpowrotnie/ wszelkie stare nieporozumienia i konflikty. Tak jakby te robale, o których pisałam w grudniu, wreszcie zostały wytępione i odeszły sobie gdzieś w siną dal.
Teraz pozostaje nam już tylko walka o nasze jutro czyli o Naszą Polanę i jej jak najszybszą realizację. W związku z tym ON jest chwilowo z mniejszą ilością pracy bowiem, po szybkich kalkulacjach rzucił pracę w hotelu i zdecydował się działać tak jak ja czyli na własną rękę. Ogłoszenie do prasy dane, od jutra czekamy na telefony i zlecenia. Stawka za godzinę będzie znacznie wyższa niż hotelowa i oby tylko zleceń pojawił się cały wór.
Father rozpoczął pracę dwa dni temu. Remonty, szpachlowania, tapetowania i takie tam inne, co father ma w małym palcu. Niestety w naszym małym pomieszczeniu, zwanym tutaj roboczo domem, panuje wirus i choć póki co, trzymamy się razem z NIM w zdrowiu, to jednak father na stanie podgorączkowym leci od nowego roku, więc uprawiamy tak zwaną profilaktykę.
Zainspirowana koktajlem autorstwa mej serdecznej Izuli Werbikowej na facebooku, dokonałam dziś własnej wersji i tak oto polecam Wam koktajl zdrowia, który spożyliśmy dziś w grupie.
Aby wypić taki oto trunek należy zmiksować: cytrynę pokrojoną w cząstki, natkę pietruszki, dwie mandarynki, kawałek imbiru pokrojonego oraz opcjonalnie łyżeczkę cukru. Następnie to wszystko zmiksowane mieszamy także za pomocą miksera z wodą mineralną. Smakuje wybornie. Nawet dla tych, którzy nie lubią smaku natki jest to wskazany napój, bowiem natki w nim nie czuć.
Dla wszystkich zakatarzonych to obowiązkowe lekarstwo a dla reszty wspaniały eliksir zdrowia.
A na koniec to jeszcze chciałam się pochwalić, że wczoraj byliśmy z wizytą u mojej mamy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ja pojechałam sobie autem a on przejechał 82 km w 4 i pół godziny /sic!/ na swoim rowerze. Taki miał plan, taką miał potrzebę. Chciał pewnie chwilkę pobyć sobie sam ze sobą, zmierzyć się z terenem i nabrać krzepy. Ale przyznajcie, że czas miał dobry, co? :-)
Takiego zawsze aktywnego chłopa chciałam mieć no i mam. :-)
A obiad potem u mamy był totalnym szałem i absolutnym rajem dla podniebienia. Może kiedyś zamieszczę przepis wraz z fotorelacją. Dobrej niedzieli!!!
Teraz pozostaje nam już tylko walka o nasze jutro czyli o Naszą Polanę i jej jak najszybszą realizację. W związku z tym ON jest chwilowo z mniejszą ilością pracy bowiem, po szybkich kalkulacjach rzucił pracę w hotelu i zdecydował się działać tak jak ja czyli na własną rękę. Ogłoszenie do prasy dane, od jutra czekamy na telefony i zlecenia. Stawka za godzinę będzie znacznie wyższa niż hotelowa i oby tylko zleceń pojawił się cały wór.
Father rozpoczął pracę dwa dni temu. Remonty, szpachlowania, tapetowania i takie tam inne, co father ma w małym palcu. Niestety w naszym małym pomieszczeniu, zwanym tutaj roboczo domem, panuje wirus i choć póki co, trzymamy się razem z NIM w zdrowiu, to jednak father na stanie podgorączkowym leci od nowego roku, więc uprawiamy tak zwaną profilaktykę.
Zainspirowana koktajlem autorstwa mej serdecznej Izuli Werbikowej na facebooku, dokonałam dziś własnej wersji i tak oto polecam Wam koktajl zdrowia, który spożyliśmy dziś w grupie.
Aby wypić taki oto trunek należy zmiksować: cytrynę pokrojoną w cząstki, natkę pietruszki, dwie mandarynki, kawałek imbiru pokrojonego oraz opcjonalnie łyżeczkę cukru. Następnie to wszystko zmiksowane mieszamy także za pomocą miksera z wodą mineralną. Smakuje wybornie. Nawet dla tych, którzy nie lubią smaku natki jest to wskazany napój, bowiem natki w nim nie czuć.
Dla wszystkich zakatarzonych to obowiązkowe lekarstwo a dla reszty wspaniały eliksir zdrowia.
A na koniec to jeszcze chciałam się pochwalić, że wczoraj byliśmy z wizytą u mojej mamy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ja pojechałam sobie autem a on przejechał 82 km w 4 i pół godziny /sic!/ na swoim rowerze. Taki miał plan, taką miał potrzebę. Chciał pewnie chwilkę pobyć sobie sam ze sobą, zmierzyć się z terenem i nabrać krzepy. Ale przyznajcie, że czas miał dobry, co? :-)
Takiego zawsze aktywnego chłopa chciałam mieć no i mam. :-)
A obiad potem u mamy był totalnym szałem i absolutnym rajem dla podniebienia. Może kiedyś zamieszczę przepis wraz z fotorelacją. Dobrej niedzieli!!!
Życzymy całego woooora zleceń,tak abyście mogli wybierać:)))Jeśli chodzi o rower i samotne trasy,to najlepszy sposób na t/z aktywną medytację.Jazda rowerem monotonna ,pozwala na rozmowę z samym sobą i przemyślenia,nawet głęboką modlitwę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy.
Los alpaqueros dokładnie tak i nie inaczej. pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że paskudztwa poszły won.
OdpowiedzUsuńNiech się dobrze dzieje!
Wędrowanie (nogi, rower, koń) to metafizyka!
Jej, z taką kondycją to ON zarobi na Waszą Polanę w pół roku!!! I tego Wam życzymy.
OdpowiedzUsuńKoktajl wygląda świetnie i smak przedni obiecuje, choć my leczymy się bardziej swojsko, nie cytrusami a czarnym bzem, lipą, mniszkiem lekarskim, sosną, bomby witaminy C serwujemy sobie pigwą i jarzębiną. ( Tak naprawdę, to Prezesa tak leczymy, bo przeziębiony, nas się wirusy nie imają.)
Pzdr.
Wyślij Kochana swój adres mailowy na gobart@poczta.fm
OdpowiedzUsuńi kilka sprawdzonych przepisów podeślemy. A przede wszystkim: sok z młodych pędów sosny i z kwiatów czarnego bzu. Proste i skuteczne, tylko się czasem nachodzić trzeba. :DPzdr.
aby ten stan trwał jak najdłużej!!! życzę wielu zleceń!!buziaki Basia
OdpowiedzUsuńZleceń bez liku życzymy!!!A na przeziębienie my, podobnie jak Go i Rado - mniszek, syrop z kwiatów czarnego bzu w herbatce lipowej, a na kaszle wszelakie nalewka tymiankowa. Zdrówka!
OdpowiedzUsuńKurujcie się i zapobiegajcie, koktajlik wygląda smakowicie. Na pewno zleceń będzie bez liku, czas rowerowej przejażdzki rewelacyjny, niezły ten Twój On :)
OdpowiedzUsuńI u nas wirusy jakieś. Masakra. Ale z przepisu na miksturę skorzystamy, może się poprawi! :-)Zdrówka!
OdpowiedzUsuńChciałabym TU podziękować Go i Rado za znakomite przepisy nadesłane drogą mailową. Z pewnością z nadejściem wiosny będziemy testować.
OdpowiedzUsuńDziś był drugi dzień spożywania eliksiru zdrowia. Pychotka.
A Wam wszystkim dzięki wielkie za trzymanie kciuków bo i praca dla Father już jest, a i zlecenia po woli spływają dla NIEGO. Chyba damy jakoś radę. :-)
no i wszystko będzie dobrze, dobrze się kończy... i zaczyna. Koktajl omnomnom.
OdpowiedzUsuń