Przywitała nas słońcem i zapachem ziół kończącego się lata. Trawa po kolana, małe rzepy czepiające się ubrań. Nieopodal nas pasły się krowy. Idąc pod górę czerpaliśmy w płuca to, co najcenniejsze. Zapachy nowe i jeszcze nieznane. Z tych znanych wiła nam się pod nogami mięta. Soczysta, aromatyczna, nasza. Sięgając wzrokiem zatapialiśmy się w tych naszych areałach i chyba nie do końca docierał do nas fakt, że to Nasze, że się ziściło, że jest. Pogoda była wietrzna. A my coraz bardziej u siebie. Jeszcze tacy wyobcowani. Jeszcze nieświadomi.
W Urzędzie Gminy banalne zdanie żółtodziobów rzuciliśmy do pana urzędnika, że my nowi, że my świeżo upieczeni, że od czego zacząć...
Przyłącze prądu? A ile kilowatów Państwo chcecie? A ile można? A ile trzeba? A ile to jest wystarczająco?
Potem Pan w gumowcach z różdżką w dłoni chodził w szerz i wzdłuż po Naszej i badał i patrzył i liczył i wahało mu się. Tutaj albo tam - powiedział. A tego dnia padało i to bardzo i wiało też. A potem na gorącej herbacie u sąsiada dowiedzieliśmy się, że w taką pogodę to się raczej cieków wodnych nie wyznacza. Że poleca kolegę, naszego drugiego sąsiada ze wzgórza. Drugi sąsiad przyjechał. Następnego dnia. Pogoda była znów słoneczna.
No i my, buszujący w trawie i rozważający, gdzie ma stanąć. Jak, czy pod kątem czy prosto. Gdzie wejście ewentualne. No bo, że plecy domu jak najwyżej mają być to wiadomo.
Wiedza tajemna przed nami otwiera swoje wrota. Maluczcy się czujemy i nieporadni. Tyle w nas zapału i niewiedzy, że jak spojrzymy się za siebie za lat parę to się pewnie z politowaniem do nas samych uśmiechniemy. Głowimy się i wywarzamy pewnie niejedne otwarte już drzwi ale każdy musi swoje przecież przeżyć, swoje błędy popełnić i czasem przedmiotem żartów być. Nie boimy się. Dobrze nam tam.
Wdrażamy się w wiejskie życie. Na razie po woli. Na odległość. Nowe otoczenie. Społeczność mała ale mam wrażenie, że charakterna. Ludzie mądrzy choć nie zawsze patrzący w jednym wspólnym kierunku. Są jeszcze a może przede wszystkim ONI - czyli mieszkańcy lasów, strumyków i łąk. Ich obecność dodaje nam odwagi choć przecież nie raz nas przerazi. To dla nich między innymi wyruszyliśmy w tę podróż.
W Urzędzie Gminy banalne zdanie żółtodziobów rzuciliśmy do pana urzędnika, że my nowi, że my świeżo upieczeni, że od czego zacząć...
Przyłącze prądu? A ile kilowatów Państwo chcecie? A ile można? A ile trzeba? A ile to jest wystarczająco?
Potem Pan w gumowcach z różdżką w dłoni chodził w szerz i wzdłuż po Naszej i badał i patrzył i liczył i wahało mu się. Tutaj albo tam - powiedział. A tego dnia padało i to bardzo i wiało też. A potem na gorącej herbacie u sąsiada dowiedzieliśmy się, że w taką pogodę to się raczej cieków wodnych nie wyznacza. Że poleca kolegę, naszego drugiego sąsiada ze wzgórza. Drugi sąsiad przyjechał. Następnego dnia. Pogoda była znów słoneczna.
No i my, buszujący w trawie i rozważający, gdzie ma stanąć. Jak, czy pod kątem czy prosto. Gdzie wejście ewentualne. No bo, że plecy domu jak najwyżej mają być to wiadomo.
Wiedza tajemna przed nami otwiera swoje wrota. Maluczcy się czujemy i nieporadni. Tyle w nas zapału i niewiedzy, że jak spojrzymy się za siebie za lat parę to się pewnie z politowaniem do nas samych uśmiechniemy. Głowimy się i wywarzamy pewnie niejedne otwarte już drzwi ale każdy musi swoje przecież przeżyć, swoje błędy popełnić i czasem przedmiotem żartów być. Nie boimy się. Dobrze nam tam.
Wdrażamy się w wiejskie życie. Na razie po woli. Na odległość. Nowe otoczenie. Społeczność mała ale mam wrażenie, że charakterna. Ludzie mądrzy choć nie zawsze patrzący w jednym wspólnym kierunku. Są jeszcze a może przede wszystkim ONI - czyli mieszkańcy lasów, strumyków i łąk. Ich obecność dodaje nam odwagi choć przecież nie raz nas przerazi. To dla nich między innymi wyruszyliśmy w tę podróż.
Wasza:-)))
OdpowiedzUsuńmale rzepy to rzepik.
Ciąg dalszy prosimy:-)
A jacy dzicy mieszkańcy występują w okolicy?
OdpowiedzUsuńCudowne wrażenia:)
OdpowiedzUsuńI zdjęcia:)
Fajnie przeczytać te słowa o poranku:))) Wszystko powoli idzie w dobrym kierunku... To dobrze, bo ja mam zamiar kiedyś odwiedzić tę Waszą Polanę:) Dobrego weekendu!
OdpowiedzUsuńTo wspaniale, że nareszcie jesteście w swoim wymarzonym miejscu! Gratuluję Wam wytrwałosci i mocy w dążeniu do tego celu. Wiara w marzenia uskrzydla.Lećcie wiec kochani jak młode bociany na spotkanie najwspanialszej przygody Waszego zycia!:-))
OdpowiedzUsuńZaglądam. Czytam tytuł i myślę, opowieść na parę godzin. Idę kawę zrobić. Robię. Siadam, upijam łyk, zaczynam czytać. Zaczyna się cudnie i tak szybko koniec... Kiedy dalszy ciąg. Ale w napięciu trzymacie!!!
OdpowiedzUsuńTo nieziemskie uczucie, gdy się chodzi po SWOJEJ ziemi, prawda. Wszystko Wasze! Mięta Wasza na herbatki. Uwielbiam. U nas nie było, ale przywieźliśmy i jest jej dużo teraz. Buziaki i ściski
Ciąg dalszy proszę, bo wstęp już był ;-))
OdpowiedzUsuńściskam :)
Czekam z razem z Wami! :-) Ile czasu na obczyźnie jeszcze będziecie?
OdpowiedzUsuńWspieram duchem, przypomniałam sobie Nas te ponad 4 lata temu jak my nieświadomi bez wiedzy stąpaliśmy po naszej ziemi. Ile to było planów bez pokrycia bez jakiekolwiek świadomości. Dacie radę, błędy będą do dziś my naprawiamy swoje ale radźcie się ludzi , sąsiadów oni mają większą wiedzę niż nie jeden fachowiec. Sami przecież budowali swoje domy i sami sobie radzili. Trzymam kciuki :))
OdpowiedzUsuńNo chyba żartujecie!!! DWA zdjęcia?! Żądamy zdjęć! Obiecaliście... A uczucie stąpania po własnej ziemi jest jedyne w swoim rodzaju...
OdpowiedzUsuńWasza Polana ;) Jesteście u siebie.
Ściskam ;)
Ja tu jestem pierwszy raz i próbuję zlokalizować Waszą "Naszą Polanę". Gdzie kupiliście ziemię? W jakiej okolicy? My sprowadziliśmy się w Beskid Niski osiem lat temu. Nigdy nie żałowaliśmy tej decyzji mimo że w górach jest ciężko. Zwłaszcza zimą. Dla dzieci które po śniegu, pieszo, codziennie drepczą pod górę 200m. Ale jak ostatnio wspomniała ich nauczycielka ze szkoły, maja tu u nas takie małe Bullerbyn. A kto z nas w dzieciństwie nie marzył o mieszkaniu w Bullerbyn???
OdpowiedzUsuń