sobota, 6 sierpnia 2011

schizofreniczne mycie okien

Umyłam dziś okna. No bo jak zachodzące słońce świeciło nam prosto w twarz to takie już brudasy były, że wstyd. Nie to żebym była mało porządna, ale okna nasze z racji tego, że od zewnątrz mają parapety, wciąż brudzą się podczas deszczu, gdy ten zwinnie sobie na nie chlapie. No i co? Oczywiście ledwo umyłam okna, zaczęło lać. Efekt jaki jest, pisać nie muszę. Ale... podczas mycia okien dopadła mnie pewna forma schizofrenii /?/ Nie wiem czy to dobre określenie, czy może jest na to zjawisko jakieś lepsze określenie. Otóż zacznę do dygresji. Znajoma, która nie tak dawno była w ciąży, a teraz jest już szczęśliwą mamą kilkumiesięcznego malucha, podczas ciąży zaczęła pisać bloga. Otóż ja w ciąży nie jestem, a czuję się od jakiegoś czasu podobnie do niej. Wiem, że oczekuję przyjścia na świat czegoś, o czym marzę od lat, i pisanie mego bloga mogłabym porównać chyba trochę do takiego czasu wyczekiwania i przygotowywania się /oczywiście bardzo powolnego niestety/ do tego co będzie PO. Czytam inne tematycznie podobne do naszego blogi, rozpoczynam wirtualne znajomości, otrzymuję porady, sama ośmielam się czasem wyrazić swoje zdanie na różne tematy, na innych blogach etc.
No i dziś podczas mycia okien, weszłam w taki dziwny stan, ponieważ odpłynęłam myślami daleko poza Frankfurt, byłam na jakiejś polanie, dookoła inne polany, w oddali lasy, na parapecie w słońcu wygrzewał się Kocurro, a ja myłam okna ale już w NASZYM DOMU. Jednym słowem starałam się sobie wyobrazić jak to będzie jak ten stan oczekiwania już się zakończy. W jakich bólach będzie się rodził nasz DOM?
Ciężko znoszę ostatnie dni, kiedy nie mam już starej pracy i nie mam jeszcze perspektyw na nową pracę. Wszyscy znajomi podnoszą na duchu i zapewniają, że i tak idziemy jak burza w tym obcym kraju, ale jednak psycha czasem siada i wtedy trzeba myślami odlecieć hen daleko.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz