Od paru dni w naszym gospodarstwie domowym trwają porządki i sprzątanie. Mycie okien /nie jest ich mało/, odkurzanie, gotowanie. Wczoraj upiekłam pasztet wegetariański. Smakuje znakomicie a przepis jest banalny i robi się szybko:
- opakowanie soczewicy gotujemy
- 1kg pieczarek + dwie duże cebule podsmażamy z 2 listkami laurowymi i 3 ziarnkami zioła angielskiego
- kotleciki sojowe moczymy we wrzącym rosołku tak aby stały się miękkie
jak już to wszystko ostygnie to mielimy 2 x przez maszynkę uprzednio wyjmując ziele angielskie i liście laurowe. Dodajemy do smaku kto co lubi. Ja posoliłam, popieprzyłam, pocukrzyłam /sic!/, dodałam posiekaną natkę, bazylię, vegetę, 5 żółtek a białka ubiłam na pianę i dodałam mieszając na końcu tak jak dodaje się do ciast. Foremkę wysmarowałam masłem i posypałam bułką tartą. Wyłożyłam masę i piec miałam 50 min w temperaturze 160 stopni ale ponieważ się zasiedziałam w pokoju z NIM :-) to sobie przypomniałam po prawie 2h i ... było dobrze.
Pasztet już zdegustowany /nie wiem czy to odpowiednie słowo :-)/ i wyszedł znakomicie.
Zatem polecam wegetariańskim czytelnikom i tym niewegetariańskim też. :-)
Dziś byliśmy na pierwszej prawdziwej eskapadzie rowerowej godzin kilka i przekonaliśmy się na własnej skórze, że trasy rowerowe są tu znakomite. Asfaltowe, bardziej terenowe, przez gąszcze i krzaki, przy strumyku i przez strumyk a potem na końcu relaks na łące i drzemka na słoneczku. Jedna jest sprawa tylko, którą muszę zgłębić i poznać a mianowicie znajomość drzew i roślin, szczególnie ziół. Ogrom tego a przede wszystkim bliska i codzienna obecność sprawiły, że wkurza mnie iż nie znam niczego poza lipą, kasztanem i dębem albo fiołkami czy zawilcami. Zatem prócz nauki języka niemieckiego, edukować się będę również w tym kierunku.
Kilka kadrów z naszej wyprawy
a ten jegomość /cholera wie, jak go zowią/ usiadł mi na włosach i w panice go zrzuciwszy, pozbawiłam go połowy kończyny drugiej, lewej. :-( Było nie siadać, gdzie nie trzeba
- opakowanie soczewicy gotujemy
- 1kg pieczarek + dwie duże cebule podsmażamy z 2 listkami laurowymi i 3 ziarnkami zioła angielskiego
- kotleciki sojowe moczymy we wrzącym rosołku tak aby stały się miękkie
jak już to wszystko ostygnie to mielimy 2 x przez maszynkę uprzednio wyjmując ziele angielskie i liście laurowe. Dodajemy do smaku kto co lubi. Ja posoliłam, popieprzyłam, pocukrzyłam /sic!/, dodałam posiekaną natkę, bazylię, vegetę, 5 żółtek a białka ubiłam na pianę i dodałam mieszając na końcu tak jak dodaje się do ciast. Foremkę wysmarowałam masłem i posypałam bułką tartą. Wyłożyłam masę i piec miałam 50 min w temperaturze 160 stopni ale ponieważ się zasiedziałam w pokoju z NIM :-) to sobie przypomniałam po prawie 2h i ... było dobrze.
Pasztet już zdegustowany /nie wiem czy to odpowiednie słowo :-)/ i wyszedł znakomicie.
Zatem polecam wegetariańskim czytelnikom i tym niewegetariańskim też. :-)
Dziś byliśmy na pierwszej prawdziwej eskapadzie rowerowej godzin kilka i przekonaliśmy się na własnej skórze, że trasy rowerowe są tu znakomite. Asfaltowe, bardziej terenowe, przez gąszcze i krzaki, przy strumyku i przez strumyk a potem na końcu relaks na łące i drzemka na słoneczku. Jedna jest sprawa tylko, którą muszę zgłębić i poznać a mianowicie znajomość drzew i roślin, szczególnie ziół. Ogrom tego a przede wszystkim bliska i codzienna obecność sprawiły, że wkurza mnie iż nie znam niczego poza lipą, kasztanem i dębem albo fiołkami czy zawilcami. Zatem prócz nauki języka niemieckiego, edukować się będę również w tym kierunku.
Kilka kadrów z naszej wyprawy
a ten jegomość /cholera wie, jak go zowią/ usiadł mi na włosach i w panice go zrzuciwszy, pozbawiłam go połowy kończyny drugiej, lewej. :-( Było nie siadać, gdzie nie trzeba
Piękna wyprawa ech, pasztet wegetariański też upiekłam, ale trochę inny niż Twój - też jest przepyszny, spróbuję kiedyś Twojego przepisu, niech te święta będą dla Was pełne spokoju i radości.
OdpowiedzUsuńU nas tez pasztet wegetariański:-))) Tym razem z cukinii. Szczęśliwych Świat życzymy! I kolejnych udanych wypraw.
OdpowiedzUsuń