Zima nadal trzyma choć po woli jakby łagodniało jej oblicze. My tymczasem wracamy do rzeczywistości, czego dowodem są rozebrana podłaźniczka, pochowane ozdoby świąteczne i niedobitki w postaci pierniczków, które urozmaicały świątecznie nasz dom. Czego nie schrupały/przeoczyły gościnnie dzieciaki to schrupiemy my.
Dzisiaj nadrobię stary temat, który czeka już od lata czyli zapraszam na wizytę do Paszyna
Na Paszyn natknęliśmy już jakiś czas temu podczas wizyty w nowosądeckim skansenie, a w zasadzie w Miasteczku Galicyjskim, gdzie w jednym z pomieszczeń dostępnych dla zwiedzających, siedział pan i sobie po prostu rzeźbił. Wokół niego stały różne prace rzeźbiarskie i gdy nawiązała się między nami rozmowa, zaczął opowiadać o pewnym Wojtku z Paszyna. Historia na tyle nas zainteresowała, że wybraliśmy się wreszcie do Paszyna a teraz chcemy Wam przekazać tę niesamowitą naszym zdaniem historię.
Paszyn dawniej był niezwykle ubogą wioską. Podobno mieszkańcy wracając do domu i kupując bilet w autobusie, podawali inną miejscowość bo wstydzili się, że pochodzą z Paszyna. Ziemie były tam nieurodzajne, więc panowała tam nędza a ludzie nie byli wykształceni. Taka sytuacja trwała latami.
Jednym z mieszkańców Paszyna była Pan Wojciech Oleksy, głuchoniemy miejscowy rzeźbiarz amator. Pierwsze prymitywne rzeźby wykonywał w prezencie dla ówczesnego proboszcza ks. Edwarda Nitki. Ten ostatni chwalił za każdym razem Wojtka i dawał mu drobne w podzięce za prace, które na swój sposób cenił i uważał, że są one formą modlitwy upośledzonego parafianina. "Kto rzeźbi ten trzy razy się modli" - mawiał. Z czasem jednak mieszkańcy zaczęli się buntować, że ksiądz nagradza finansowo Wojtka a jeden nawet powiedział "że przecież tak rzeźbić to każdy potrafi", na to ksiądz Nitka powiedział "no to pokaż, jeśli umiesz tak wyrzeźbić" i tym samym zmotywował kolejną osobę do rzeźbienia. Z czasem do grona rzeźbiarzy amatorów dołączyli kolejni mieszkańcy i pod przewodnictwem proboszcza utworzyła się silna grupa wiejskich artystów, wśród których każdy miał swój własny styl, sposób łączenia kolorów (rzeźby malowane były zwykłymi kredkami, gdyż tych biednych ludzi nie było stać na farby). Prace poszczególnych rzeźbiarzy miały charakterystyczne twarze, sylwetki lub inne szczegóły, które wyróżniały te prace.
Nietuzinkową postacią był wspomniany już ks. Nitka, który zachęcał do rzeźbienia, doceniał wszystkie wysiłki, motywował do dalszej pracy i wspierał swych parafian. Przełomem w tej twórczości był Konkurs Współczesnej Rzeźby Ludowej Karpat Polskich w Nowym Sączu, który odbył się 1972 roku, gdzie Wojtek Oleksy wraz z sąsiadem Mieczysławem Piwko zajęli ex aequo pierwsze miejsce a inny mieszkaniec Paszyna Andrzej Głód zajął drugie. Wyemitowano podobno o nich krótki reportaż w Telewizji Polskiej. Pracami twórczości ludowej zainteresowali się fachowcy a Wojciech Oleksy doczekał się nawet wystawy w Genewie. I teraz uwaga... wszystko rozwija się tak szybko i pięknie, że w 1977 roku w Paszynie rzeźbi już grupa ponad 50 mieszkańców a tego roku do Konkursu Współczesnej Rzeźby Ludowej Karpat Polskich staje 45 paszyńskich rzeźbiarzy a nagrodzone zostają (sic!) 42 prace!!!
Rzeźbiarzami zaczynają interesować się telewizje rodzima i zagraniczne, powstają o nich prace naukowe a sami mieszkańcy Paszyna zaczynają odzyskiwać poczucie wartości i są dumni ze swej wsi i swego pochodzenia. Nawet jeśli ktoś nie rzeźbi to z pewnością każdy ma wśród rodziny lub znajomych jakiegoś rzeźbiarza a to powód od chwały.
Artyści dzięki staraniom proboszcza mieli organizowane warsztaty z profesjonalnymi twórcami ale tylko z zakresu łączenia kolorów i barw. Ksiądz nie chciał uczyć ich warsztatu bo bał się, że zaniknie ich naturalny sposób rzeźbienia.
W tak zwanym międzyczasie miejsce ks. Nitki zajmuje nowy proboszcz ks. Stanisław Janas, który wreszcie po wielu latach starań, realizuje niespełnione marzenie poprzedniego gospodarza tej parafii i 10 września 1994 roku otwiera Muzeum Parafialne im. ks. Edwarda Nitki, które cały czas wzbogaca się o nowe eksponaty bo artyści każdą rzeźbą powiększali ilość eksponatów.
Muzeum przetrwało do dziś i to jest bardzo piękne i potrzebne jednak po wizycie w nim mamy poczucie, że w obecnym proboszczu nie sposób odnaleźć już tej pasji, o której czytamy u poprzedników. Odniosłam wrażenie, że nasze pojawienie się (w godzinach otwarcia muzeum) nie uradowało księdza i dopiero po naszej półtoragodzinnej wizycie ksiądz nieco się rozkręcił. Poza tym takie trochę to muzeum zapomniane, zapyziałe, bez krzty promocji - a przecież to taka piękna i łapiąca za serce historia, która przez włodarzy regionu powinna być wykorzystywana aby przyciągać turystów. Dowiedzieliśmy się, że nie mają od lat żadnego dofinansowania. Że to Muzeum Parafialne, więc od żadnego ministra nic nie dostali. No teraz to chyba powinni :-).
W latach 80-tych poprzedniego wieku we Frankfurcie nad Menem powstał "Związek miłośników i krzewicieli polskiej sztuki ludowej im. ks. Edwarda Nitki", które miało na celu krzewienie wiedzy wśród społeczeństwa o fenomenie paszyńskim, ale związek nie przetrwał próby czasu.
Piękna i smutna to historia zarazem. Smutna bo muzeum położone jest na stoku wzgórza. Po przeciwnej stronie, również na stoku znajduje się parafialny cmentarz. Naturalnym dla nas było po zwiedzeniu wystawy udać się na cmentarz na grób Wojtka Oleksego, który zapoczątkował ten fenomen. Ani obecny ksiądz proboszcz ani ludzie spotkani na cmentarzu nie było w stanie wskazać nam grobu. Ci ostatni nie bardzo kojarzyli nawet o kogo pytamy.
A to był przecież taki drugi Nikifor - popatrzcie
Wojciech Oleksy |
Cześć jedyna Blogerko, jaką czytam! jak tam postanowienia noworoczne? jeden post na dzień to ambitny plan i może nawet zbyt wyśrubowany;-) no ale z raz w tygodniu to mogłabyś coś wrzucać...a tu pustki od 11go. Czytam "Cię" od kilku miesięcy i z braku nowych postów czytywałam stare i to po kilka razy czasem, ale już mam wszystko przeczytane. Tak że tego...dawaj nowe jakieś wpisy...zima jest, jest czas na czytanie. Pozdrowienia z dalekiej. Północy
OdpowiedzUsuńPiekne, malownicze rzezby!!!
OdpowiedzUsuń