W jakimś piśmie kobiecym czytałam ostatnio felieton Szymona Majewskiego o wysyłaniu świątecznych sms`ów. Tekst był bardzo zabawny i miał na celu przedstawienie Majewskiego w roli osoby, która dostaje ich całe mnóstwo i nie bardzo wie, co na nie odpisywać. A odpisywać wypada bo a nuż się ktoś obruszy, że nie ma odpowiedzi i ... ło mój Boże, co wtedy? :-)
Wszyscy przecież otrzymujemy i pewnie w tym roku też otrzymamy, dziesiątki a może i setki tego typu wierszowane życzenia. Ja osobiście za tym nie przepadam i piszę o tym oficjalnie tutaj (bo czyta tego bloga część osób, z którymi znam się face to face), że wolę abyście mi przesłali telepatycznie dobrą energię i miłe myśli dedykowane tylko mnie niż słali te bezosobowe życzenia drogą sms`ową. Niby może nie ma to wielkiego znaczenia ale ... ja z zasady na te rymowanki też nie bardzo wiem co odpowiedzieć, więc nie odpowiadam zazwyczaj nic.
Jestem może staroświecka (ale lubię to w sobie) i pragnę Wam tutaj napisać o moim zwyczaju, który pielęgnuję już od lat a mianowicie o własnoręcznym tworzeniu kartek świątecznych. Jasne, że to wymaga czasu, pewnie że inspiracji czasem trzeba poszukać, żeby co roku nie tworzyć tego samego... ale ile w tym frajdy i czego by nie mówić... medytacji. Tak. Dla mnie to wielki relaks i czas dla siebie, czas na tworzenie rzeczy, których końcowy efekt nie jest przewidywalny. I choć nie mam wielkich zdolności manualnych to jednak lubię te swoje kartki, które wiem, że potem z uśmiechem czytają nasi bliscy.
Poświęcam co roku na tę czynność jeden albo i dwa wieczory. Wycinam tekturowe kwadraty i prostokąty ze starych kartonów, które sobie zawczasu odkładam, potem uruchamiam stare farby i pędzelki, są kleje, brokaty, sznurki, rafie. Staram się nic nie kupować. Jedynie nowe koperty. Reszta jest z odzysku (koperty też się zdarzają) i to mnie cieszy podwójnie, że można z takich niby niepotrzebnych już rzeczy, wykonać coś dedykowanego drugiej osobie.
A potem piszę życzenia, staram się żeby każde były inne i naprawdę dotyczyły osób, które je otrzymają. Tworzę takie kartki, jakie sama chciałabym otrzymywać. I lubię tą tradycję, że listonosz przynosi coś w kopercie, że to coś trzeba otworzyć, jest chwila napięcia... potem czytanie. To po woli buduje świąteczną atmosferę, dzięki której na kilka dni świat się zmienia, jest inny, wyjątkowy. Nie wiem czy lepszy... ja staram się aby każdy dzień był dobry... a jednak wyjątkowość świąt Bożego Narodzenia ma znaczenie.
Namawiam do robienia kartek samodzielnie. Pierwsze własnoręcznie przygotowane kartki dały mi naprawdę wielką dozę satysfakcji. Kolejne też zawsze przynoszą samozadowolenie ale te pierwsze...
Dobrego wieczoru Wam życzę.
Wszyscy przecież otrzymujemy i pewnie w tym roku też otrzymamy, dziesiątki a może i setki tego typu wierszowane życzenia. Ja osobiście za tym nie przepadam i piszę o tym oficjalnie tutaj (bo czyta tego bloga część osób, z którymi znam się face to face), że wolę abyście mi przesłali telepatycznie dobrą energię i miłe myśli dedykowane tylko mnie niż słali te bezosobowe życzenia drogą sms`ową. Niby może nie ma to wielkiego znaczenia ale ... ja z zasady na te rymowanki też nie bardzo wiem co odpowiedzieć, więc nie odpowiadam zazwyczaj nic.
Jestem może staroświecka (ale lubię to w sobie) i pragnę Wam tutaj napisać o moim zwyczaju, który pielęgnuję już od lat a mianowicie o własnoręcznym tworzeniu kartek świątecznych. Jasne, że to wymaga czasu, pewnie że inspiracji czasem trzeba poszukać, żeby co roku nie tworzyć tego samego... ale ile w tym frajdy i czego by nie mówić... medytacji. Tak. Dla mnie to wielki relaks i czas dla siebie, czas na tworzenie rzeczy, których końcowy efekt nie jest przewidywalny. I choć nie mam wielkich zdolności manualnych to jednak lubię te swoje kartki, które wiem, że potem z uśmiechem czytają nasi bliscy.
Poświęcam co roku na tę czynność jeden albo i dwa wieczory. Wycinam tekturowe kwadraty i prostokąty ze starych kartonów, które sobie zawczasu odkładam, potem uruchamiam stare farby i pędzelki, są kleje, brokaty, sznurki, rafie. Staram się nic nie kupować. Jedynie nowe koperty. Reszta jest z odzysku (koperty też się zdarzają) i to mnie cieszy podwójnie, że można z takich niby niepotrzebnych już rzeczy, wykonać coś dedykowanego drugiej osobie.
A potem piszę życzenia, staram się żeby każde były inne i naprawdę dotyczyły osób, które je otrzymają. Tworzę takie kartki, jakie sama chciałabym otrzymywać. I lubię tą tradycję, że listonosz przynosi coś w kopercie, że to coś trzeba otworzyć, jest chwila napięcia... potem czytanie. To po woli buduje świąteczną atmosferę, dzięki której na kilka dni świat się zmienia, jest inny, wyjątkowy. Nie wiem czy lepszy... ja staram się aby każdy dzień był dobry... a jednak wyjątkowość świąt Bożego Narodzenia ma znaczenie.
Namawiam do robienia kartek samodzielnie. Pierwsze własnoręcznie przygotowane kartki dały mi naprawdę wielką dozę satysfakcji. Kolejne też zawsze przynoszą samozadowolenie ale te pierwsze...
Dobrego wieczoru Wam życzę.
Piekne! Cepelia z "Naszej Polany" Gratulacje moja Corciu!
OdpowiedzUsuńnooo... cepelia dawniej miała inne znaczenie, ale niech i tak będzie :-) buziaki
Usuń