TAM będzie naszą najbliższą sąsiadką ale zanim to się stanie, na razie jest tu. Przyjechała na JEGO miejsce aby sobie popracować a jednocześnie wesprzeć nas tutaj, gdy ON będzie budował TAM. Młode dziewczę, które nigdy nie było w wielkim mieście, zdecydowało się na szalony krok, wsiadło do autobusu i przyjechało do nas. Pierwszy raz opuściła granicę naszej Ojczyzny. Plan ten oczywiście nie był taki totalnie spontaniczny tylko rozwijał się już od paru dobrych miesięcy ale realizacja była zaraz po świętach.
Jest wrażliwa, jest dzielna i jest sumienna. ON przygotowywał ją do walki z miejskim żywiołem przez 7 dni, potem już samodzielnie, dzierżąc w ręku mapę i dosiadając jednośladu, zaatakowała miasto. Zmoczył ją nie raz deszcz i złapała dwie gumy. Nie poddała się nawet gdy koleś skierował ją w odwrotnym kierunku i pojechała prawie aż za Frankfurt szukać pracowniczego celu. Widzę jak z dnia na dzień jej skóra robi się twardsza i jak zaczyna pchać się przez życie łokciami.
No i teraz, gdy ON coraz bliżej TAM, jesteśmy we dwie na niemieckiej gospodarce i staramy się radzić sobie w tych dobrych i gorszych chwilach. Mam tu pod dachem chodzącą encyklopedię traktującą o życiu na wsi. To od jej rodziców kupiliśmy ten
najwspanialszy pod słońcem dom.
Wieczory spędzamy na gadaniu. Ona mi opowiada o zwyczajach w naszym (NAAASZYM!) regionie, o tym co się kiedy sadzi, kiedy im się krowa ocieli, jak to wystawiają na łąkę króliki, które robią za kosiarki, skubiąc trawkę. Jak to jej tato widział ostatnio przed domem (czyli także przed naszym domem !!) kilkadziesiąt sztuk jeleni. ON się już zadeklarował do pomocy przy wykopkach, ja będę się (już, już niebawem) uczuła doić, no i dowiem się gdzie koło nas w lesie jest tajemniczy Czereśniowy Sad (prawie jak u Czechowa) a gdybym nie miała JEGO to bym już wiedziała, że w Wigilię po kolacji, wychodzi się przed dom i nasłuchuje skąd pierwszy pies zaszczeka... wtedy wiadomo z której strony nadejdzie kawaler. :-)
Jestem wniebowzięta bo taka żywa książka do mnie przyjechała.
ON daleko. Jasne, że mi źle ale mam wrażenie, że wypłakałam już swoje przed JEGO wyjazdem. Teraz jestem znacznie dzielniejsza. Muszę być. Nie mam innej opcji.
Przypatrujcie się domowi temu bowiem niebawem już nie będzie wyglądał tak stuprocentowo pierwotnie. Ale postaramy się nie zawieźć ani siebie ani domu. Będzie śliczny a każdy dzień, gdy będzie stawał się coraz piękniejszy, będzie kolejnym dniem, który zbliży nas do końca emigracji. Czyż to nie wspaniałe? :)
Tak, to prawda Kamphoro, życie jest piękne a najpiękniejsze właśnie wtedy, gdy umiemy realizować swoje marzenia. Tyle się słyszy o tym, że ktoś nas podziwia za decyzję jaką podjęliśmy. A mi wtedy tak głupio się robi bo to przecież tylko kwestia podjęcia odpowiedniej decyzji. Odwagi! Każdy może bo życie jest tylko jedno.
Jest wrażliwa, jest dzielna i jest sumienna. ON przygotowywał ją do walki z miejskim żywiołem przez 7 dni, potem już samodzielnie, dzierżąc w ręku mapę i dosiadając jednośladu, zaatakowała miasto. Zmoczył ją nie raz deszcz i złapała dwie gumy. Nie poddała się nawet gdy koleś skierował ją w odwrotnym kierunku i pojechała prawie aż za Frankfurt szukać pracowniczego celu. Widzę jak z dnia na dzień jej skóra robi się twardsza i jak zaczyna pchać się przez życie łokciami.
No i teraz, gdy ON coraz bliżej TAM, jesteśmy we dwie na niemieckiej gospodarce i staramy się radzić sobie w tych dobrych i gorszych chwilach. Mam tu pod dachem chodzącą encyklopedię traktującą o życiu na wsi. To od jej rodziców kupiliśmy ten
najwspanialszy pod słońcem dom.
Wieczory spędzamy na gadaniu. Ona mi opowiada o zwyczajach w naszym (NAAASZYM!) regionie, o tym co się kiedy sadzi, kiedy im się krowa ocieli, jak to wystawiają na łąkę króliki, które robią za kosiarki, skubiąc trawkę. Jak to jej tato widział ostatnio przed domem (czyli także przed naszym domem !!) kilkadziesiąt sztuk jeleni. ON się już zadeklarował do pomocy przy wykopkach, ja będę się (już, już niebawem) uczuła doić, no i dowiem się gdzie koło nas w lesie jest tajemniczy Czereśniowy Sad (prawie jak u Czechowa) a gdybym nie miała JEGO to bym już wiedziała, że w Wigilię po kolacji, wychodzi się przed dom i nasłuchuje skąd pierwszy pies zaszczeka... wtedy wiadomo z której strony nadejdzie kawaler. :-)
Jestem wniebowzięta bo taka żywa książka do mnie przyjechała.
ON daleko. Jasne, że mi źle ale mam wrażenie, że wypłakałam już swoje przed JEGO wyjazdem. Teraz jestem znacznie dzielniejsza. Muszę być. Nie mam innej opcji.
Przypatrujcie się domowi temu bowiem niebawem już nie będzie wyglądał tak stuprocentowo pierwotnie. Ale postaramy się nie zawieźć ani siebie ani domu. Będzie śliczny a każdy dzień, gdy będzie stawał się coraz piękniejszy, będzie kolejnym dniem, który zbliży nas do końca emigracji. Czyż to nie wspaniałe? :)
Tak, to prawda Kamphoro, życie jest piękne a najpiękniejsze właśnie wtedy, gdy umiemy realizować swoje marzenia. Tyle się słyszy o tym, że ktoś nas podziwia za decyzję jaką podjęliśmy. A mi wtedy tak głupio się robi bo to przecież tylko kwestia podjęcia odpowiedniej decyzji. Odwagi! Każdy może bo życie jest tylko jedno.
Kamien z serca :-)
OdpowiedzUsuńRewelacyjnie to rozegraliscie, gratuluje
przyznam, ze troche sie martwilam jak Ci bedzie bez Niego...
dobrze, ze masz wsparcie
pozdrawiam
Dzięki za Twoje wsparcie także bo jakoś tak telepatycznie zawsze je czuję. :-)
Usuńa ja muszę dawać radę. Teraz nie pora na mazgajenie się choć nie ukrywam, że momentami mnie napada babska łzawa histeria :-)
Fantastyczne wieści!
OdpowiedzUsuńAleż dziewczyna ma odwagę!
Ciekawe, co dalej z nią będzie. Czy zachłyśnie się miejskim życiem?
Serdeczne pozdrowienia!
no właśnie to jest w niej najfajniejsze, że chłonie miasto i wszystko co dla niej nowe ale jesteśmy obie pewne, że tym nie przesiąknie a już z pewnością nie zachłyśnie. Ona kocha wieś i wielkie miasto tak ogólnie nie dla niej. pozdrowienia serdeczne
UsuńCzyli masz z kim pogadać wieczorami, to dobrze. W dodatku na tematy tak bliskie sercu : )
OdpowiedzUsuńoj tak, absolutnie tak. Taki towarzysz podczas tęsknoty to skarb.
UsuńAleż macie PLAN... ta opcja zamiany miejsc jest genialna! Cieszę się, że dajesz sobie radę bez NIEGO, dobrze wiem, jaki jest cierpki smak rozłąki... Jeszcze trochę, cel jest tak blisko...
OdpowiedzUsuńNie ma innej opcji ;-))
I choć to niby takie proste. nie każdy ma odwagę. I dlatego Was podziwiamy ;-)
Inkwizycjo ja często o Tobie myślę i o Waszej rozłące gdy Ty jeszcze związana z miastem na "RZy" a Padre był daleko. Tyle tylko, że Wam weekendowo spotkania wpadały jedno za drugim. No u nas tej sielanki nie ma, ale ... 15 czerwca lecę do Polski :-)
UsuńDom jest wspaniały i okolica piękna...
OdpowiedzUsuńdziękujemy :-) owszem jest cudnie
UsuńStrzecha by bardzo pasowała... ;-))
OdpowiedzUsuńwiem wiem... ale pasować będzie także drewniana dachówka z osiki i pewnie na niej się zatrzymamy.
UsuńPlan szatański iście. Ale można się było tego spodziewać po Was. Fajnie, że nie jesteś sama i że masz przy sobie Waszą Sąsiadkę, możesz z Nią rozmawiać o Waszym domu, Waszej okolicy. I Ona wie, i Ty wiesz. To zupełnie inaczej, niż opowiadanie i rozmowa z kimś, kto słucha i tylko może się domyśla, a może nie ma pojęcia i wcale nie rozumie.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
dokładnie, święta racja. Sąsiedzi naprawdę trafili nam się anielscy. Ja wierzę w istnienie Aniołów i oto one z kwi i kości na naszej wiejskiej drodze. Takie sytuacje nie są przypadkowe. pozdrowienia serdeczne dla Ciebie i Owieczek
Usuń