czwartek, 14 marca 2013

zdziwienie

Przysypało, posypało, zasypało. Trzeba skrobać, trzeba walczyć, ślizgać się, utrzymywać równowagę, wybierać auto zamiast roweru po to tylko, żeby za chwilę zmienić zdanie i jednak zostawić auto i jechać rowerem. Kapie, za chwile sypie prosto w ryjek, zamarza, odmarza, topi się, mrozi. Pan, co to jedzie z naprzeciwka, na swoim jednośladzie i walczy podobnie jak ja z błotem pośniegowym, pod którym jest lód, patrzy na mnie i ....niestety nie odwzajemnia mojego uśmiechu, który miał oznaczać mniej więcej "ciężko nam, co nie??". Następna pani też nabzdyczona, kolejny rowerzysta też niezadowolony. No mnie też łatwo nie jest ale chociaż ten uśmiech pomógłby na paręnaście metrów. No cóż, trzeba walczyć dalej, ręce bolą od   trzymania kierownicy, nie przyspieszam, zwalniam i tak już wolną jazdę.
I w sumie niczemu się nie dziwię... zima przecież jest nie? i do wiosny jeszcze trochę zostało. Owszem, był tu już jej przedsmak ale to chyba nic zaskakującego, że zimą jest zimno i pada śnieg. Ale tutaj wszyscy totalnie zdziwieni, śnieg jest tematem nr jeden no i generalnie katastrofa, która jak się okazuje zaskoczyła nawet niemieckich ordnungowych drogowców. Co prawda tutaj śniegu jest zazwyczaj znaaaacznie mniej niż w naszych polskich miastach i to głośnie stwierdzenie było dla mnie też odpowiedzią na  nurtujące mnie co jakiś czas pytanie: dlaczego ja w Polsce mam sezon rowerowy i sezon bezrowerowy a tutaj jeżdżę po prostu cały rok. Otóż gdyby tutaj ulice wyglądały tak, jak obecnie się prezentują, przez całą zimę, to rower mój miałby urlop do pierwszych konkretnych roztopów. To pewne. Ze ścieżek rowerowych chwilowo zostały tylko znaki o nich informujące. A ja pierdyknęłam wczoraj z przytupem. Tylne koło wpadło mi w tory tramwajowe. Wywalona jak długa. Kolano zbite. Błoto pośniegowe na mnie. Ale żaden niemiecki ignorant nie zatrzymał auta coby się podpytać w tubylczym dialekcie czy abym cała i nie potrzeba mi pomocy. Ominęli mnie zgodnie zwalniając i redukując do dwójki i dalej w drogę.
Ta olewka przytrafiła mi się też niestety swego czasu w Ojczyźnie podczas upadku rowerowego, więc takiego pecha mam i tyle.

A tu wszystko pod pierzynką





No a my po pracy, jak chwilowo w puchu nie spacerujemy, lubimy sobie po prostu popatrzeć na ten zaokienny świat od środka, z perspektywy niemieckiego minimieszkanka i wtedy mamy przede wszystkim takie widoki.




A po dzisiejszym Webinarze to już w ogóle nam Ogródek Miejski w duszy gra. Wiele się rozjaśniło, nowe wiadomości o dżdżownicach, kompostownikach, flancowaniu. Niektórzy uczestnicy irytowali się na czacie, że Webinar nie do końca na temat ale my się nie zgadzamy. Pierwszy raz w czymś takim uczestniczyliśmy i jak dla mnie informacje o Ogródkach Miejskich były trafione. Po prostu jest to dość obszerny temat, uczestników było sporo a czas ograniczony. Nie każdego można zadowolić. Główne zagadnienia zostały poruszone a ten Webinar stał się przyczynkiem do kolejnych, bardziej szczegółowych.
W ogóle polecam wszystkim zainteresowanym taką formę zdobywania wiedzy i samorozwoju.
A my zaraz będziemy się orientować skąd dobre nasionka pobierać, jak siać i otaczać się zdrowszą żywnością, która postaramy się sami powołać do życia. O!


1 komentarz:

  1. O, to zima i w Helmutowie...

    I u nas Zima-Łabędzica zaśpiewała nam ostatnio przejmująco...
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń