Tegoroczna jesień zdecydowanie nas nie rozpieszcza. Słonka jak na lekarstwo, za to mgły, chmury i deszcze w nadmiarze. Biorę to co przynosi mi aura i nie narzekam choć wiadomo, że polska złota jesień byłaby milsza w odbiorze. Mglista pogoda ma nostalgiczny wpływ na nastrój. Szczególnie jak się siedzi czasami parę dni samemu w domu i jedynymi stworzeniami, do których można otworzyć buzię, to czworonogi ukochane i niezawodne jak zawsze. Patrzą bardzo inteligentnie na mnie i robią taką minkę jakby wszystko co mówię, doskonale rozumiały i ja wiem, że po prostu rozumieją i są ze mną na dobre i na złe. To bardzo krzepi, z pewnością chroni przed stanami depresyjnymi, co do których ja nie miewam tendencji, ale tym co mają, towarzysza-przyjaciela w postaci psa lub kota szczególnie polecam. Tyle ślicznych zwierzaków czeka na przygarnięcie i pokochanie.
Minione dni to też dla mnie piękny i energetyczny czas bowiem zmienił mi się prefiks i weszłam w kolejną dekadę życia. Jakoś specjalnie nie skupiam się na ilości przeżytych już lat. Zawsze byłam młoda duchem i tego się trzymam. Reszta to tylko cyferki, od których stronię. Nie mniej jednak urodziny były okrągłe a ja miałam perspektywę spędzenia ich w samotności. On przebywa chwilowo na emigracji. Co prawda rano byli jeszcze ze mną przemili Goście, którzy przyjechali na weekendowy wypoczynek, ale już szykowali się właściwie do odjazdu, co nie przychodziło im z łatwością. Upiekłam ciasto z jabłkami i przy kawce starałam się jeszcze odwlec ich odjazd do domu. Nagle pod dom podjeżdża ON - co najmniej na takim luzie jakby właśnie po prostu wrócił ze sklepu, a ja wybiegam z domu jak z procy i rzucam się Małżonkowi w ramiona. :-) A słońce tego dnia wyjątkowo mocno świeciło na naszą okolicę. :-)
Dalsza część dnia była jeszcze bardziej obfita w niespodzianki, bowiem w restauracji, do której ON zaproponował aby mnie zabrać na wspólną urodzinową kolację, czekała moja rodzina i JEGO rodzeństwo z tortem a stół nakryty był do pysznej kolacji. Szok!!! Niedowierzanie i totalna eksplozja emocji. To są chwile niezapomniane, których tym bardziej potrzeba, gdy mieszka się daleko od swoich, od bliskich. Ich obecność w takim dniu jest bezcenna. Moja mina na ich widok także. Następnego dnia rano przybyła do mnie jeszcze ze Stolycy, moja przyjaciółka Sroka z naszym serdecznym kolegą wraz z prezentami (same książki - dziękuję !!!) od ekipy przyjacielskiej warszawskiej.
Kochani, taka prawie 24-godzinna dawka wrażeń, faszeruje człowieka najwspanialszą energią świata, z którą gdy urodziło się w szarawym miesiącu, jakim jest październik, można śmiało nie tylko iść dalej przez życie ale i przetrwać te melancholijne jesienne miesiące.
Dziękuję Ci Mężu za knucie i spiskowanie przeciwko mnie i cała Moja Rodzino wraz z Przyjaciółmi za te piękne i absolutnie niezapomniane chwile.
No to było trochę prywaty!!!
A teraz chciałam pokazać Wam co u nas w trawie piszczy. Grządki przygotowane do zimy. Zbiory zebrane. Resztka jabłek także. Może powstanie jeszcze jakiś sok a i udusimy trochę jabłek na zimowe wieczory do ciasta albo do jedzenia po prostu ot tak, ze słoika.
Marchew i pietruszka mizerne no bo nie poprzerywane w odpowiednim czasie. No i orka była wiosenna a nie zimowa, więc pewnie to wszystko zbyt płytkie i ogólnie nieprawidłowe, niezgodne ze sztuką rolniczą. Uczę się!! Już wiem mniej więcej jak to powinno wyglądać w kolejnym sezonie. Buraki znacznie lepsze no i jedna kalarepka czerwona ostała się i czeka na konsumpcję. Za to nadal zbieram poziomki a truskawki puściły mnóstwo młodych pędów, więc za rok będzie ich więcej i więcej. Bardzo zadowolona jestem z cukinii, która owocowała prawie całą drugą połowę lata aż do teraz. W tym roku nie obrodził koper, mimo iż w zeszłym roku był znakomity za to świetnie rosły natka i kolendra. Z bobu zebrałam ledwie garstkę zdrowych strąków, reszta była cała robaczywa. Chyba za rok zrezygnuję. Pomidory koktajlowe owocowały znakomicie, inne odmiany także ale inne niestety zaatakowała zaraza i w sumie jedliśmy tylko te koktajlowe. Zaznaczam, że te zbiory, które opisuję były bez żadnych nawozów sztucznych, jedynie gnojówka z pokrzywy była grana. W tym roku przekopuję na zimę całość warzywniaka z kompostem, który zdołał się przerobić przez ostatnie 1,5 roku i wierzę, że dzięki niemu zbiory za rok będą obfitsze a moja wiedza pozwoli nie popełniać tych samych błędów.
Zrobiłam też porządki w ziołach, które były bardzo rachityczne tego roku oraz w kwiatach, które były piękne ale jedne dominowały jedne nad drugimi i tutaj też jeszcze wiele nauki muszę liznąć żeby ogródek był w miarę uporządkowany.
Marzy mi się łąka kwietna ale to nie tutaj i pewnie jeszcze muszę zaczekać i marzy mi się wiele innych akcji ogrodowych jak choćby grządki permakulturowe ale to też pewnie w nowym miejscu. Na razie poznaję ziemię, uczę się jej i tego żeby mnie nie pokonywała. Jest to wiedza wielka i tajemna ale po woli odkrywam jej tajemnice.
A na deser sąsiad, który ostatnio odwiedza nas bardzo często. Najpierw upodobał sobie śliwy i tam stukał w ich chore konary a teraz ostatnio stuka w nasze domowe bale i zastanawiam się czy robi nam dobrze czy też źle? Nie porobi dziur? Pożyteczne te jego stuki są? Z pewnością ale nie wiem tak do końca bowiem poznaję ptasi świat dopiero. W każdym razie dzięcioł zielonosiwy jest zdecydowanie misterem ptasim naszych latających gości i lubię ten jego piskliwy śpiew, gdy niestety spłoszony odlatuje. Do nas w odwiedziny przylatuje chyba Pani Dzięciołowa bo nie zauważyłam charakterystycznej dla samca, czerwonej plamki na czubku głowy.
Dobrego dnia Kochani!
Minione dni to też dla mnie piękny i energetyczny czas bowiem zmienił mi się prefiks i weszłam w kolejną dekadę życia. Jakoś specjalnie nie skupiam się na ilości przeżytych już lat. Zawsze byłam młoda duchem i tego się trzymam. Reszta to tylko cyferki, od których stronię. Nie mniej jednak urodziny były okrągłe a ja miałam perspektywę spędzenia ich w samotności. On przebywa chwilowo na emigracji. Co prawda rano byli jeszcze ze mną przemili Goście, którzy przyjechali na weekendowy wypoczynek, ale już szykowali się właściwie do odjazdu, co nie przychodziło im z łatwością. Upiekłam ciasto z jabłkami i przy kawce starałam się jeszcze odwlec ich odjazd do domu. Nagle pod dom podjeżdża ON - co najmniej na takim luzie jakby właśnie po prostu wrócił ze sklepu, a ja wybiegam z domu jak z procy i rzucam się Małżonkowi w ramiona. :-) A słońce tego dnia wyjątkowo mocno świeciło na naszą okolicę. :-)
Dalsza część dnia była jeszcze bardziej obfita w niespodzianki, bowiem w restauracji, do której ON zaproponował aby mnie zabrać na wspólną urodzinową kolację, czekała moja rodzina i JEGO rodzeństwo z tortem a stół nakryty był do pysznej kolacji. Szok!!! Niedowierzanie i totalna eksplozja emocji. To są chwile niezapomniane, których tym bardziej potrzeba, gdy mieszka się daleko od swoich, od bliskich. Ich obecność w takim dniu jest bezcenna. Moja mina na ich widok także. Następnego dnia rano przybyła do mnie jeszcze ze Stolycy, moja przyjaciółka Sroka z naszym serdecznym kolegą wraz z prezentami (same książki - dziękuję !!!) od ekipy przyjacielskiej warszawskiej.
Kochani, taka prawie 24-godzinna dawka wrażeń, faszeruje człowieka najwspanialszą energią świata, z którą gdy urodziło się w szarawym miesiącu, jakim jest październik, można śmiało nie tylko iść dalej przez życie ale i przetrwać te melancholijne jesienne miesiące.
Dziękuję Ci Mężu za knucie i spiskowanie przeciwko mnie i cała Moja Rodzino wraz z Przyjaciółmi za te piękne i absolutnie niezapomniane chwile.
No to było trochę prywaty!!!
A teraz chciałam pokazać Wam co u nas w trawie piszczy. Grządki przygotowane do zimy. Zbiory zebrane. Resztka jabłek także. Może powstanie jeszcze jakiś sok a i udusimy trochę jabłek na zimowe wieczory do ciasta albo do jedzenia po prostu ot tak, ze słoika.
Marchew i pietruszka mizerne no bo nie poprzerywane w odpowiednim czasie. No i orka była wiosenna a nie zimowa, więc pewnie to wszystko zbyt płytkie i ogólnie nieprawidłowe, niezgodne ze sztuką rolniczą. Uczę się!! Już wiem mniej więcej jak to powinno wyglądać w kolejnym sezonie. Buraki znacznie lepsze no i jedna kalarepka czerwona ostała się i czeka na konsumpcję. Za to nadal zbieram poziomki a truskawki puściły mnóstwo młodych pędów, więc za rok będzie ich więcej i więcej. Bardzo zadowolona jestem z cukinii, która owocowała prawie całą drugą połowę lata aż do teraz. W tym roku nie obrodził koper, mimo iż w zeszłym roku był znakomity za to świetnie rosły natka i kolendra. Z bobu zebrałam ledwie garstkę zdrowych strąków, reszta była cała robaczywa. Chyba za rok zrezygnuję. Pomidory koktajlowe owocowały znakomicie, inne odmiany także ale inne niestety zaatakowała zaraza i w sumie jedliśmy tylko te koktajlowe. Zaznaczam, że te zbiory, które opisuję były bez żadnych nawozów sztucznych, jedynie gnojówka z pokrzywy była grana. W tym roku przekopuję na zimę całość warzywniaka z kompostem, który zdołał się przerobić przez ostatnie 1,5 roku i wierzę, że dzięki niemu zbiory za rok będą obfitsze a moja wiedza pozwoli nie popełniać tych samych błędów.
Zrobiłam też porządki w ziołach, które były bardzo rachityczne tego roku oraz w kwiatach, które były piękne ale jedne dominowały jedne nad drugimi i tutaj też jeszcze wiele nauki muszę liznąć żeby ogródek był w miarę uporządkowany.
Marzy mi się łąka kwietna ale to nie tutaj i pewnie jeszcze muszę zaczekać i marzy mi się wiele innych akcji ogrodowych jak choćby grządki permakulturowe ale to też pewnie w nowym miejscu. Na razie poznaję ziemię, uczę się jej i tego żeby mnie nie pokonywała. Jest to wiedza wielka i tajemna ale po woli odkrywam jej tajemnice.
A na deser sąsiad, który ostatnio odwiedza nas bardzo często. Najpierw upodobał sobie śliwy i tam stukał w ich chore konary a teraz ostatnio stuka w nasze domowe bale i zastanawiam się czy robi nam dobrze czy też źle? Nie porobi dziur? Pożyteczne te jego stuki są? Z pewnością ale nie wiem tak do końca bowiem poznaję ptasi świat dopiero. W każdym razie dzięcioł zielonosiwy jest zdecydowanie misterem ptasim naszych latających gości i lubię ten jego piskliwy śpiew, gdy niestety spłoszony odlatuje. Do nas w odwiedziny przylatuje chyba Pani Dzięciołowa bo nie zauważyłam charakterystycznej dla samca, czerwonej plamki na czubku głowy.
źródło: http://pawelnierobisz.pl/ |
Wszystkiego dobrego na kolejne dziesieciolecia!
OdpowiedzUsuńPlony imponujace, gratuluje
Pozdrawiam
Niespodzianka urodzinowa ... no to wszystkiego najlepszego na Waszej Polanie.
OdpowiedzUsuńJa miałam w ub. roku, bardzo okrągłe, też rodzina spiskowała, przybyli tu z wawki ... i wyjechali ze stodoły autem dla mnie. Była pełna konspiracja. Miłe.
Ogrodowa nauka u mnie szósty rok i niewiele jestem mądrzejsza. Nie narzekaj na zbiory, bo widzę, że jest bdb. W uprawie zawsze są jakieś porażki, jak uda się marchew i buraki, to szlag trafi kapustę, jak jest urodzaj na pomidory, to nie licz na ogórki itd. Znoszę to z godnością, na pewne rzeczy nie mam wpływu. Dziękuję Bogu, że jest jak jest i tak miało widocznie być.
Mój warzywnik daje obfite plony, kawałek urodzajnej gleby to i efekty są, ale na zarazy, mączniaki, robactwo nie zawsze ekologiczne opryski pomagają.
No z takich jabłek to szarlotka pachnie na całe Beskidy, co?
Ściskam serdecznie
PS. No kusisz tymi rydzami, uwielbiam rydze. Może kiedyś na grzybobranie zawitam do Was? Tu, na Mazurach w tym sezonie znalazłam w pobliskim lasku może z 10 szt., wszystkie robaczywe.
A to Ci siurpryzę rodzina wyszykowała:-) wszystkiego dobrego, Polanko, a te wszystkie prefiksy to nic strasznego, wiek duchowy się liczy, a my przecież młode wszystkie:-) pozdrowienia ślę.
OdpowiedzUsuńSto lat kochana! Cyferki nieważne, kiedy w głowie maj! :-)
OdpowiedzUsuń