No cóż, zazwyczaj to m.in. Brulion Kulturalny jest dla mnie źródłem informacji o tym co warto, co dobre, co ciekawe. Najczęściej nasze gusta z autorką Brulionu się pokrywają ale dziś zabawię się w nieudolną recenzentkę paru pozycji, które ostatnimi czasy zawitały do mnie i zrobiły wrażenie. Robię to tylko z jednego powodu - uważam, że są to dzieła bardzo branżowe, związane mocno z moim aktualnym trybem życia ale i dla osób tzw. "miastowych" mogą być fajną wskazówką i inspiracją do takich czy innych decyzji życiowych.
Kompletnie nie wiem jak mogłam przeoczyć tę książkę i przeczytałam ją dopiero parę tygodni temu. Pożyczyła mi ją znajoma, która jest obecnie na samym początku swej drogi emigracyjnej z miasta na wieś i szczerze powiem, że skoro po tej lekturze kontynuuje swoje dzieło przesiedlenia to znaczy, że jest to odważna baba. Ja nie miałam już wyjścia bo przeczytałam ją po skoku na głęboką wodę, więc przyszło mi się tylko zmagać z tym co mam. :-) Ale żarty na bok. Książka opowiada co prawda historię Amerykanki (a nie Polki), która przenosi się z Nowego Jorku na amerykańską farmę i zmienia swoje życie chciałoby się powiedzieć o 360 stopni ale zmienia je o 180. :-) Szpilki zmienia na gumiaki, modne i eleganckie ciuchy na wytarte i brudne jeansy, smartfona na widły, a komfortowe mieszkanie wynajmowane na Manhattanie na zimny i obskurny barak, który dopiero ma się stać jej przytulnym domem. Czyli prawie tak jak u nas.
Oczywiście za wszystkim idzie miłość, która też nie jest łatwą bowiem jej wybranek to nietuzinkowy i nonkonformistycznie podchodzący do życia indywidualista, który to tak jak na początku pociąga ją swymi wszystkimi innościami, tak w codziennym życiu nie jest to już takie oczywiste i proste w obejściu. Nie mniej jednak żyją razem i próbują w swym zapale znajdować możliwe kompromisy, zmagając się z przeciwnościami, jakie płata im życie na wsi. Ich celem jest zbudowanie na 200-stu (sic!) hektarowej farmie, gospodarstwa samowystarczalnego, które będzie oferowało sąsiadom zakup zdrowej i nieprzetworzonej żywności. Temat bardzo modny ostatnio przecież także i u nas. Realia amerykańskie chyba nie bardzo w tym temacie różnią się od polskich. Kooperatywy spożywcze mają wielu swoich zwolenników na całym globie ale jest wielu i takich, dla których zmiana nawyków zaopatrywania się w żywność to czasem najtrudniejsza z dróg. O tym i o innych sprawach opowiada ta książka. Połyka się jednym kęsem, tym bardziej że i o kulinariach jest tam sporo. No i gotuje nikt inny tylko ON, który właśnie przez żołądek trafia głównie do JEJ serca.
Polecam a dodam, że ta książka jest na faktach.
Tutaj ponownie wydawnictwo Czarne, które rzadko (nigdy?) wypuszcza coś słabego na rynek. Książka o jastrzębiu wpadła mi w dłonie, gdy w bibliotece gorlickiej na chybił trafił zerkałam po regałach. "J jak jastrząb" to książka wymagająca dużej uwagi i skupienia. Bohaterka po śmierci ojca, pogrążona jest w głębokiej żałobie. Kupuje jastrzębia i postanawia go ułożyć czyli wyszkolić tak jak robi się to z sokołami. Od dziecka miała marzenie zostać sokolniczką. Już na początku dowiadujemy się, że z sokołami to tak naprawdę przedszkole w porównaniu z tym jak wiele doświadczenia, uwagi, skupienia i cierpliwości wymaga praca z jastrzębiem. Ale to nie tylko książka o pracy z ptakiem. Autorka prowadzi nas trudną i nie zawsze łatwą do zrozumienia drogą wręcz z pogranicza filozofii. Chwilami ta książka przypomina mi klimatem lekturę Marka Rowlandsa "Filozof i wilk". Życie z jastrzębiem wymaga również całkowitego poświęcenia się, zmiany w myśleniu, w postrzeganiu świata. Poprzez oglądanie rzeczywistości oczami jastrzębia, dochodzi to wielu odpowiedzi na pytania nurtujące bohaterkę o sens życia, sens relacji międzyludzkich. Wydaje się nawet, że kontakt z ptakiem pomaga jej łatwiej przejść przez żałobę po stracie ojca. Wiele wątków, wiele ciekawych cytatów z fachowej literatury, mnóstwo nomenklatury ornitologicznej. Ciekawe i inne niż reszta, bardziej może przystępnych, książek o podobnej tematyce ale warto się pochylić.
A "Sekretne życie drzew" to dla mnie książka z pogranicza bajki. Niby to wszystko, co opisuje autor (leśnik z wieloletnim stażem,) jest bardzo racjonalne i pokryte przykładami o dość pragmatycznym wydźwięku to jednak dla mnie to wszystko takie nierealne albo może inaczej... poetyckie. Pięknie jest myśleć, że tam pod ziemią, tam wysoko w koronach drzew, w świecie teoretycznie niemym odbywają się zależności, współpraca, rozmowa a momentami krzyk, kooperatywa, niczym w idealnej społeczności. Wohlleben opowiada o przyjaźniach między drzewami, o uczuciach macierzyńskich, jakimi siebie otaczają, o wsparciu jakie sobie oferują przez dziesiątki lat, o tym jak walczą o symbiozę między sobą, jak wypełniają pustkę i przestrzeń by las trwał... jeszcze ją czytam, jeszcze się delektuję, jeszcze podziwiam i Wam polecam. To świat tak nieznany, że aż nierealny choć nie próbuję w żaden sposób udowodnić, że nie mogący mieć miejsca bo ani narzędzi ani wiedzy takowej nie mam ani ochoty. Lektura obowiązkowa z biologii być to powinna. Dożyjemy takich czasów?
Iwona dziękuję za ten prezent!
A na koniec udostępniam jeden z odcinków cyklu pt "Śladami Kolberga". Nie mam od wielu, wielu lat telewizora więc niektóre pozycje trafiają do mnie z dużym opóźnieniem. Za tę propozycję dziękuję Kasi i Krzysiowi, którzy gościli u nas parę tygodni temu. Naszym rozmowom nie było końca a okazało się, że gusta mamy też podobne. Dzięki nim obejrzałam już chyba wszystkie części tego arcyciekawego cyklu. W każdym odcinku znany muzyk udaje się w trasę tytułowymi śladami Oskara Kolberga. Odwiedzają muzyków ludowych, którzy do dziś jeszcze pielęgnują tradycję i grają lub wyśpiewują muzykę wsi, która dawniej towarzyszyła człowiekowi podczas wszelkich prac polowych, jesiennych czy zimowych a teraz niestety siedzi już tylko pod nielicznymi starymi strzechami. Na szczęście jest młode pokolenie, które często te talenty otrzymuje w spadku po seniorach i nadal rozprzestrzenia wieści o niej i pięknie ją utrwala. Bohaterami tych filmów są regionalni muzycy - amatorzy, pieśniarki... a towarzyszą im artyści tacy jak Zbigniew Wodecki, Gaba Kulka czy Mateusz Pospieszalski. Okazuje się po raz kolejny, że świat muzyki łączy się i jest to język ponad podziałami ale dla wirtuozów skrzypiec czy saksofonu muzyczny świat maleńkich wiosek bywa niedościgniony i najpiękniejsze, że oni - Ci z pierwszych stron gazet są w stanie do tego się przyznać. Nie mniej jednak w efekcie tworzą wspólnie coś niepowtarzalnego a każdy odcinek wzrusza do łez, przynajmniej mnie :-)
No! Dobrej soboty i niedzieli! :-)
Hej ! Piszesz piekna polszczyzna , dowcipnie , interesujaco .Z ciekawoscia przeczytalam o polecanych przez Ciebie ksiazkach.Jesli dostane ta " o drzewach " przeczytam ja z checia.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Wasze zycie , chalupe , zainteresowania i miejsce Waszego zamieszkania.
Zawsze o tym marzylam , ale braklo mi odwagi.Kim jestem ?
" Opiekowalam sie " wraz z moim mezem Wasza / Twoja Mama w czasie wycieczki po Wloszech .Mam nadzieje , ze nie czula sie juz taka samotna .Zgralismy sie fajnie .Mama wiele , dumnie opowiadala nam o Was.
Mam duzo zdjec wycieczkowych na FB.
Bede sledzila Twoj blog , a nawet podalam go dalej .
Moze kiedys wybierzemy sie do Was , za Waszym przyzwoleniem.
Pozdrawiam Ciebie i zlotowlosego mezulka .Ewa z Marburga
Dzień Dobry, miło mi bardzo czytać te słowa. Mama opowiadała mi o wycieczce i o Was. Fajnie, że się odnaleźliście na tym wyjeździe i dobrze, że Mama nie była samotna. Zapraszam do czytania bloga jeśli faktycznie miło się czyta. Zapraszamy do nas w przyszłości. Oczywiście!!! :-)
UsuńHa, kradnę zatem wszystkie propozycje do zakładek!!!! Dzięki wielkie, kochana. O tych dwóch pierwszych nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńDzięki, za "drzewa" najbardziej.
OdpowiedzUsuń