wtorek, 19 czerwca 2012

Szczęśliwości druga część :-)

Z Jolinkowego raju skierowaliśmy się na wschód czyli w Bieszczady. Jednak to wcale nie było takie proste bo przecież po pierwsze: my nie lubimy jeździć głównymi drogami i małe wsiowe dróżki są dla nas prawdziwym kąskiem, po drugie ON lubi z tych małych wsiowych dróżek skręcać w jeszcze mniejsze wsiowe ścieżynki /"ej, zobaczmy co tam jest..."/, po trzecie ON wspaniałomyślnie rozpoczął zaczepianie /w najlepszym tego słowa znaczeniu/ Miejscowych, celem wypytywania czy aby coś tu nie jest na sprzedaż. A jak się już Miejscowy rozgada, bo na początku panuje chwilowy dystans, to z rozmowy o tym, co jest aktualnie na sprzedaż bądź też nie, rozmowa szybciuchno przechodzi na inne tory i Miejscowy skoro już znalazł słuchacza to ... gada. :-) I dobrze, że gada bo historie opowiadane są na wagę złota, są ciekawe jak niepowtarzalna powieść, są często wypowiadane gwarą, jakiej absolutnie nie słyszy się na co dzień, są pełne wzruszeń, wspomnień i nierzadko gniewu ale i dojrzałej akceptacji i zrozumienia tego, co dzieje się wokół tychże ludzi.
W ten sposób na naszej drodze, zaraz koło Gorlic, w uroczej krainie zwanej Magura Mastałowska, stanął Pan Teodor. Niemłody już człek, właściciel jałóweczki, dwóch koni, kota oraz psa "który na nic już jest Pani, na nic".


Pierwotnie mieliśmy spędzić noc w schronisku na tejże Magurze Małastowskiej, ale przejeżdżając obok bardzo bardzo skromnego i niestety mocno zaniedbanego domu Pana Teodora, postanowiliśmy zapytać czy na jego podwórku nie znalazłoby się miejsce dla naszego namiotu i dla nas. Rano jałóweczka Pana Teodora omalże nie pożarła JEMU skarpety, którą sobie prosto z naszego autka wyjęła, Pan Teodor opowiadał historie o sobie, skąd pochodzi, jak mu rzeka 2 ary ziemi zabrała a gmina oddała mu za to w odszkodowaniu tylko 50 pln /sic!/, a my niepocieszeni musieliśmy jechać dalej bo przecież Bieszczady czekają, a my już i tak jedną noc w plecy. Ale ale... nie tak od razu na trasę w stronę koni huculskich ruszyliśmy bo oto ON znów w przeciwnym kierunku podąża i całe szczęście bo kolejna perła na naszej drodze stanęła. Swoją drogą jakie to szczęście, że to ON za tą kierownicą siedział, że to ON potrafił mnie łagodnie przekonać do jazdy w tym właśnie /czyli przeciwnym do Bieszczad/ kierunku i że ja wcale nie protestowałam.

Nowica
Tutaj poczuliśmy się pierwszy raz jak ryby w wodzie, w sensie że pomyśleliśmy przez moment, że to w zasadzie mogłoby być TU. Położona u stóp pięknych wzgórz wspomnianej już Magury Małastowskiej, łemkowska wieś, gdzie można powiedzieć, iż wrony już zawracają, a powietrze pachnie inaczej niż gdziekolwiek do tej pory. Cisza i wszechogarniający spokój. Centrum wsi stanowi urocza cerkiew, w której to akurat odbywało się nabożeństwo greckokatolickie. Odkryliśmy tam także siedzibę Stowarzyszenia Magurycz, o których słyszałam już wcześniej. Kiedyś istnieli pod nazwą Nieformalna Grupa Kamieniarzy Magurycz. Ich pracy cały czas towarzyszy jedno motto "Cmentarze pełne są ludzi,bez których świat nie mógłby istnieć" Heinrich Böll,. Osoby należące do tego stowarzyszenia opiekują się i odrestaurowują stare cmentarze.
Miejsce jest magiczne, jak wycięte z jakiejś bajki i wklejone a jednocześnie przecież tak naturalnie wjechaliśmy w tę rzeczywistość.
Pogadaliśmy z Sołtysem "bo przecież Sołtys wie wszystko" - /niestety nie zawsze/. Sołtysem Nowicy okazał się przemiły młody człowiek, który z otwartością i uśmiechem z nami porozmawiał. Dysponował nawet adresem mailowym i podał nam do siebie numer na komórkę. Bo gdyby coś gdzieś usłyszał o działce do sprzedania to możemy na niego liczyć. Niestety w tej wsi jest już także niezmiernie trudno o kupno jakiejkolwiek nieruchomości. Stare domy wykupili Warszawiacy /osiedliły się tam na stałe 4 warszawskie rodziny/ a miejscowi znając atrakcyjność tego miejsca, ziemię może by i sprzedali ale kwota powala na kolana. Jadąc dalej zobaczyliśmy także poprzenoszone domy z bali, których obejście sugerowało nam, że mieszkają /lub zamieszkać zamierzają/ tam ludzie o duszy artystycznej, pełnej pasji, miłości do przyrody i szacunku dla tego miejsca.  Choć oczywiście możemy się mylić. :-)
Po naszym powrocie i prześledzeniu sieci oraz rozmowie z JEGO mamą dowiedzieliśmy się o Nowicy jeszcze więcej. Na TVP Kultura emitowano ponoć niedawno film o tej aktywnie działające wsi. Już po raz piąty odbył się w tym roku w maju festiwal teatralny "Innnowica", a niegdyś z Nowicą związany był Andrzej Stasiuk - może nawet nadal jest...

Nowica i jej okolice     
 siedziba Stowarzyszenia MAGURYCZ


poniżej domy nowych osiedleńców



 Jak widać droga w Bieszczady, do Seredniego, które także magicznym miejscem jest ale już oswojonym i w pewnym sensie moim, nie jest taka prosta. Polska obdarzyła nas w tej podróży darami, które nosimy non stop w sercu i które dają nam siłę na każdy nowy niemiecki dzień, bo uwierzcie mi... łatwo nam teraz nie jest. Psychicznie jest mi teraz trudniej niż kiedykolwiek tutaj bywało. Ale trzymam się i czekam na koniec wygnania :-).
CDN

7 komentarzy:

  1. Gdzieś czeka na Was to miejsce, wiem to na pewno. I będzie to zapewne wielka niespodzianka . . .
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. owszem, liczymy się z tym, że to wcale nie musi być to, co nam ewentualnie chodzi po głowie. Jedno jest pewne... spieszno nam do poznania tej niespodzianki. pozdrowienia :-)

      Usuń
  2. Cudne Wasze wędrowanie!
    Byliście blisko moich wciąż gorących wspomnień. Gdzieś tam, między Konieczną, Radocyną i Gładyszowem, snują się ślady moich koni ...
    Bliższy jest Wam klimat tych miejsc, niż Sudetów?
    Czy serce rozproszone?
    Pozdrówki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klimaty różne są nam bliskie. Sudety i Dolny Śląsk nadal blisko w sercu. Ale podróż była głównie po to, żeby zobaczyć z grubsza co chcemy a czego z pewnością nie chcemy. Czy nam się udało tego dowiedzieć? Pewnie nie do końca bo jeszcze tyle wioseczek niesplądrowanych zostało, że kto to może wiedzieć, gdzie czeka Nasza Polana :-)

      Usuń
  3. Ha! Witajcie więc w naszych ukochanych, magicznych górach! Powinniście jeszcze zobaczyć kilka cmentarzy z pierwszej wojny, i jeszcze... Heh... te góry są na całe życie! :D

    Jedna uwaga Kochani. Magura nazywa się "Małastowska". Od miejscowości Małastów.

    Cium serdeczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze dzięki serdeczne za zwrócenie uwagi. Nazwa poprawiona. A przecież zanim opublikowałam posta to upewniałam się co do nazwy a i tak mój wewnętrzny chaos kazał mi napisać źle.
      Po drugie nie wiedziałam, że to tam właśnie przebywacie - jakoś nigdy się dokładnie nie doczytałam.
      Po trzecie z pewnością tam wrócimy. :-) serdeczności

      Usuń
    2. Heh, niestety nie przebywamy, tylko bywamy. Z plecakami i namiotem :D
      Ale kochamy dozgonnie!

      Pzdr.

      Usuń