Tak, tak to jezioro o którym piszę to zalew, to Klimkówka ale dla mnie takie akweny wodne to jeziora i tyle. Geograficzna nomenklatura może średnio poprawna ale co tam. Zalew ma bliskie konotacje ze zlewem i może z tego tytułu intuicja każe mówić inaczej.
A z aktualności to pięknie przywitała nas najbliższa okolica bowiem wczoraj zupełnie spontanicznie trafiliśmy na Innowicę czyli Festiwal w Nowicy, którego to już 8 edycję organizują dobrzy ludzie z tamtej wsi. Z racji przeprowadzki nie śledziłam w tym roku tego tematu a i strona Nowicy nie zamieściła w tym roku żadnej informacji o programie. No ale był Osjan wczoraj. Co prawda w okrojonym składzie bo i Waglewskiego nie było i Milo Kurtis także się nie pojawił, ale trójka muzyków (Jacek Ostaszewski, Radosław Nowakowski, Marek Piątek) metafizycznie działała na zmysły. Prymitywna scena, kilka reflektorów, dobra energia płynąca od przybyłych wybrańców losu a dookoła nic czyli WSZYSTKO lasy, góry, łąki. Nad głową Wielki Wóz i oślepiający Pan Księżyc.
Dziś będzie koncert pieśni łemkowskich oraz monodram "Samospalenie" z udziałem Przemysława Bluszcza. Ja, która kiedyś współorganizowałam Ogólnopolski Przegląd Monodramu Współczesnego, mam teraz monodram u siebie. Kultura jest bardzo blisko, nawet na wsi, wystarczy jej poszukać.
Byliśmy z wizytą w Wołowcu u Jana, który odszedł minionego roku w październiku. Pisałam o Nim Tu. Spoczywa na miejscowym cmentarzyku u stóp cerkwi. Ptaszęta mu śpiewają, leży pośród ziół, ma blisko swój dom i bydło, które było całym jego życiem ale i pewnie praca przy nim przyczyniła się do zbyt szybkiego odejścia z tego świata. Miejscowi ludzie, postawili kamień i krzyż w miejscu, gdzie został znaleziony i napisali datę śmierci a obok po prostu "Janek". Piękny gest. Zwykły niezwykły człowiek. Jego odejście nadal nie daje nam spokoju.
Ptaszęta wyprowadziły się od nas wczoraj. Mamy dzięki temu już spokojniejsze noce bo Niuniol znajdował wszelakie sposoby aby wdrapać się na górę i je dopaść. A chwila, w której matka uczyła je latać była ku temu najlepszą. Na szczęście nikt nie ucierpiał, tylko Niuniol jakiś taki markotny, że cel, jaki sobie upatrzył zniknął bezpowrotnie.
Jesteśmy tu dopiero piąty dzień i mamy wrażenie jakbyśmy przynależeli do tego miejsca od dawna. Nie było spodziewanego szoku, jaki sądziłam że dopadnie nas po wyprowadzce z miasta na wieś. Naturalnie wpisało się to nasze życie jakoś w krajobraz i to, że jest na razie ubogo i z utrudnieniami tylko dodaje smaku. Nie ma zmęczenia, którego się spodziewałam, nie ma znużenia. Jest fascynacja każdym źdźbłem, każdym ptakiem przelatującym nad głową, mrówką, muchą, osą. Kurz obecny na stopach stał się niezauważalny. Wiem, wiem... pewnie pojawią się głosy, że najgorsze jeszcze i dopiero przed nami. Że słońce świeci, nie ma urwania chmury, wichury i inne żywioły nie doświadczają nas chwilowo. Pewnie tak, pewnie zgoda. Ale ja i tak wiem, że takie życie czekało na mnie, na nas od lat. Biorę je takim jakie jest i akceptuję niespodzianki, które pewnie nie raz mi zaserwuje. Weryfikacja i tak będzie. Jednak tak pewną, że to gdzie idę jest TYM szlakiem, o którym zawsze marzyłam, nie byłam jeszcze nigdy.
Ściski dla wszystkich. Naszopolanowscy!
A z aktualności to pięknie przywitała nas najbliższa okolica bowiem wczoraj zupełnie spontanicznie trafiliśmy na Innowicę czyli Festiwal w Nowicy, którego to już 8 edycję organizują dobrzy ludzie z tamtej wsi. Z racji przeprowadzki nie śledziłam w tym roku tego tematu a i strona Nowicy nie zamieściła w tym roku żadnej informacji o programie. No ale był Osjan wczoraj. Co prawda w okrojonym składzie bo i Waglewskiego nie było i Milo Kurtis także się nie pojawił, ale trójka muzyków (Jacek Ostaszewski, Radosław Nowakowski, Marek Piątek) metafizycznie działała na zmysły. Prymitywna scena, kilka reflektorów, dobra energia płynąca od przybyłych wybrańców losu a dookoła nic czyli WSZYSTKO lasy, góry, łąki. Nad głową Wielki Wóz i oślepiający Pan Księżyc.
Dziś będzie koncert pieśni łemkowskich oraz monodram "Samospalenie" z udziałem Przemysława Bluszcza. Ja, która kiedyś współorganizowałam Ogólnopolski Przegląd Monodramu Współczesnego, mam teraz monodram u siebie. Kultura jest bardzo blisko, nawet na wsi, wystarczy jej poszukać.
Byliśmy z wizytą w Wołowcu u Jana, który odszedł minionego roku w październiku. Pisałam o Nim Tu. Spoczywa na miejscowym cmentarzyku u stóp cerkwi. Ptaszęta mu śpiewają, leży pośród ziół, ma blisko swój dom i bydło, które było całym jego życiem ale i pewnie praca przy nim przyczyniła się do zbyt szybkiego odejścia z tego świata. Miejscowi ludzie, postawili kamień i krzyż w miejscu, gdzie został znaleziony i napisali datę śmierci a obok po prostu "Janek". Piękny gest. Zwykły niezwykły człowiek. Jego odejście nadal nie daje nam spokoju.
Ptaszęta wyprowadziły się od nas wczoraj. Mamy dzięki temu już spokojniejsze noce bo Niuniol znajdował wszelakie sposoby aby wdrapać się na górę i je dopaść. A chwila, w której matka uczyła je latać była ku temu najlepszą. Na szczęście nikt nie ucierpiał, tylko Niuniol jakiś taki markotny, że cel, jaki sobie upatrzył zniknął bezpowrotnie.
Jesteśmy tu dopiero piąty dzień i mamy wrażenie jakbyśmy przynależeli do tego miejsca od dawna. Nie było spodziewanego szoku, jaki sądziłam że dopadnie nas po wyprowadzce z miasta na wieś. Naturalnie wpisało się to nasze życie jakoś w krajobraz i to, że jest na razie ubogo i z utrudnieniami tylko dodaje smaku. Nie ma zmęczenia, którego się spodziewałam, nie ma znużenia. Jest fascynacja każdym źdźbłem, każdym ptakiem przelatującym nad głową, mrówką, muchą, osą. Kurz obecny na stopach stał się niezauważalny. Wiem, wiem... pewnie pojawią się głosy, że najgorsze jeszcze i dopiero przed nami. Że słońce świeci, nie ma urwania chmury, wichury i inne żywioły nie doświadczają nas chwilowo. Pewnie tak, pewnie zgoda. Ale ja i tak wiem, że takie życie czekało na mnie, na nas od lat. Biorę je takim jakie jest i akceptuję niespodzianki, które pewnie nie raz mi zaserwuje. Weryfikacja i tak będzie. Jednak tak pewną, że to gdzie idę jest TYM szlakiem, o którym zawsze marzyłam, nie byłam jeszcze nigdy.
Ściski dla wszystkich. Naszopolanowscy!
Samych radości każdego dnia życzę.
OdpowiedzUsuńBędzie jeszcze piękniej. To wieszczone czasem "najgorsze" wcale nie musi nadejść. Na najlepsze tylko czekajcie!
OdpowiedzUsuńO tak, Pan Jan był znany wielu "beksidnikom" - i My go spotkaliśmy kilkakrotnie w swoim króciutkim stażu, zawsze będzie nam się kojarzył z pasterstwem i uprzejmością..
OdpowiedzUsuńMusi być o tej porze bardzo pięknie w Nowicy i okolicach..
Pozdrawiamy :)
Niech się Wam szczęści w tej przepięknej krainie !
OdpowiedzUsuńPiękne są te lokalne imprezy, a łemkowskie pieśni ...szczypią po duszy, jak się patrzy; myślę, Polanko, że ze swoim doświadczeniem zawodowym jeszcze nie raz przyczynisz się do wzbogacenia lokalnej, artystycznej inicjatywy; serdeczności ślę.
OdpowiedzUsuńZdjęcia pliz!
OdpowiedzUsuń