Nie, nie byliśmy spanikowani. Ciekawi nowego? Z pewnością. Smutni, że opuszczamy przyjaciół... BARDZO. Zmartwieni faktem, że moje miasto zostaje za nami gdzieś w tyle.... Wcale.
Obładowani po sufit, z dodatkowym bagażem na dachu, na każdym skrzyżowaniu odbieraliśmy gesty wsparcia i gratulacji od kierowców czekających z nami na zmianę świateł.
Był z nami jeszcze wtedy Bambulo, który dzielnie przejechał całą trasę na Relanium, bo inaczej jego transport mógłby wyglądać tragicznie. Był z nami i byliśmy pewni, że wracać też będziemy razem... niestety.
Nie znaliśmy języka. Nie znaliśmy mentalności i temperamentu autochtonów. Ta niewiedza pozwoliła nam wyimaginować sobie w głowach świat, który nigdy w praktyce nie zaistniał. Zderzenie z rzeczywistością było śmieszne, brutalne, bolesne, absurdalne...
Gdyby nie pierwsza pomoc ze strony Mamy i jej męża, nie wiem jak ten początek by wyglądał. Było ciężko, było czasem nawet źle, ale w efekcie daliśmy radę.
Sami, bez żadnego przymusu, wskoczyliśmy na głęboką wodę. Nie utonęliśmy, więc odczytujemy to jako sukces. Czy dryfujemy? Chyba nie. Raczej płyniemy do przodu. Czasem z prądem czasem pod prąd ale do celu jakoś chyba się zbliżamy. Flaut odnotowujemy ilość żadną, burze bywają, sztormy też ale szkwał nas jeszcze żaden nie dopadł. Suniemy do przodu, no... powiedzmy na pełnych żaglach. Nasz plan nie uległ zmianie. To też chyba sukces. Może jest lekko zmodyfikowany ale który projekt nie zmienia się w detalach w trakcie realizacji...?
Przy okazji pojawiły się nowe wyzwania, których będziemy się trzymać równie mocno i z pewnością jedno drugiemu nie przeszkodzi.
Jedno się tylko nie zmieniło. Grono znajomych z tutejszego landu. Zarówno na początku, jak i teraz liczba tychże jest zerowa. Nie liczę ludzi poznanych w pracy czy przy okazji pracy. Ale to nie są znajomi, z którymi na kawkę można wyskoczyć... czy o dupie Maryni pogadać.
Dlaczego ich nie ma? Bo nie szukamy ich. Dobrze nam razem. Dobrze nam z tymi co zostali w Polsce i są z nami blisko i wspierają i tulą jak jest gorzej, po prostu są.
Poza tym przecież całe grono nowych znajomych z blogowego świata mamy i mimo iż czasem jesteśmy tu mniej aktywni to o nikim nie zapominamy. Dziękowałam już wiele razy, ale i ta okazja jest dobra ku temu aby to powtórzyć: DZIĘKUJEMY za wszystko, co do tej pory od Was otrzymaliśmy. Za bezinteresowną pomoc, za niespodziankowe prezenty, za słowa otuchy, za kibicowanie nam. To nas bardzo trzyma w ryzach i nawet w chwilach słabości, nie pozwala się poddawać.
Kino, teatr? Owszem ... ale tylko w domu i tylko po polsku. :-). No mamy po prostu, jak to mawiają teraz młodzi, totalnie wywalone na ten kraj, jego kulturę i język.
Wiele spraw nam się zweryfikowało, przewartościowało. Czasu na rozmyślania podczas pracy jest aż nadto. Stąd i w głowie kłębią się myśli ale i przy okazji układają na półkach, co w sumie też jako sukces odnotowuję.
Wzbogaciliśmy się o Niuniola, który zaaklimatyzował się na niemieckiej ziemi, śmiem twierdzić... lepiej od nas. Ma swojego wroga podwórkowego, od którego już dostał po uchu i po brodzie. Musi wychodzić często aby pilnować terytorium pod naszym balkonem.
Są też straty... ale o nich już nie będę pisać i mam tylko nadzieję, że Anioł(y) lata nad naszymi głowami i przyczyni się do tego aby moje dzisiejsze życzenie stało się prawdziwe.
Dziś mijają dwa lata odkąd tu przyjechaliśmy. Założeniem było zostać tu 3,4 lata. Jeśli nadal będzie tak jak jest to istnieje realna szansa, aby w cztery lata się wyrobić. Niech zatem dzisiejszy dzień będzie półmetkiem tej niełatwej emigracji. Czyli co...? Czyż byśmy mieli już z górki? :-))
Obładowani po sufit, z dodatkowym bagażem na dachu, na każdym skrzyżowaniu odbieraliśmy gesty wsparcia i gratulacji od kierowców czekających z nami na zmianę świateł.
Był z nami jeszcze wtedy Bambulo, który dzielnie przejechał całą trasę na Relanium, bo inaczej jego transport mógłby wyglądać tragicznie. Był z nami i byliśmy pewni, że wracać też będziemy razem... niestety.
Nie znaliśmy języka. Nie znaliśmy mentalności i temperamentu autochtonów. Ta niewiedza pozwoliła nam wyimaginować sobie w głowach świat, który nigdy w praktyce nie zaistniał. Zderzenie z rzeczywistością było śmieszne, brutalne, bolesne, absurdalne...
Gdyby nie pierwsza pomoc ze strony Mamy i jej męża, nie wiem jak ten początek by wyglądał. Było ciężko, było czasem nawet źle, ale w efekcie daliśmy radę.
Sami, bez żadnego przymusu, wskoczyliśmy na głęboką wodę. Nie utonęliśmy, więc odczytujemy to jako sukces. Czy dryfujemy? Chyba nie. Raczej płyniemy do przodu. Czasem z prądem czasem pod prąd ale do celu jakoś chyba się zbliżamy. Flaut odnotowujemy ilość żadną, burze bywają, sztormy też ale szkwał nas jeszcze żaden nie dopadł. Suniemy do przodu, no... powiedzmy na pełnych żaglach. Nasz plan nie uległ zmianie. To też chyba sukces. Może jest lekko zmodyfikowany ale który projekt nie zmienia się w detalach w trakcie realizacji...?
Przy okazji pojawiły się nowe wyzwania, których będziemy się trzymać równie mocno i z pewnością jedno drugiemu nie przeszkodzi.
Jedno się tylko nie zmieniło. Grono znajomych z tutejszego landu. Zarówno na początku, jak i teraz liczba tychże jest zerowa. Nie liczę ludzi poznanych w pracy czy przy okazji pracy. Ale to nie są znajomi, z którymi na kawkę można wyskoczyć... czy o dupie Maryni pogadać.
Dlaczego ich nie ma? Bo nie szukamy ich. Dobrze nam razem. Dobrze nam z tymi co zostali w Polsce i są z nami blisko i wspierają i tulą jak jest gorzej, po prostu są.
Poza tym przecież całe grono nowych znajomych z blogowego świata mamy i mimo iż czasem jesteśmy tu mniej aktywni to o nikim nie zapominamy. Dziękowałam już wiele razy, ale i ta okazja jest dobra ku temu aby to powtórzyć: DZIĘKUJEMY za wszystko, co do tej pory od Was otrzymaliśmy. Za bezinteresowną pomoc, za niespodziankowe prezenty, za słowa otuchy, za kibicowanie nam. To nas bardzo trzyma w ryzach i nawet w chwilach słabości, nie pozwala się poddawać.
Kino, teatr? Owszem ... ale tylko w domu i tylko po polsku. :-). No mamy po prostu, jak to mawiają teraz młodzi, totalnie wywalone na ten kraj, jego kulturę i język.
Wiele spraw nam się zweryfikowało, przewartościowało. Czasu na rozmyślania podczas pracy jest aż nadto. Stąd i w głowie kłębią się myśli ale i przy okazji układają na półkach, co w sumie też jako sukces odnotowuję.
Wzbogaciliśmy się o Niuniola, który zaaklimatyzował się na niemieckiej ziemi, śmiem twierdzić... lepiej od nas. Ma swojego wroga podwórkowego, od którego już dostał po uchu i po brodzie. Musi wychodzić często aby pilnować terytorium pod naszym balkonem.
Są też straty... ale o nich już nie będę pisać i mam tylko nadzieję, że Anioł(y) lata nad naszymi głowami i przyczyni się do tego aby moje dzisiejsze życzenie stało się prawdziwe.
Dziś mijają dwa lata odkąd tu przyjechaliśmy. Założeniem było zostać tu 3,4 lata. Jeśli nadal będzie tak jak jest to istnieje realna szansa, aby w cztery lata się wyrobić. Niech zatem dzisiejszy dzień będzie półmetkiem tej niełatwej emigracji. Czyli co...? Czyż byśmy mieli już z górki? :-))
Chociaz nie jestem z Wami te cale 2 lata (nie pamietam kiedy i jak do Was trafilam) to ciesze sie, ze jestescie :-) To ja chcialabym Wam podziekowac za to co od Was dostaje: sile z Waszej sily.
OdpowiedzUsuńZ gorki to leci, ze ho, ho ;-)
Pozdrawiam
Gall, dziękujemy za piękne słowa. Cieszymy się, że siła jest wymienna i możemy ją sobie wspólnie aplikować. :-) pozdrowienia i serdeczności
UsuńTak pieknie i prosto napisałaś o Waszej historii, samopoczuciu, planach na przyszłosc. Życzę wam z całego serca by się wszystko dobrze potoczyło i byście zdrowi, szczęśliwi i pełni optymizmu wracali za dwa lata do swego wymarzonego kawałka Waszej, Waszymi uczuciami i marzeniami malowanej ziemi!
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na półmetku!:-))
O tak zdrowie jest NAJważniejsze. A jak zdrowie jest to i optymizm daje i radę i wszystko się realizuje. Dziękujemy :-)
UsuńWracamy z emigracji, i tyle :-) Wam i sobie zycze :-))) I oby jak najpredzej.
OdpowiedzUsuńbuziaki!
Święte słowa. Kibicujemy Wam i czerpiemy od Was energię. Oby kierunek Polska pojawił się ASAP.:-)
UsuńJasne, że z górki :) ale uważajcie przy zejściu czasami bywa trudniej. Jesteście dzielni jak cholera i uparci niczym nasz Lutek. Wiem, że już niedługo zameczy pierwsza koza w Waszej Polanie. Przesyłam Wam moc uścisków i niech się dzieje :)
OdpowiedzUsuńno czekamy Jolu na tę kozę, względnie kozy. Jak patrzę na porody u Ciebie i u innych zaprzyjaźnionych to wiesz... no wiesz.... :-))))
UsuńŚcisków moc
No nie mów! Już dwa lata?! To nie tylko półmetek, ale jesteście już do przodu, bo macie swoje Miejsce, wymarzoną Waszą Polanę... marzenia się realizują, a Wy przecie do przodu! (nie mogę w tym miejscu nie pomyśleć zgryźliwie: a my?? hmmm...) A więc róbcie swoje, a taką determinacją i konsekwencją, jak dotąd. Z Niuniola nie musicie brać przykładu ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam czule;)
Każdy ma swój czas na to parcie do przodu. Nam też czasem się zwalnia ale tylko po to aby potem przygrzać ponownie z kopyta. Dzięki za dobre słowa i za Was też trzymamy kciukasy.
UsuńOd początku i nieustannie podziwiam Wasz plan. To znaczy Was podziwiam.
OdpowiedzUsuńNie umiem planować, nie umiem realizować długoplanowych zamierzeń, nie mam tego rodzaju odwagi.
Potrafię tylko skakać na głęboką wodę ...
W sumie to moje pierwsze taaaaak konsekwentnie realizowane zamierzenie. Odwaga przyszła sama, ot tak po prostu. Nie szukałam jej. A że był to przy okazji także skok na głęboką ... jest fakt niezbity.
UsuńAle obecność WAS - ludzi z tzw. blogosfery to wsparcie nieopisane. Bez Was..... ech.... wiadomo... byłoby znacznie trudniej.
Już macie z górki. Zameczy koza albo zabeczy owca (one też tak naprawdę meczą, nie wiem o co z tym beczeniem chodzi) prędzej niż się wszyscy spodziewamy. Sił i wytrwałości macie za niejedną ekipę. Aby ich Wam nie brakło. A ja juz niebawem zaczynam tkać chodniczki z wełny rogatych do Waszej chałupy...Sprężajcie się, bo stara już baba. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo właśnie a ja myślałam że faktycznie istnieje znaczna różnica między bekiem a mekiem :-))))
UsuńNiech no szybko jakiś mek lub bek zagra nam w tle Naszej Polany.
Chodniczki z wełny???? :-))))))
Jeszcze nie widziałam ale zdaje się... możemy być mocno zainteresowani.
Pozdrowienia i serdeczności